tytuł oryginalny: 21 grams
reżyseria: Alejandro
González Iñárritu
scenariusz: Guillermo Arriaga
muzyka: Gustavo Santaolalla
produkcja: USA
gatunek: dramat, kryminał, thriller
Losy kilku nieznajomych przeplatają się przez jedno
nieoczekiwane i katastrofalne w skutkach wydarzenie, później dochodzi do
wspólnego spotkania. Wydaje mi się to jednym z najbardziej ogranych, ale
jednocześnie dającym duże pole do popisu motywem filmowym. Najtrudniejsze jest stworzenie
fascynującej historii, która urzeknie widza i zapadnie mu na długo w pamięci. Alejandro González Iñárritu stara się, choć
nie po raz pierwszy, to zadanie zrealizować w „21 gramach”.
Matematyk i profesor college’u Paul (Sean Penn) jest
śmiertelnie chory i czeka na przeszczep serca. Jego żona Mary (Charlotte
Gainsbourg) ma ciągłą nadzieję na dziecko, które może mieć tylko dzięki
sztucznemu zapłodnieniu. Cristina Peck (Naomi Watts) niegdyś borykająca się z
problemami narkotykowymi, wychowuje szczęśliwie dwie córki. Jack Jordan (Benicio
Del Toro), były skazaniec i awanturnik, odnajduje spokój i oparcie w Bogu.
Mieszka skromnie z żoną Marianne (Melissa Leo) i dwójką dzieci. Nieoczekiwany
wypadek łączy trzy obce rodziny, poddaje je próbie i zmienia ich życie na
zawsze.
W 2000 roku Christopher Nolan udowodnił, że radykalna
zmiana kolejności wydarzeń i całkowite zaburzenie chronologii może sprawić, że
film nabierze większej wartości. Jego „Memento” rozgrywa się bowiem od tyłu i
kryje w sobie zaskakujące zwroty akcji. Reżyser „21 gramów” poszedł jeszcze o
krok dalej i podjął większe ryzyko. Poukładał wszystkie sceny w dokładnie
przemyślany, ale niechronologiczny sposób. Na początku trudno jest się odnaleźć
i odkryć właściwą kolejność, ale wraz z upływem czasu można zrozumieć
powiązania trzech wątków. Dzieło ma na celu nie tylko podkreślenie wpływu
pojedynczych wydarzeń i każdej decyzji na nasze życie, stanowi przede wszystkim
intymne portrety trójki głównych bohaterów. Stopniowo poznajemy ich charakter i
osobowość, obserwujemy przemiany za sprawą trudnych wydarzeń i ciężaru
odpowiedzialności na ich barkach.
Za tytułowe 21 gramów uważa się ciężar duszy, które ponoć
ubywa z ciała zmarłego. Motyw śmierci i nieuchronnego losu towarzyszy każdej
postaci. Opowieść dotyka ciężkich i istotnych tematów: miłości, wiary, lęku i poczucia
winy. Nie jest jednak wyjątkowo oryginalna, niektóre sytuacje wydają się bardzo
przewidywalne i ograne. Nie wiem, czy wyróżniałaby się, gdyby nie znakomity
sposób jej przedstawienia. Nietuzinkowy montaż sprzyja dynamicznym przeskokom
czasowym, które nie byłyby prawdopodobnie przeze mnie zaakceptowane przy
uporządkowanym rozwoju wydarzeń. Akcja rozgrywa się w niejednostajnym tempie,
dzięki czemu film nie wydaje się nużący. Iñárritu ujawnia spektrum uczuć: od
strachu, przez rozpacz, nadzieję i zwątpienie. Ukazuje dotkliwe przeżycia
człowieka z niezwykłą dosadnością i siłą. Jest bystrym i spostrzegawczym
obserwatorem, który pragnie się dzielić swoimi życiowymi spostrzeżeniami z
innymi.
Sukces produkcja zawdzięcza także wybitnej obsadzie,
która stworzyła intrygujące i złożone kreacje. Najbardziej warto zwrócić uwagę
na brawurowego Benicio del Toro, który wcielił się w rolę Jacka Jordana.
Mężczyzna ma trudną przeszłość, teraz jest przesadnie, wręcz fanatycznie
religijny i pozornie szczęśliwy. Jeden wypadek burzy jego chwiejne, choć
poukładane na nowo życie. Aktor wykazał się dużą ekspresyjnością i
wrażliwością, dzięki czemu spisał się tak przekonująco. Naomi Watts jako
Cristina Peck zachwyciła mnie swoją charyzmą i niebywałym wyczuciem. Kobieta
nieudolnie próbuje poradzić sobie z tragedią, która spadła na jej rodzinę.
Świetnie potrafiła ukazać wszelkie emocje, poradziła sobie nawet w sytuacjach
dramatycznych. Sean Penn zagrał śmiertelnie chorego, Paula Riversa z
charakterystyczną dla siebie dozą uroku i lekkiej nonszalancji, które jednak
nie przesłoniły jego talentu. Zaliczył solidny i godny zapamiętania występ.
Nie znając lub przeceniając swoje możliwości można bardzo
łatwo popaść w schematyczność i monotonię. Usilne próby nadania dziełu
głębszego sensu wprowadzają niekiedy nawet przesyt, a pozornie inteligentne
myśli stają się banalne i niedorzeczne.
Na szczęście, twórcy „21 gramów”
podążają w zupełnie innym kierunku, co świadczy o ich ogromnej
dojrzałości i świadomości. Nie silą się na zbędne filozofowanie i nachalne
głoszenie podniosłych prawd życiowych. Nie przekazują niczego wprost , nie
oferują oczywistego przesłania. Wnioski powinniśmy wyciągać raczej z zachowań i
postaw bohaterów w różnych etapach życia. Takie obserwacje i skupienie prowadzi
bowiem do naprawdę inspirujących przemyśleń. Seans nie pozostawia widza obojętnym
i okazuje się dobrą zachętą do zadumy i refleksji.
„21 gramów” nie prezentuje oszałamiającej oprawy
artystycznej, dominuje tu raczej surowość i prostota formy. Zdjęcia są w jasnej
i szarej kolorystyce, nie brakuje tu jednak wyrazistych odcieni. Scenografia i
kostiumy wydają się stanowić jedynie dodatek, który wręcz nie powinien się
wyróżniać. Kamera porusza się sprawnie i opanowanie, dzięki czemu uniknięto
chaotycznych ujęć. Coraz bardziej
przekonuje mnie kręcenie z ręki, może dlatego, że nie rzuca się w oczy. Odnoszę
wrażenie, że produkcja zyskałaby jeszcze więcej, dzięki zgrabnie skomponowanej
ścieżce dźwiękowej. Użycie skromnych
środków wyrazu i nietuzinkowego montażu sprawia, że film okazuje się niezwykle
zmysłowy i przejmujący. Postacie nieustannie pozostają w pewnego rodzaju
emocjonalnym napięciu, pełne nadziei, ale niepewne o swoją przyszłość. Wpływa
to także bezpośrednio na odbiorcę i wywołuje nieco melancholijny klimat.
„21 gramów” to błyskotliwe i nieszablonowe kino skłaniające
do przemyśleń. Polecam nie tylko widzom ambitnym.
Ocena: 8/10
Pamiętam jak "21 gramów" mnie przemieliło, przeżuło i wypluło. Nie ma jak porównywać, ale poprzednio tak po mordzie dostałem od "Natural Born Killers". To zupełnie, zupełnie inne filmy, ale ....
OdpowiedzUsuń