sobota, 30 sierpnia 2014

10 powodów, dla których Doctor Who: Deep Breath (SE08E01) jest udanym odcinkiem


1. Peter Capaldi jako Doctor
Czekaliśmy ponad pół roku, żeby przekonać się jak Peter Capaldi spisze się w roli Doktora, który ma już ponad dwa tysiące lat i od ponad 50 lat pojawia się na ekranach telewizorów. To zdecydowanie starsze wcielenie od poprzednika, ale nie najstarsze. Władca Czasu przecież nie młodnieje, a Szkocki aktor pasuje do tej roli idealnie. Popisuje się charyzmą i ekspresyjnością, szczególnie w wygłaszanych z pasją monologach. Zręcznie włada sarkazmem i jest zupełnie nieprzewidywalny. Pomimo wielu różnic, to wciąż ten sam szalony Doktor, którego pokochał cały świat.  Nie mam wątpliwości, że Capaldi nie zaprzepaści swojej szansy i zrobi, co może żeby zostać zapamiętanym na długo.

2. Mroczny klimat
Ósmy sezon w porównaniu z poprzednimi zapowiada się dużo mroczniej i bardziej tajemniczo. Stanowi to zdecydowany powiew świeżości po epoce Matta Smitha. Nowi przyjaciele i wrogowie, a także kolejne niezapomniane cele podróży szykują jeszcze więcej przygód dla Doktora i jego towarzyszy. Ten odcinek to podróż w głąb niego samego i próba poznania nowej osobowości.


3. Jenna Coleman jako Clara Oswald
Po siódmym sezonie miałam złą opinię o Clarze Oswald, a szczególnie po całym motywie z „Impossible Girl” i „I was born to save the Doctor”. Twórcy za wszelką cenę starali się kreować ją na niezwykle ważną i złożoną bohaterkę, w efekcie czego wydała się banalna i jednowymiarowa. Zachowywała się irytująco i nie wykazywała się specjalną inwencją, podróżując w czasoprzestrzeni. W najnowszym odcinku, nareszcie, twórcy zaczynają powoli rozwijać jej potencjał. Nie próbują już ukazać Clary w wyidealizowany sposób i nie wahają się ujawnić jej licznych wad. Dzięki temu staje się wyrazistsza i ciekawsza. Doktor i Madame Vastra ucierają nieco nosa jej próżności i egoizmowi. Jenna Coleman radzi sobie zadziwiająco dobrze w tej nowej odsłonie i znakomicie potrafi uchwycić wszystkie emocje targające Clarą. Mam nadzieję, że w kolejnych odcinkach zagra jeszcze lepiej. Nie zmienia to jednak faktu, że na towarzyszkę Dwunastego doskonale nadałaby się Donna Noble :)

4. Duet Madame Vastra i Jenny Flint (oraz Strax)
Małżeństwo Vastra i Jenny, czyli żeńskie wersje Sherlocka Holmesa i Johna Watsona w wiktoriańskim Londynie tworzą sprawdzony i brawurowy duet. Dowiadujemy się więcej o ich relacji, ukrywaniu prawdziwych uczuć i codziennych zajęciach. To wyjątkowo odważne i niezależne bohaterki.


5. Rozważania nad psychiką bohaterów
Intryga, która skupia się wokół niezbyt inteligentnych cyborgów prowadzących przerażającą restaurację okazuje się tylko pretekstem, żeby ukazać problematykę postaci samego Doktora. Antagonista odzwierciedla wręcz jego samego. Czy po wielokrotnych zmianach wyglądu Władca Czasu to wciąż ta sama osoba? Liczne rozważania, które snują bohaterowie skłaniają do własnych refleksji i zadumy.

6. Ironiczny humor
Komizm słowny i sytuacyjny jest nieodłącznym elementem tego serialu. Specyficzne brytyjskie poczucie humoru nadaje wielu wydarzeniom zupełnie inny wydźwięk. Ironia przejawia się głównie w komentarzach Doktora, który choć nieco złośliwy, okazuje się również zabawny. Dialogi są wspaniałe, szczególnie w scenach, w których Clara i Władca Czasu ripostują się nawzajem.


7. Powolny rozwój akcji
Fabuła nie rozwija się w dynamicznym tempie, wiele czasu poświęcono na sceny rozmów i to właśnie one stanowią najważniejszą część tego odcinka. Liczą się przede wszystkim bohaterowie i ich emocje, a reszta stanowi praktycznie tylko tło.

8. Nawiązania do poprzednich sezonów
Po przejęciu stanowiska głównego scenarzysty przez Stevena Moffata „Doktor Who” zyskał inną stylistykę i nastrój. Pomiędzy erą Davida Tennanta a epoką Matta Smitha nastąpiła ogromna przepaść. Na szczęście, twórcy tym razem nie popełniają tego błędu i nie oddzielają ósmego sezonu od poprzednich. W wielu miejscach można zauważyć bardziej i mniej subtelne nawiązania do poprzednich odcinków, zarówno z nowych, jak i starych serii. Wrażenie ciągłości sprawia, że choć nie jest to już identyczny Doktor, serial pozostaje równie porywający i niezwykły co kiedyś.


9. Nowi antagoniści
Spektakularne wejście stanowi chyba jedyny powód, dla którego w pierwszych minutach pojawia się dinozaur, którym mieszkańcy Londynu wydają się w dodatku niezbyt przejmować. Cyborgi, które wymieniają swoje części na ludzkie i pragną dotrzeć do raju, nie są wybitnie interesującymi bohaterami, ale zgrabnie połączono motyw ich działania z Doktorem. Sceny z wstrzymywaniem oddechu i próbami wtapiania się w tłum wydają się całkiem pomysłowe. Na samym końcu poznajemy także tajemniczą kobietę z parasolką, której udział zapowiada się obiecująco.

10. Nowa czołówka
Po słabej czołówce z siódmego sezonu, najnowsza prezentuje się naprawdę fantastycznie. Wir czasu wystylizowano na skomplikowany mechanizm zegara, w którym drogę w przestrzeni tworzą później także godziny i planety. Stonowana kolorystyka i charakterystyczny motyw przewodni serialu sprawiają, że wstęp jest efektowny i intrygujący.

wtorek, 26 sierpnia 2014

Magia w blasku księżyca (2014), czyli na tropie szczęścia

tytuł oryginalny: Magic in the Moonlight
reżyseria: Woody Allen
scenariusz: Woody Allen
produkcja: USA
gatunek: dramat, komedia

Z niemal każdym filmem wiążą się oczekiwania. Mając zbyt wysokie, można się często mocno zawieść. Niekiedy po prostu spodziewamy się, że produkcja, którą decydujemy się obejrzeć, będzie słaba. Czy to ze względu na osobę reżysera, scenarzysty, obsadę lub nieciekawie zapowiadającą się fabułę. Zawsze miło jest się pozytywnie zaskoczyć i ze zdumieniem stwierdzić, że seans okazał się niezwykle udany. Czy zatem „Magia w blasku księżyca” zmieniła moje raczej negatywne podejście do twórczości Woody’ego Allena?

Stanley Crawford (Colin Firth) jest aroganckim Anglikiem i racjonalistą, który twardo stąpa po ziemi. Cieszy się ogromnym uznaniem i sławą jako iluzjonista. Na scenie zakłada jednak maskę i przedstawia się jako Chińczyk Wei Ling Soo. W swoich dokonaniach może poszczycić się także odkryciem oszustw licznych spirytystów. Za namową starego przyjaciela (Simon McBurney) wyrusza na Lazurowe Wybrzeże do posiadłości rodziny Catledge. Udając biznesmena, stara się zdemaskować kobietę-medium, śliczną Sophie Baker (Emma Stone), która ponoć potrafi czytać w myślach i rozmawiać ze zmarłymi.


Co sprawia, że od lat filmy Woody’ego Allena wciąż cieszą się tak dużym zainteresowaniem i entuzjazmem? Wypełnione niemal po brzegi sale kinowe i sukcesy kasowe wydają się mówić same za siebie. Twórca wyrobił sobie już własną markę i charakterystyczny styl. Widząc napis: „Reżyseria i scenariusz: Woody Allen”, wiadomo właściwie, czego się spodziewać. W tym tkwi jego siła, ale jednocześnie słabość. Wytyczył sobie wyraźną ścieżkę, z której nie chce zrezygnować. Podobny klimat, rozwiązania fabularne i motywy postępowania bohaterów sprawiają, że od pierwszych minut z łatwością można przewidzieć rozwój wydarzeń. Czy zatem reżyser potrafi jeszcze zaskoczyć i sprawić, że seans stanie się iście niezapomnianym przeżyciem? Niektórzy powiedzieliby, że dąży on w zupełnie innym kierunku i nie to stawia sobie za główny cel. Rzeczywiście, liczy się dla niego przede wszystkim lekkie i niezobowiązujące kino. W ostatnich latach korzysta z najprostszych i najbardziej oczywistych pomysłów, które jednak nadal przynoszą mu rzesze wiernych wielbicieli.


W „Magii w blasku księżyca” Woody nie popisuje się inwencją i tworzy jedno z najgorszych dzieł w swoim dorobku. Choć film początkowo daje nadzieję na pewien powiew świeżości, po seansie pozostawia jedynie pustkę i poczucie lekkiego zażenowania. W ostatecznym rozrachunku trudno mi jest czerpać radość z tak wtórnego i niepotrzebnego dzieła. Wszystko jest jasne, oczywiste i podane wprost na tacy. Widza traktuje się jako niezbyt spostrzegawczego i nieambitnego odbiorcę, któremu trzeba wszystko krok po kroku wytłumaczyć. Nie ma tu więc ani chwili na żadne dociekanie czy refleksje. Odnoszę nieodparte wrażenie, że więcej dzieje się gdzieś poza ekranem, a my dostajemy jedynie urywki. Postacie opowiadają wiele o swoich przeżyciach, planach, a nawet rodzących się uczuciach, a przed naszymi oczami nie dzieje się prawie nic. Na szczęście reżyser nadal może pochwalić się poczuciem humoru, które przejawia się szczególnie w kwestiach wypowiadanych przez cynicznego Stanley’a. Zabawne, naszpikowane ironią dialogi zdecydowanie stanowią duży plus.


Akcja rozgrywa się w wyjątkowo jednostajnym tempie, brakuje w niej jakiegoś napięcia i punktu kulminacyjnego. Rozumiem, że Allen nie dąży jednak do stworzenia skomplikowanej i porywającej intrygi czy zagadki. Postanawia spojrzeć na wszystko z typową dla siebie ironią i dystansem, dzięki którym może przedstawić całą historię w przystępny i mało wymagający sposób. Gdyby tylko było, co przedstawiać. Nie wątpię, że efekt jest zamierzony, ale taka stylistyka zupełnie mnie nie przekonuje. Jedni mogą stwierdzić, że w prostej i nieoryginalnej fabule tkwi właśnie cały urok. Niektórzy dadzą się po raz kolejny porwać na sprawdzone już chwyty. Dla mnie ten film okazuje się banalny, straszliwie przewidywalny i mało interesujący. Wątek miłosny wydaje się niewiarygodny i wpleciony jakby na siłę. Relacja między głównymi bohaterami mnie nie przekonuje, nie ma pomiędzy nimi ani trochę chemii. Może to przez tak dużą różnicę wieku? Reżyser nie dysponuje już chyba wieloma pomysłami, a jego najnowsze dzieła oceniam jako przeciętne i zupełnie niewyróżniające się. Zabrakło mu tytułowej magii.


Warstwa artystyczna jak zwykle zachwyca pięknymi zdjęciami, dobrze dopasowaną scenografią i barwnymi kostiumami. Twórcy dbają więc wyjątkowo o oprawę, ale nie poświęcają wystarczająco czasu treści. Oko cieszą ładne widoki, a w tle rozbrzmiewa znakomita ścieżka dźwiękowa. Utwory są dynamiczne i żywe, nadają obrazowi charakteru i podkreślają jego walory wizualne. Kiepską fabułę przez całej półtorej godziny próbuje maskować Colin Firth. Dwoi i się troi, żeby wycisnąć jak najwięcej ze źle rozpisanej postaci. Choć przemiana Stanley’a i jego nagła zmiana uczuć wydają się kompletnie absurdalne, aktor, dzięki ogromnej charyzmie, potrafi wyjść cało z tego występu. Jego usilne starania zostają nagrodzone, gdyż to właśnie on nieustannie pozostaje w centrum uwagi i kradnie całe show nawet Emmie Stone. Darzę ją ogromnym uznaniem i sympatią, niestety, w tej produkcji przykuwa uwagę tylko urodą. Pomimo niewątpliwego uroku osobistego, pokazuje się od słabszej strony i chwilami wprost irytuje. Wina w dużej mierze tkwi jednak w scenariuszu, szkoda, że nie rozwinięto tak potencjalnie intrygującej bohaterki.

Myślę, że wierni miłośnicy Allena nie poczują się zawiedzeni i dadzą się porwać w kolejną urokliwą podróż. Pozostałym zdecydowanie nie polecam.
Ocena: 4/10

piątek, 22 sierpnia 2014

Fargo (2014) - sezon 1, czyli różne oblicza zbrodni


Przystępując do seansu pierwszego odcinka „Fargo”, nie wiedziałam, czego właściwie się spodziewać. Moje oczekiwania nie były wygórowane, a czynnikiem decydującym okazała się obecność w obsadzie genialnego i wszechstronnego aktora, jakim jest Martin Freeman. Nie czytałam żadnego opisu czy recenzji, postanowiłam jednak sprawdzić, co przyczyniło się do tak dużego sukcesu tego serialu. Nie pożałowałam swojego wyboru i już po kilkudziesięciu minutach oglądania nie miałam wątpliwości, że to idealna propozycja również i dla mnie.

Akcja rozgrywa się w 2006 roku w Minnesocie. Policja natrafia w lesie na nagiego, zamarzniętego mężczyznę oraz porzucony samochód. Do prowincjonalnego miasteczka Bemidji przybywa z kolei nieznajomy nikomu mężczyzna, Lorne Malvo (Billy Bob Thornton). Zbieg okoliczności sprawia, że spotyka on niepewnego siebie i zdołowanego przez rodzinę sprzedawcę ubezpieczeń, Lestera Nygaarda (Martin Freeman). Lester żali mu się na dawnego szkolnego prześladowcę, z którym przypadkowo zetknął się po latach. Następnego dnia dręczyciel ginie w niewyjaśnionych okolicznościach. Od tej pory spokojne życie mieszkańców zostaje zaburzone.


Muszę przyznać, że nie oglądałam filmu braci Coen z 1996 roku, na którym opiera się fabuła serialu. Pierwszy sezon opowiada zamkniętą historię, która dzieje się na przełomie dziesięciu, prawie godzinnych odcinków. Z prostego pomysłu twórcom udaje się stworzyć znakomicie przemyślaną i fascynującą intrygę, która na każdym kroku zaskakuje, a chwilami nawet szokuje. Unikają banalnych rozwiązań i starają się przybliżać różne punkty widzenia. Wszystko zaczyna się od pozornie niewinnego incydentu, po nim następuje długi, wręcz niekończący się ciąg tragicznych w skutkach konsekwencji. Akcję poprowadzono w sprawny i całkiem logiczny sposób, dzięki czemu widz z łatwością daje się porwać w szaloną i niezapomnianą podróż w najciemniejsze zakamarki Minnesoty. Scenariusz zawiera w sobie nie tylko motywy kryminalne i dramatyczne, ale także szczyptę humoru (niekiedy czarnego). Wszystko bez wahania przyprawiono ogromną dawką groteski, nadającej oryginalny wyraz dziełu.


Już od pierwszych chwil, gdy na ekranie pojawiają się informacje o tym, że historia jest autentyczna, tylko nazwiska osób zmieniono, można wyczuć charakterystyczny klimat, którym cechuje się „Fargo”. Seans zapewnia niezliczone i różnorodne wrażenia, każdy stanowi naprawdę niezwykłe i silne przeżycie. Wywołuje wiele emocji, bawi, zadziwia, a przede wszystkim wciąga w sam środek rozgrywających się na ekranie scen. Twórcy konsekwentnie wprowadzają coraz więcej postaci i w zręczny sposób przeplatają ze sobą kolejne wątki. Początkowo wydają się mało istotne, ale wkrótce w nieoczekiwany sposób łączą się ze sobą. Trudno jest tu zatem wskazać jednego bohatera pierwszoplanowego, na rozwinięcie wszystkich poświecono bowiem dużo czasu. Składają się na pokaźną galę przedziwnych osobowości, z których każda okazuje się ciekawa i złożona.


Stajemy się głównymi świadkami skomplikowanego śledztwa, które prowadzi wytrwała i odważna policjantka Molly Solverson. Pomimo przeciwności i braku wsparcia ze strony współpracowników, stara się doprowadzić sprawę do końca i wymierzyć sprawiedliwość. Obserwujemy jeszcze losy m.in. dwóch przyjaciół, którzy pracują jako płatni zabójcy, marzącego o karierze listonosza Gusa Grimly, brata Lestera czy ojca Molly. Odnoszę wrażenie, że najbardziej intrygującą postacią pozostaje i tak Lorne Malvo, którego pochodzenie i intencje długo wydają się niejasne. W jego rolę wcielił się Billy Bob Thornton. Aktor poradził sobie znakomicie i popisał się niesamowitą charyzmą. Ujawnił wiele oblicz swojego bohatera, w każdym z nich okazał się wiarygodny. Brawurowo manipuluje uczuciami widza, chwilami wydaje się naprawdę przerażający i groźny, a innym razem zupełnie nieszkodliwy. Na ekranie partneruje mu Martin Freeman, który w tym amerykańskim wcieleniu spisał się fenomenalnie. Wykorzystując rozwiniętą mimikę, potrafi świetni wyrazić emocje, które targają Lesterem. Jestem pewna, że to jeden z najlepszych występów w jego karierze. Nie można też zapomnieć o jego akcencie :)


Oprawa audiowizualna w niczym nie ustępuje warstwie fabularnej serialu. Utrzymano go w chłodnej stylistyce, choć niektóre elementy silnie z nią kontrastują. Warto zwrócić uwagę na mroźne, pokryte nieprzerwanymi warstwami śniegu krajobrazy nieprzystępnej, wręcz niepokojącej Minnesoty. Twórcy w przekonujący sposób ukazują urok i ogromny majestat, charakteryzujące północne tereny Stanów Zjednoczonych. Liczne zdjęcia plenerowe obrazują bezkresną i przejmującą scenerię, która stanowi wspaniałe tło dla wszystkich wydarzeń. Muzykę trudno wyodrębnić, jest bowiem tak nieodłącznym i spójnym aspektem tej produkcji. Utwory podkreślają mroczny i nieco melancholijny nastrój. Przy skromnej i nieprzekombinowanej scenografii na pierwszy plan wysuwają się sami bohaterowie, dzięki czemu forma nigdy nie przysłania treści. Wysmakowane kadry często ją tylko wzbogacają.

 „Fargo” to porywająca historia, w której napięcie rośnie z odcinka na odcinek. Jeżeli wciąż się zastanawiacie lub zupełnie nie wiecie po jaki serial teraz sięgnąć, gorąco polecam Wam tę pozycję.
Ocena: 9/10

środa, 20 sierpnia 2014

KONKURS! Do wygrania: The Story of Film – Odyseja filmowa (2011)

 „Odyseja filmowa” nie jest typowym filmem dokumentalnym, ale barwną podróżą w przeszłość. Mark Cousins nie zasypuje bowiem widza niezliczoną ilością wiadomości, cytatów lub nazw. Zamiast tego skupia się jedynie na najbardziej fascynujących i zadziwiających faktach z historii, dziwnych pomysłach artystycznych oraz ważnych postaciach ze świata kinematografii.

Wakacje już powoli zbliżają się ku końcowi, ale miejmy nadzieję, że również od września czasu i zapału do oglądania filmów nikomu nie zabranie. Warto dać się bowiem porwać w fascynujący świat kina i poznać go jeszcze głębiej. Z tego powodu przygotowałam dla Was specjalny konkurs, w którym do wygrania jest niezwykły projekt Marka Cousinsa, czyli „The Story of Film – Odyseja filmowa”. Kolekcja składa się aż z piętnastu części, które obejmują 12 dekad z historii światowej kinematografii.

Aby wziąć udział w konkursie należy w min. 200 słowach odpowiedzieć na pytanie:

Jaki jest najdziwniejszy film, jaki oglądałeś i dlaczego?
Opisz swoje początkowe oczekiwania wobec filmu i wrażenia.

Odpowiedzi należy przesyłać na adres ikalia.refleksje@gmail.com do 14 września 2014 roku. Zwycięży najciekawsza i najbardziej kreatywna praca. Czekam na intrygujące i barwne opowieści o Waszych filmowych zmaganiach. Powodzenia!

czwartek, 14 sierpnia 2014

Cyrk motyli (2009), czyli odzyskanie sensu życia

tytuł oryginalny: The Butterfly Circus
reżyseria: Joshua Weigel
scenariusz: Joshua Weigel, Rebekah Weigel
muzyka: Tim Williams
produkcja: USA
gatunek: dramat, krótkometrażowy
Im cięższa jest walka, tym wspanialsze zwycięstwo.
Mendez w filmie 

Małżeństwo Joshua i Rebekah Weigel razem napisali scenariusz i wyprodukowali krótkometrażowy „Cyrk motyli”, który zyskał ogromne uznanie na całym świecie i został wyróżniony wieloma prestiżowymi nagrodami. Twórcy za główny cel postawili sobie stworzenie znaczącego dzieła, które będzie zarówno wyśmienitą rozrywką, jak i inspiracją.

Pan Mendez (Eduardo Verástegui) wraz ze swoim „Cyrkiem motyli" pełnym niesamowitych i utalentowanych osobowości podróżuje po Ameryce. Występami starają się podnosić ludzi na duchu i nieść pozytywną energię. Za namową małego chłopca wybierają się na pokaz konkurencyjnej trupy. Wśród wielu osób Mendez zwraca szczególną uwagę na Willa (Nick Vujicic), młodego mężczyznę pozbawionego kończyn, który decyduje się do nich przyłączyć.

Istnieje wiele rodzajów upośledzenia gorszych niż brak rąk i nóg - należy do nich strach. Nie można być człowiekiem szczęśliwym i spełnionym, jeśli strach paraliżuje nas, gdy tylko mamy podjąć ważną decyzję. Strach podcina skrzydła i nie pozwala nam w pełni wykorzystać naszego potencjału.
Nick Vujicic urodził się 4 grudnia 1982 roku w Australii z rzadką chorobą nazwaną zespołem tetra-amelia, czyli całkowitym wrodzonym brakiem kończyn. Po ciężkim dzieciństwie, w którym cierpiał na depresję i podjął nawet próbę samobójczą, uświadomił sobie, że ma możliwość dawania przykładu innym. Zrozumiał, że może stać się inspiracją oraz źródłem nadziei. Używając jedynie palców u zdeformowanej stopy, nauczył się wykonywać wiele codziennych czynności. Potrafi pisać, używać komputera, czesać się, grać w golfa, surfować czy pływać. Studiował księgowość i planowanie finansów, założył też później własną organizację „Life Without Limbs”. Obecnie jest kaznodzieją i prowadzi spotkania motywujące. W 2010 roku napisał swoją pierwszą książkę. W 2012 wziął ślub z pełnosprawną Kanae Miyaharą, a rok później urodził im się syn.

To od Ciebie zależy, czy pozbierasz się, wstaniesz i ruszysz dalej!
„Cyrk motyli” stanowi przede wszystkim piękną i fascynującą historię o poszukiwaniu samego siebie. W ciągu zaledwie dwudziestu minut twórcy w niezwykle barwny i poruszający sposób różne obrazy i zabierają widza w niezapomnianą podróż. Dysponują niebywałą wrażliwością i wyczuciem estetyki. W znakomity sposób potrafią opowiadać, a przede wszystkim zaangażować widza. Z łatwością udaje im się wywołać wiele emocji, nie są to jednak łzy politowania, ale szczęścia. Gwarantują mocne wrażenia, a seans wkrótce okazuje się jedynym w swoim rodzaju i cudownym przeżyciem. Przesłanie wydaje się dość proste, ale jakże błyskotliwe i przekonujące. Ckliwość, jaką zostało okraszone dzieło nie jest przytłaczająca. Można mu nawet wybaczyć dość przewidywalny rozwój akcji. Szczerość przekazu, dopracowana warstwa fabularna i iście poetycka stylistyka sprawiają, że to jeden z najlepszych filmów krótkometrażowych, jakie widziałam.

 Czasami jesteśmy już o włos od osiągnięcia wymarzonego celu, jednak w ostatniej chwili coś się nie udaje. To jednak nie powód, by się poddać. O porażce można mówić dopiero wtedy, gdy rezygnujemy z podjęcia kolejnej próby.
Mimo przeciwności losu i trudności z jakimi musi zmierzyć się na co dzień, Will odnajduje w sobie siłę i wiarę. Wreszcie zaczyna wierzyć w siebie i odzyskuje poczucie własnej wartości. Nie poddaje się, za wszelką cenę pragnie się realizować w życiu i spełnić swoje marzenia. Staje się nawet autorytetem i istotnym wzorcem dla ludzi, którzy nie odnajdują sensu istnienia i w zmagają się z własnymi problemami oraz brakiem akceptacji samego siebie. Postać staje się wyraźnym odbiciem Nicka, który po latach pogodził się ze swoim losem i zrozumiał, że może pomagać innym. Odnalazł szczęście i tętni zadziwiającą radością, którą stara się obdarzać potrzebujących. Jego postawa jest wyjątkowo godna podziwu.

Przeciwności, z którymi musimy się zmierzyć, często sprawiają, że stajemy się silniejsi. A to, co dziś wydaje się stratą, jutro może okazać się zyskiem.
Nick Vujicic głęboko wczuł się w sytuację głównego bohatera, gdyż miał z nim tak wiele wspólnego. Świetnie ukazał targające nim emocje i wątpliwości. Wykorzystując mimikę, zaliczył przekonujący i znakomity występ, który zasługuje na dużą uwagę. Podziwiam go za tak niesłychanie optymistyczne podejście do życia i ogromną pasję. Na drugim planie pojawia się również wielu intrygujących bohaterów, z których każdy ma własną, przejmująca historię. W ciągu tak krótkiego czasu poznajemy ich nawet nieco bliżej. Oprawa wizualna okazuje się zachwycająca i świetnie komponuje się z treścią. Ciekawe ujęcia nadają zdjęciom oryginalnego charakteru. Wyjątkowy i nieco baśniowy klimat uwypukla genialna ścieżka dźwiękowa, która składa się na bogate tło całego filmu.

„Cyrk motyli” to malownicza i kunsztownie zrealizowana opowieść o pokonywaniu własnych ograniczeń. Wzrusza i motywuje. Gorąco polecam!
Ocena: 9/10

 Jeśli nie jesteś dziś w miejscu, w którym chciałbyś się znajdować, lub nie osiągnąłeś wszystkiego, o czym marzysz, przyczyna najprawdopodobniej tkwi w Tobie, a nie w uwarunkowaniach zewnętrznych. Weź odpowiedzialność za swoje życie, a następnie podejmij konkretne działania. Jednak zanim to zrobisz, najpierw musisz uwierzyć w siebie i w swoją wartość. Nie czekaj, aż inni dostrzegą Cię w Twojej kryjówce. Nie czekaj na cud lub „właściwą okazję”. Wyobraź sobie, że jesteś łyżką, a świat jest garnkiem, w którym przyrządzasz apetyczną potrawę – zamieszaj w nim!
 Cytaty pochodzą z książki Nicka Vujicic „Bez rąk, bez nóg, bez ograniczeń!”

czwartek, 7 sierpnia 2014

Mój TOP 15 najbardziej wzruszających filmów


Filmy stanowią jakby alternatywny świat, do którego możemy uciec od rzeczywistości. Sięgamy po nie, żeby zapomnieć o codziennych sprawach i problemach, w poszukiwaniu ukojenia czy rozrywki. Fascynująca opowieść i możliwość utożsamienia się z postaciami sprawiają, że angażujemy się emocjonalnie w seans. Co jest bowiem ważniejszego niż ogromna gama emocji, którą gwarantuje nam kino? Przedstawiam Wam zatem ranking dzieł, które wzruszyły mnie najmocniej i zapewniły iście niezapomniane wrażenia.

1. Lot nad kukułczym gniazdem / One Flew Over the Cuckoo's Nest (1975)

Pierwsze, co przychodzi mi na myśl to ogromna niesprawiedliwość, jaka spotkała bohatera Jacka Nicholsona. Trudno od początku nie kibicować mu w zmaganiach z siostrą Ratched. Obraz niesie ze sobą szokujące, zaskakujące i poruszające rozwiązania. Skłania do zadumy i refleksji, zdecydowanie nie pozostawia obojętnym.

2. Tajemnica Brokeback Mountain / Brokeback Mountain (2005)

Jest to bez wątpienia najsmutniejszy film o miłości, jaki w życiu widziałam. Nie spodziewałam się, że seans okaże się tak zniewalającym przeżyciem. Losy Ennisa i Jacka są pełne tęsknoty, niespełnionych marzeń i niezaspokojonych pragnień. Melancholijny nastrój, ciekawa fabuła oraz znakomite aktorstwo składają się na prawdziwe arcydzieło.

3. Marzyciel / Finding Neverland (2004)

Cieszę się, że twórcy rezygnują tutaj z wątku miłosnego i skupiają się aspekcie wspaniałej przyjaźni pomiędzy James'em Barrie a rodziną Sylvii. Dzięki temu, dzieło staje się uniwersalną i czarującą historią o o poszukiwaniu siebie, poświęceniu i dojrzewaniu. Johnny Depp kreuje tu jedną z najwybitniejszych ról w swojej karierze.

4. Sintel (2010)

Jeżeli miałabym wybrać najlepszą animację krótkometrażową, od razu wskazałabym właśnie na tę uczuciową i barwną opowieść o utraconej przyjaźni i tęsknocie. Niesamowite, że w niespełna piętnaście minut można przeżyć coś tak pięknego i elektryzującego. Istna perełka w swoim gatunku, którą koniecznie trzeba obejrzeć.

5. Wielki Błękit / Le grand bleu (1988)

To wyśmienite francuskie kino o fanatycznym dążeniu dwóch nurków do przekraczania kolejnych barier i ograniczeń. Oryginalna tematyka, cudowna i dopracowana warstwa wizualna oraz brawurowe aktorstwo powodują, że historia okazuje się niesłychanie wciągająca i elektryzująca. Warto wyróżnić także intrygujące portrety psychologiczne postaci.

6. Ciekawy przypadek Benjamina Buttona / The Curious Case of Benjamin Button (2008)

Główny bohater rodzi się jako staruszek i wraz z czasem, zamiast starzeć się, młodnieje. Śledzimy jego zmagania z codziennością i próby odnalezienia swojego miejsca w świecie. Dzięki tak nietuzinkowemu pomysłowi, twórcom udało się nakręcić porywające i pełne nostalgii dzieło. Gra aktorska Brada Pitta to majstersztyk.

7. Życie jest piękneLa vita è bella (1997)

Pierwsza połowa filmu to urokliwa i zabawna komedia, a druga to przejmujący dramat. Obserwujemy, jak Guido stara się uchronić synka przed okrucieństwem wojny, tłumacząc że pobyt w obozie koncentracyjnym to tak naprawdę konkurs. Uwagę przykuwa niezwykłe poświęcenie i nieograniczona miłość, jaką mężczyzna darzy rodzinę.

8. Gladiator (2000)

To zachwycające i fascynujące widowisko, któremu rangi nie umniejsza nawet przewidywalność scenariusza. Solidna dawka patosu nadaje mu naprawdę spektakularny charakter i podniosły klimat. Przede wszystkim opowiada jednak o człowieku, który traci swój dom, rodzinę, wolność i zostaje potraktowany w niemiłosiernie okrutny sposób.

9. Człowiek słoń / The Elephant Man (1980)

W czasie seansu chwilami miałam wręcz ochotę krzyczeć ze złości na widok tego, jak ludzie traktują głównego bohatera, który ma zniekształconą twarz. Czarno-biała stylistyka, powściągliwa gra aktorska i smutna fabuła sprawiają, że produkcja dogłębnie wzrusza i zmusza do refleksji. David Lynch po pewnym czasie pozbawia już widza złudnej nadziei.

10. W pogoni za szczęściem / The Pursuit of Happyness (2006)

To oparty faktach, klasyczny dramat obyczajowy o niepowtarzalnym klimacie. Stanowi on właściwie wielki spektakl emocji jednego aktora, czyli Willa Smitha, który ma wręcz zadziwiającą szczerość w grze. Główny bohater, po tym jak traci dom i pracę, dąży do utrzymania swojego syna i zdobycia posady maklera giełdowego.

11. Za wszelką cenę / Million Dollar Baby (2004)

Z pozoru to kolejny film o rozwijaniu kariery bokserskiej, ale w rzeczywistości to poruszająca i pełna bólu opowieść o tym, jak jedno wydarzenie może zmienić wszystko. Fenomenalna Hilary Swank w połączeniu z niepodważalnym kunsztem reżyserskim Clinta Eastwooda tworzą znakomity, choć przygnębiający obraz.

12. Siedem dusz / Seven Pounds (2008)

Produkcja zawiera kolejną przekonującą kreację Willa Smitha, choć nie pokazuje on nic nowego. To zaskakująca i smutna opowieść o żalu, cierpieniu, przyjaźni i odkupieniu, którą owiano atmosferą tajemnicy. Pomimo nadmiernej ckliwości, ogląda się ją dobrze i w skupieniu. Niespodziewany rozwój akcji wprawia w osłupienie i pozostaje w pamięci na długo.

13. Bez mojej zgody / My Sister's Keeper (2009)

Poprzez retrospekcje poznajemy wydarzenia z życia chorej na białaczkę dziewczyny i jej rodziny. Film porusza wiele kwestii etyczno-moralnych, aby później odkryć przed widzem zaskakującą prawdę. Przekonująca gra aktorska i świetna realizacja sprawiają, że ta desperacka walka o życie staje się niebywale emocjonująca.

14. Niemożliwe / The Impossible (2012)

Wiarygodne ukazanie walki o przetrwanie podczas Tsunami, które miało miejsce w 2004 roku w Tajlandii jest niezwykle trudnym zadaniem. Twórcy z ogromnym wyczuciem i bezpretensjonalnością opisują losy jednej rodzin. Doskonale stopniują dramaturgię i zręcznie manipulują emocjami widza. To naprawdę porażające dzieło.

15. Marley i Ja / Marley & Me (2008)

Losy Marley'a poznajemy od samego początku, dzięki czemu możemy powoli się do niego przywiązać. Właściwie łatwo można domyśleć się do czego zmierza cała historia, ale pomimo tego trudno się na to przygotować. Nie brakuje w niej jednak elementów bardziej komediowych, a Jennifer Aniston i Owen Wilson stanowią uroczy duet.