wtorek, 27 sierpnia 2013

Moja łódź podwodna (2010), czyli urocza naiwność

tytuł oryginalny: Submarine
reżyseria: Richard Ayoade
scenariusz: Richard Ayoade
muzyka: Andrew Hewitt
produkcja: USA, Wielka Brytania
gatunek: dramat, komedia

Czasem zdarzają się takie filmy, w których nie można utożsamić się z żadnym z bohaterów. Jeszcze rzadziej trafia się na takie, w których bohaterów trudno lub nawet niemożliwe jest polubić. W „Mojej łodzi podwodnej” Richard Ayoade udowadnia, że nie musi to wcale dyskwalifikować danego dzieła w oczach odbiorcy ani odbierać mu przyjemności z seansu. Jego postaci, pomimo wszystkich wad, okazują się jednak bardzo interesujące.

Oliver Tate (Craig Roberts) ma piętnaście lat, prowadzi monotonne życie w miasteczku, w którym nic się nie dzieje. Nie ma dobrych przyjaciół, dysponuje za to ogromną, niczym nieograniczoną wyobraźnią. Na lekcji myśli, jak zachowaliby się ludzie z jego otoczenia, gdyby nagle zginął, udaje, że jest bohaterem własnego filmu. Wkrótce, na swoje nieszczęście, chłopak zakochuje się w niepokornej Jordanie Bevan (Yasmin Paige), która nie znosi romantyzmu. 


„Moja łódź podwodna” nie jest arcydziełem czy wyjątkowo odkrywcza w swoim gatunku. Od początku jednak niezwykle przykuwa uwagę; okazuje się niekonwencjonalną i fascynującą opowieścią o dorastaniu z perspektywy młodego ekscentryka. Wpuszcza on widza do swojego świata, jako narrator oprowadza i opowiada o nim. Taki zabieg sprawia, że seans bawi i zapewnia świetną rozrywkę. Fabuła wydaje się zupełnie nieprzewidywalna i pasjonująca. Pomimo nieco schematycznej konstrukcji, prostych i pozornie niezaskakujących motywów, film jest intrygujący i nieszablonowy. To melancholijna i pełna niewyjaśnionej tęsknoty podróż w poszukiwaniu własnej drogi. Na każdym kroku można wyraźnie odczuć towarzyszący jej niesamowity klimat osamotnienia i niepokojącej pustki. 


Najciekawsze, że Ayoade nie stara się stworzyć postaci idealnych, a wręcz przeciwnie. Ukazuje każdą z nich w pełnym świetle, obdarowując je w równym stopniu zaletami, co wadami. Na zasadzie kontrastów wykorzystuje nieco oklepany już motyw niedopasowania i niepewności. Oliver jest błyskotliwy i wrażliwy, nie potrafi się dostosować i znaleźć bratniej duszy. Dzięki sile wyobraźni, myślami próbuje wyrwać się z głośnego i niesprawiedliwego środowiska szkolnego, oddzielić od trudów codziennego życia. Pomimo jego uroczej naiwności, często wydaje się zarozumiały i wścibski. Chłopak zmaga się z różnymi przeszkodami, a na swojej drodze spotyka galę abstrakcyjnych ludzi. Craig Roberts, który wcielił się w jego rolę, poradził sobie zadziwiająco dobrze i przekonująco. Mam wrażenie, że tym, co w jakiś sposób nadaje mu wyrazu i powagi jest jego dojrzały głos.


W tej produkcji można znaleźć wiele absurdów i komicznych paradoksów podkreślających jego dziwaczność i odrealnienie. Syn inwigilujący rodziców i regularnie przeszukujący ich sypialnię, szczera do bólu i niepewna emocjonalnie matka (Sally Hawkins), zrezygnowany i obojętny na wszystko ojciec (Noah Taylor), awanturnicza i nieczuła dziewczyna czy zajmujący się tandetnym mistycyzmem sąsiad-ninja (Paddy Considine). Uważam, że przesadzono z przedstawieniem destrukcyjnego obrazu liceum. Sceny rozgrywające się na terenie szkoły przypominają te z banalnych filmów o młodzieży. A szkoda. Warto wyróżnić oryginalną, ale o skromnej liczbie utworów ścieżkę dźwiękową. 


Zwróciłam uwagę, jak twórcy w sprawny i intrygujący sposób manipulują filmową kolorystyką. Nadają mu nieco teatralności, a nawet baśniowości. Sprzyjają temu znakomite zdjęcia, dopasowane kostiumy i scenografia. Świat oczami Olivera maluje się w prostych, niewyrazistych odcieniach. Jego czarny płaszcz symbolizuje pewnie poczucie osamotnienia i niezrozumienia, poszukiwanie miłości. Rodzina stanowi dla niego najważniejszą wartość, dlatego wnętrze jego domu jest najczęściej ciepłe i jasne. Gdy matka spotyka się z Grahamem Purvis’em zmienia się na bardziej szare. Jordana wydaje się jedynym jasnym punktem w ponurej egzystencji chłopaka. Wyróżnia się na pierwszy rzut oka za sprawą swojego czerwonego płaszcza. Kolor ten może oznaczać chęć działania i podejmowania nowych wyzwań, pragnienie bycia zauważonym, żywiołowość, a nawet agresję. Wszystkie cechy właściwie określają tę bohaterkę.

„Moja łódź podwodna” to zabawna i nietuzinkowa produkcja z ciekawym spojrzeniem na świat. Specyficzny klimat na pewno nie wszystko przypadnie do gustu, ale ja serdecznie polecam.
Ocena: 7/10

3 komentarze:

  1. Tytuł filmu i wygląd głównego bohatera kojarzy mi się nieodparcie z Beatlesami, mimo że z Twojej recenzji wnioskuję, że nie ma tam ani słowa o nich. Z chęcią obejrzę. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Lubię filmy o specyficznym klimacie. Zawsze pociągała mnie baśniowość, ciekawa kolorystyka... wszystko to, co dodaje tajemniczości.
    "Moja łódź podwodna" mnie zaciekawiła. Coś czuję, że niedługo ja i ta produkcja poznamy się bliżej ;)

    Pozdrawiam,
    Ania z tripleAworks.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny film, ma niesamowity klimat. Lubię filmy o dorastaniu, ale taki trudno zapomnieć przez wzgląd na galerię niesztampowych postaci.

    OdpowiedzUsuń