wtorek, 15 sierpnia 2017

Fenomen Krzysztofa Kieślowskiego

Kino to nie publiczność, festiwale, recenzje, wywiady. To wstawanie codziennie o szóstej rano. To zimno, deszcz, błoto i ciężkie lampy. To nerwowe zajęcie, któremu w pewnym momencie wszystko musi zostać podporządkowane – także rodzina, uczucia, prywatne życie. […] Kino na całym świecie jest podobne: dostaję w małej hali zdjęciowej kąt, w którym stoi przypadkowa kanapa, jakiś stół, krzesła. W tym udawanym wnętrzu groteskowo brzmią moje groźne komendy: Cisza! Kamera! Akcja!. Po raz kolejny męczy mnie myśl, że wykonuję niepoważny zawód. Kilka lat temu francuska Libération zapytała kilkunastu reżyserów, dlaczego robią filmy. Odpowiedziałem wówczas: Bo nie umiem nic innego.
Krzysztof Kieślowski, „Autobiografia”, 1993


Na  hasło „Krzysztof Kieślowski” każdemu z nas przychodzi zapewne do głowy inny film, inny obraz. Ten nieżyjący już polski twórca, kojarzony głównie z „kinem moralnego niepokoju”, pozostawił po sobie bogaty i niezwykle różnorodny dorobek. Przez lata zdążył  zapisać się w kanonie znakomitych i szanowanych postaci, które miały ogromny wkład w rozwój światowego kina. Zdobył wiele nagród i wyróżnień, w tym dwie nominacje do Oscara, trzy nominacje do Złotej Palmy, Złotego Lwa w Wenecji czy dwa Złote Lwy na festiwalu w Gdyni. Za swoje liczne zasługi otrzymał Order Sztuki i Literatury, status honorowego członka Brytyjskiego Instytutu Filmowego oraz członkostwo Amerykańskiej Akademii Sztuki i Wiedzy Filmowej. Nie brakowało jednak także głosów krytyki jego twórczości.

Krzysztof Kieślowski urodził się 27 czerwca 1941 roku. Pochodził z dość ubogiej rodziny; jego ojciec był inżynierem budowlanym, a matka urzędniczką. Ojciec chorował na gruźlicę i „przez dwanaście powojennych lat na tę gruźlicę umierał”. Jeździł do różnych sanatoriów, a razem z nim przeprowadzała się cała rodzina. Krzysztof ciągle zmieniał szkoły. Jako chłopak sam miał chore płuca. Zgodnie z zaleceniem lekarskim spędzał dużo czasu na świeżym powietrzu, szybko nauczył się czytać, a rzeczywistość literacka stała się dla niego równie realna jak ta, która go otaczała. Kiedy w latach 1957-1962 uczył się w Państwowym Liceum Techniki Teatralnej w Warszawie  poznał „świat, który niekoniecznie dotyczy codziennych, społecznie uznawanych wartości, […] świat zupełnie innych wartości, w którym człowiek może się realizować”. Kieślowski zakochał się w rozkwitającym wówczas teatrze i postanowił nawet zostać reżyserem teatralnym. Aby spełnić swe marzenie, musiał ukończyć studia wyższe.

Zdecydował się zdawać do prestiżowej Szkoły Filmowej w Łodzi: „Trudno jest się tam dostać. Za pierwszym i drugim razem się nie dostałem. Zdawałem rok w rok. I właściwie potem już zdawałem wyłącznie z ambicji, żeby im pokazać, że się tam dostanę. Nie miałem żadnych motywacji, bo w międzyczasie teatr przestał mi się podobać. Kończył się ten piękny okres teatru gdzieś około 1962 roku. Już nie było potem tak dobrych przedstawień. […] Nie chciałem już tak bardzo być reżyserem teatralnym. W ogóle nie chciałem być reżyserem. Natomiast zamierzałem pokazać, że choć nie chcą mnie przyjąć do Szkoły, ja się tam dostanę.”. Został przyjęty za trzecim razem. Pisał o sobie: „Byłem kompletnym idiotą. Nie mogę zrozumieć, dlaczego mnie przyjęli.”. Opisując swoje pierwsze projekty, nie szczędził ostrych słów krytyki. W jego opinii zdanie egzaminu zawdzięczał szczęściu i do końca życia nie mógł uwierzyć, że dostał się do prestiżowej łódzkiej szkoły. Wkrótce oglądał filmy, rozmawiał o nich i kręcił własne. Powoli podążał drogą w kierunku kariery reżysera wielkiego formatu.

„Amator”

W początkowej fazie twórczości Kieślowski kręcił dzieła dokumentalne. Zacierając granicę między dokumentem a fikcją fabularną, starał się uzyskać jak największy realizm. Debiutował w telewizji filmem dokumentalnym „Zdjęcie”. Po studiach, aż do 1983 roku pozostawał związany z warszawską Wytwórnią Filmów Dokumentalnych. Stopniowo jednak zaczął oddalać się od tego gatunku w stronę fabuły. W 1973 roku zrealizował pierwszą fabularną produkcję telewizyjną pt.Przejście podziemne”. W latach 70. XX wieku kręcił obrazy z wyraźnie zarysowanymi wątkami autobiograficznymi, takie jak: „Personel” czy „Amator”. Ostatecznie w „Bez końca” Kieślowski zrezygnował z opisywania rzeczywistości, skupiając się na metaforycznym obrazie społeczeństwa polskiego.

W drugiej fazie twórczości fabularnej reżyser nawiązywał do motywów związanych z metafizyką. Odrzucił zupełnie tematykę polityczną i w kultowej już serii „Dekalog” postanowił stawiać pytania z zakresu etyki i moralności. Od tego czasu każdy jego film charakteryzował się intrygującym i niepospolitym stylem począwszy od złożonego „Podwójnego życia Weroniki” aż do uznanej na całym świecie Trylogii „Trzy Kolory”. Jako wielki autorytet zaproszony został jako wykładowca reżyserii i scenopisarstwa na uczelniach w Katowicach, Berlinie Zachodnim, Helsinkach i Łodzi.

Kieślowski był prawdziwym intelektualistą i wizjonerem – wszechstronnym, oryginalnym i konsekwentnym twórcą. Unikał schematów, uproszczeń i oczywistych rozwiązań fabularnych. Konstruował szczegółowo dopracowane portrety psychologiczne bohaterów. Poddawał analizie ich uczucia, kreując zachwycające studium ludzkiej duszy. W filmach często próbował usprawiedliwić ludzkie słabości, uwzględniając wszelkie uwikłania życiowe i trudności. Mówił: „Każdy człowiek chce zmieniać świat, kiedy zaczyna cokolwiek robić. Ja chyba nie liczyłem na to, że można zmieniać świat w dosłownym tego słowa znaczeniu. Myślałem, że uda się ten świat opisać.”.

„Dekalog II

Polscy aktorzy wypowiadali się o Kieślowskim z wielkim uznaniem. Podkreślali jego profesjonalizm, przenikliwość i wizjonerstwo. Tak opowiadał o nim Mirosław Baka: „Był to pierwszy reżyser, który zaproponował mi główną rolę w filmie. Wspominam go przede wszystkim jako człowieka, a potem dopiero jako reżysera, ponieważ żeby osiągnąć dobry kontakt z aktorem, trzeba najpierw złapać kontakt z człowiekiem. A Krzysztof był w tym, moim zdaniem mistrzem. Używał w rozmowie takich słów, które natychmiast do mnie trafiały. Tak się złożyło, że ja kończyłem szkołę teatralną z myślą o reżyserii. Chciałem pójść na te studia. Kiedy Krzysztof się o tym dowiedział, powiedział mi: Rób to, co robisz dobrze. Z dalszych jego słów wynikało, że może później gdy zgromadzę doświadczenie, będę mógł wziąć się za reżyserię. Pozostałem przy aktorstwie. Był wielkim człowiekiem i genialnym artystą.”.

Również Krystyna Janda nie szczędziła Kieślowskiemu szczerych słów pochwały: „Nigdy nie byłam zbyt blisko niego. Nie sądzę żeby ktokolwiek tak naprawdę był, poza najbliższymi. […] Znałam go od dawna, mieszkałam obok niego, odwiedzałam. […] Od początku imponowało mi jego myślenie, dystans wobec wielu rzeczy i spokojny, mądry sposób w jaki okazywał, że mu się coś po prostu nie podoba i jak o tym mówił. Jego obecność dawała poczucie bezpieczeństwa i budowała miarę, hierarchię ocen i wartości. […] W dniu jego śmierci we Francji pokazano godzinny wywiad nakręcony przed rokiem. Ostatnie pytanie brzmiało: Gdyby Pan […] umarł i po śmierci trafił do nieba, jak Pan myśli, co by powiedział Bóg? Odpowiedział: Gdybym tam trafił musiałbym go obudzić. Bo jeżeli tam jest to śpi. Powiedziałbym mu: Obudź się! Zobacz, co się dzieje!”.

„Czerwony”

W wywiadzie dla Newsweeka Kazuo Ishiguro, członek jury festiwalu w Cannes w 1994 roku, tak po kilkunastu latach odpowiada na pytanie o nieprzyznanie Złotej Palmy filmowi „Czerwony” Kieślowskiego: „Ponoć to jury w Cannes zabiło Kieślowskiego, który nie mógł zrozumieć, dlaczego nie dostał głównej nagrody. Prawda jest taka, że nikomu z nas w jury ten film się nie podobał. Był zwyczajnie słaby, przerafinowany, zimny. Ale lobby wspierające Kieślowskiego było bardzo mocne. Francuzi naciskali na nas: dajcie mu nagrodę, co wam szkodzi, on jest bardzo chory, może więcej nic nie nakręcić. Nie ulegliśmy. Nie dlatego, żeby zrobić im na złość, ale dlatego, że w konkursie były filmy, które biły Czerwonego na głowę. […] Na tym tle film Kieślowskiego wypadł po prostu nijako. I co najważniejsze, nie czuło się w nim emocji, wrażliwości. Raczej zwykłą filmową kalkulację.”. Jak to zatem możliwe, że tylu krytyków pokochało twórczość tego polskiego reżysera? Ishiguro ponownie nie waha się nad odpowiedzią: „Bo maniery łatwo się kocha. Wystarczy naszpikować film symbolicznymi scenami, pokusić się o opowieść o zagmatwanym ludzkim losie, obudować ją wstrząsająco smutną muzyką i festiwalowy film gotowy. A to, że będzie nudny i ograniczy się do powtarzania banałów, to zupełnie inna sprawa. Banał powtórzony milion razy czasem urasta do rangi arcydzieła. I tak chyba było w wypadku Kieślowskiego. Francuzi uznawali go za guru, mistrza kina. Właściwie od jego śmierci nie pojawił się inny reżyser, którego krytycy traktowaliby z taką atencją i poważaniem.”. Czy zatem był to tylko twórca „pseudointeligentnego” kina, w którym króluje przerost formy nad treścią, czy niekwestionowany mistrz snucia głębokich i klimatycznych historii?

W owym wyścigu po Złotą Palmę w 1994 roku Kieślowski przegrał z filmem „Pulp Fiction”. Po ceremonii rozdania nagród Quentin Tarantino zwrócił się do niego ze słowami: „Pan jest moim mistrzem, na Krótkim filmie o zabijaniu uczyłem się kina. To Panu należała się ta nagroda. Mistrzu.”. Rok później „Czerwony” został nominowany do Oscara za scenariusz i reżyserię.  Wyobraźnię i pasję Polaka doceniano więc na całym świecie. Tak on sam wypowiadał się o „Trzech Kolorach”: „Wszystkie trzy filmy są o ludziach, którzy mają intuicję czy specjalną wrażliwość na świat, którzy coś czują przez skórę. Niekoniecznie to się wyraża w dialogu. Bardzo rzadko są takie sceny, w których o czymś się mówi wprost. Wszystko, co najważniejsze, odbywa się bardzo często poza kadrem.”.

 „Krótki film o zabijaniu”

Postać Kieślowskiego pięknie opisał współpracujący z nim wielokrotnie aktor Artur Barciś: „To był wielki artysta, miał złożoną osobowość i trudno jednoznacznie określić jakim był człowiekiem. Ale jedno można powiedzieć na pewno: Krzysztof mówił prawdę bez względu na konsekwencje. Może dlatego nie lubili go dziennikarze. Był konkretny i rzeczowy, nie mówił niczego niepotrzebnego. Był najmądrzejszym człowiekiem jakiego spotkałem w życiu, mimo to (a może właśnie dlatego) był pełen wątpliwości. Nigdy nie był do końca pewien, czy to co robi jest dobre, czy nie… Dla mnie był przyjacielem i wielkim autorytetem.”.

Kiedyś w Polsce krytykowano Kieślowskiego, że nie rozumie istoty kobiecości, a kobiety w jego dziełach to postacie płaskie i bezwymiarowe. Tak odpowiadał na zarzuty w swej autobiografii: „[…] nie dzielę ludzi w ten sposób – na kobiety i mężczyzn. […] To prawda, że kobiety w pierwszych moich filmach nie były postaciami głównymi. […] Być może to był powód, dla którego pomyślałem, że zrobię film o kobiecie z punktu widzenia kobiety. To znaczy z punktu widzenia jej wrażliwości, jej świata [chodzi o „Podwójne życie Weroniki”]. Bez końca był pierwszym takim filmem. A potem, w Dekalogu, jest to już równo rozdzielone. Są filmy o mężczyznach i kobietach. Filmy o chłopcach i dziewczynach. W tryptyku, w Trzech kolorach, pierwszy film będzie o kobiecie, drugi będzie o mężczyźnie, a trzeci o kobiecie i mężczyźnie.”.

Irène Jacob, która wcieliła się w tytułową rolę w „Podwójnym życiu Weroniki” tak mówiła o twórczości polskiego reżysera: „[…] Często nie potrafimy pomóc przyjacielowi który źle się czuje. Natomiast bohaterowie Krzysztofa są wszyscy przepełnieni tą godnością która unosi ich samych oraz innych: to właśnie to daje im ich szlachetność. Oni nieustannie patrzą na innych poprzez pryzmat wrażliwości, podczas gdy w życiu, takie coś przytrafia się nam tylko przez krótką chwilę – na przykład kiedy się zakochujemy! U bohaterów Krzysztofa głębia jest czymś trwałym. Dlatego jestem dumna że mogę grać takie role!”.

„Podwójne życie Weroniki”

W książce „Historia kina polskiego 1895-2014” autorstwa Tadeusza Lubelskiego postać Kieślowskiego zajmuje obszerne miejsce: „Realizując w pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych swoje cztery międzynarodowe filmy, zdobył renomę czołowego filmowca europejskiego, idealnie trafiającego w potrzeby odbiorców na całym świecie. Wszystkie cztery filmy powstały z inicjatywy Kieślowskiego, według scenariuszy, które napisał z Krzysztofem Piesiewiczem […].”. Podsumowując: „Sam reżyser, zmęczony trybem życia światowego artysty, ogłosił, że przestaje robić filmy. Jego przedwczesna śmierć w marcu 1996 roku nie pozwoliła na zweryfikowanie tej zapowiedzi. Twórczość Kieślowskiego jest jednak wciąż obecna w światowym kinie, nie tylko w sensie odczytywania na nowo jego utworów, także w sensie pojawiania się naśladowców i trwałości dziedzictwa.”. Jego kinematografia była bowiem porównywana do dzieł takich reżyserów jak Ingmar Bergman, Robert Bresson czy też Roberto Rossellini. Kieślowski zmarł 13 marca 1996 roku w wieku zaledwie 55 lat. 

…kiedy myślę o współczesnym kinie, coraz częściej mam przed oczyma obraz cmentarza. Groby, pochylonych nad nimi kilku starszych, niepewnych mężczyzn o ostrożnych ruchach, i obok autostrada pełna szybkich, doskonałych technicznie, ale podobnych do siebie jak krople wody samochodów...
Krzysztof Kieślowski

Bibliografia:
„Autobiografia” – Krzysztof Kieślowski
„Historia kina polskiego 1895-2014” – Tadeusz Lubelski
http://kieslowski.art.pl/krzysztof-kieslowski/biografia/
https://pl.wikipedia.org/wiki/Krzysztof_Kie%C5%9Blowski
http://culture.pl/pl/tworca/krzysztof-kieslowski
http://kieslowski.art.pl/krzysztof-kieslowski/rozne-wypowiedzi-roznych-osob/           
http://krzysztof.kieslowski.prv.pl/02.html
http://www.movieforum.pl/temat/3716/
http://www.gim36.pl/pdf/2010_11/miasta/03.pdf
http://www.newsweek.pl/kieslowski--czyli-nic,74700,1,1.html

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz