„Szukając Alaski” to pierwsza, ale w Polsce trzecia wydana
powieść Johna Greena. Amerykański pisarz wprowadził duży powiew świeżości do
gatunku młodzieżowego i stworzył własny niepowtarzalny styl. Postawił na wyrazistych
bohaterów, szczere i bezpretensjonalne opowieści oraz mądry przekaz. Szybko
przykuł uwagę i zachwycił na całym świecie szerokie grono odbiorców w różnym w
wieku.
Głównym bohaterem i narratorem jest Miles Halter, szesnastolatek,
którego największa pasja to zapamiętywanie ostatnich słów znanych ludzi. Ma w
życiu jeden główny cel – odnaleźć Wielkie Być Może, czyli najprawdziwsze i
najintensywniejsze doświadczenie rzeczywistości. Śladem swojego taty decyduje
się uczęszczać do Culver Creek, prestiżowej szkoły z internatem. Słynie z dyscypliny
i dość rygorystycznych zasad, które uczniowie konsekwentnie starają się łamać. Tam
chłopak poznaje Alaskę Young, szaloną i piękną dziewczynę o hipnotyzującej
osobowości. Dysponuje wieloma niesamowitymi
pomysłami, które zawsze wciela w życie. Wraz z nią oraz swoim współlokatorem
Pułkownikiem, Japończykiem Takumim i Rumunką Larą, Miles poznaje smak przyjaźni
i uroki niczym nieskrępowanej młodości.
Po poruszających „Gwiazd naszych wina” i intrygujących „Papierowych
miastach” miałam naprawdę wysokie oczekiwania. Odnoszę wrażenie, że ta kolejność
nie jest jednak zbyt korzystna, ponieważ poziom kolejnych powieści stopniowo
się obniża. Część zarzutów wobec „Szukając Alaski” powinna dotyczyć raczej kolejnych
pozycji. Nie zapominajmy bowiem, że ta historia powstała pierwsza, więc to nie
Alaska podejrzanie przypomina Margo Roth Spiegelman, ale odwrotnie. Początkowo
Green dysponował odkrywczym podejściem, ale wydaje się, że popadł już nieco w
schematyczność. Konstrukcje fabularne okazują się dosyć podobne, a niektóre
elementy – wyjątkowo powtarzalne: nastoletnie bunty, chęć poszukiwania
szczęścia i nowych doświadczeń, a w końcu tragedia przerywająca pozorną
sielankę. Może czas zmienić nieco konwencję i zasięgnąć inspiracji, gdzie indziej?
Autor znalazł ciekawy sposób na stopniowe budowanie
napięcia, od początku dając czytelnikowi do zrozumienia, że wydarzy się coś
istotnego. Losy Milesa dzielą się zatem na „dni Przed” i „dni Po”, a akcja w
miarę rozwoju wydarzeń nabiera dynamicznego tempa. Wydarzenie kulminacyjne, do
którego zmierza cała powieść dzieli ją na dwie części. Pierwsza to ta
zasadnicza, a z drugiej można właściwie bez szkody wyciąć kilkadziesiąt kartek, stałaby się spójniejsza i mniej monotonna. Historia
sama w sobie nie jest przewidywalna, ale także niespecjalnie zadziwia ani nie
oczarowuje. Nie da się jej jednak odmówić niewątpliwego uroku i jak zwykle
błyskotliwych refleksji dotyczących miłości, przyjaźni i radości. Autor ustami
bohaterów uwielbia dzielić się swoimi szczegółowymi przemyśleniami, często
sięga i nawiązuje do różnych inspirujących dzieł. Bardzo spodobały mi się
zabawne numery, które w szkole odstawiali przyjaciele. Chwilami wydaje się
jednak, że snują się oni bezsensownie po stronicach, ograniczając swoją
aktywność do uczęszczania na lekcje, palenia papierosów i picia piwa.
Na szczęście, Green nie zawodzi pod kątem językowym,
prezentując bogate słownictwo i przyjemny w odbiorze styl pisania. Jest
świadomy tego, co chce pokazać i udowodnić, pragnie opowiedzieć barwną i
pasjonującą historię z morałem. Traktuje czytelnika poważnie i z szacunkiem, stara
się nigdy nie przesadzać. Takie podejście powoduje, że my również zaczynamy
darzyć go dużą sympatią. Najmocniejszy element jego książek stanowi zawsze
niezwykła gala różnorodnych postaci, które na długo zapadają w pamięć. Każda
wydaje się bardzo wiarygodna i realistyczna, żaden człowiek bowiem nie jest
idealny. Autor potrafi sprawić, że nawet prosta i zwyczajna osoba okazuje się
wyjątkowa i godna uwagi. Miles kiedyś nie miał wielu przyjaciół, po wyjeździe
do szkoły odkrywa jednak, że nie da się ich niczym zastąpić, a bólu po stracie
szybko złagodzić.
„Szukając Alaski” to inteligentna opowieść o wrażliwych ludziach,
którzy odnajdują i gubią szczęście w życiu. Pozycja głównie dla miłośników
Johna Greena, chociaż im to chyba polecać nie muszę. Jeżeli dopiero chcecie
rozpocząć przygodę z jego twórczością sięgnijcie najpierw po znakomite „Gwiazd
naszych wina.”
Ocena: 4/6
„Gwiazd naszych wina.” trudno "przebić", ale wobec 'Szukając Alaski" trudno pozostać obojętnym
OdpowiedzUsuń