tytuł oryginalny: J'ai
tué ma mère
reżyseria: Xavier Dolan
scenariusz: Xavier Dolan
muzyka: Nicholas Savard-L'Herbier
produkcja: Kanada
gatunek: biograficzny, dramat
Czasami twórcy już samym tytułem filmu potrafią
zaintrygować i skutecznie zachęcić do seansu. Jego chwytliwość nie zawsze wiąże
się jednak z prostotą, czego dobrym przykładem okazuje się „Zabójstwo Jesse’go
Jamesa przez tchórzliwego Roberta Forda”. Czy, podobnie jak w tym wypadku, dość
niepokojący tytuł: „Zabiłem moją matkę” zdradza ostateczny rozwój wydarzeń, należy przekonać się samemu.
Po rozwodzie rodziców 16-letni Hubert Minel (Xavier Dolan) widuje ojca (Pierre Chagnon) sporadycznie, na co dzień mieszka sam z matką
Chantale (Anne Dorval). Nie potrafi się z nią porozumieć, darzy ją nienawiścią.
Nie znosi jej zmiennego charakteru i nastrojów, kiczowatego gustu oraz
upodobania do ekstrawaganckich ubrań i przedmiotów. Chłopak ukrywa też przed
matką swój związek z Antoninem (François Arnaud). Pragnie się usamodzielnić i
wynająć razem z nim mieszkanie. Artystyczne talenty Huberta zwracają uwagę
nauczycielki języka francuskiego (Suzanne Clément). W trudnych chwilach oferuje
mu swoją pomoc i szczerą rozmowę. Wkrótce silna nić porozumienia przekształca
się w zaskakującą przyjaźń.
W 2009 roku dwudziestoletni wtedy Xavier Dolan stworzył
swój pierwszy film oparty na wydarzeniach z własnego życia. Osobiście go wyreżyserował,
napisał scenariusz i wcielił się w główną rolę. „Zabiłem moją matkę” stał się niebywałą
sensacją na festiwalu w Cannes. Zdobył trzy nagrody w kategorii kina
niezależnego i artystycznego. Kanada zgłosiła go nawet jako oficjalnego
kandydata do Oscara. Dolan wykształcił już niepowtarzalny
styl, potwierdził także swoją wyjątkową wrażliwość. Na
ekranie chwilami snuje luźne refleksje i wyciąga wnioski z zachowania
bohaterów. Pomimo tak młodego wieku jawi się jako spostrzegawczy i świadomy
obserwator. Ten głośny debiut zapewnił mu zaszczytne miejsce w szeregu znakomitych i niekonwencjonalnych twórców. Ogromne wyczucie estetyki wyróżnia poruszana tematyka i doskonała w swojej prostocie warstwa wizualna.
Obraz jest niezwykle dojrzały i boleśnie szczery. Intymny,
ale nie duszny klimat sprawia, że historia jeszcze mocniej oddziałuje na emocje
widza. Nie ma tu nieoczekiwanych zwrotów akcji i wartkiego tempa, nie to jest bowiem celem twórcy. Najważniejsze elementy stanowią fascynująca, choć
nieskomplikowana historia i złożone portrety dwójki ludzi. Xavier sięga po bliską mu tematykę,
taką jak trudna sytuacja w rodzinie i homoseksualizm. Zręcznie się porusza i
czuje pewnie w tych obszarach, ponieważ są mu naprawdę znajome. Zaskakuje swoim
niebywałym talentem, potrafi bowiem cudownie opowiadać. Pewne luki fabularne
bledną w obliczu niezwykłego przeżycia, jakie daje dzieło pt. „Zabiłem moją matkę”. Dolan udowodnił, że przed kamerą radzi sobie równie dobrze, co za nią. Zaprezentował swoje
znakomite umiejętności aktorskie i z łatwością wczuł się w rolę Huberta. Zagrał
naprawdę przekonująco i wymownie, choć brakuje mu jeszcze doświadczenia i solidnego warsztatu. Na uwagę zasługuje również charyzmatyczna, a niekiedy
powściągliwa (Anne Dorval). Świetnie ukazała ogrom gwałtownych emocji
kumulujących się w jej bohaterce.
Scenariusz stanowi poruszające studium relacji matki z synem, pełnej wzlotów i upadków. Starcie
dwóch porywczych osobowości szybko prowadzi do zaognienia się długotrwałego konfliktu.
Pozornie wydaje się, że sprawcą całego szeregu nieporozumień i kłótni jest Chantale.
Takie przekonanie wywołuje spoglądanie na wszystko z perspektywy nastolatka. Zwierza się on do kamery, a jego przemyślenia przeplatają się z główną osią akcji. Przyglądając
się jednak bliżej, można zauważyć, że oboje nie umieją wyrazić bezpośrednio
swojego zdania. Wiele krzyczą, chwilami wręcz histeryzują z zupełnie banalnych
powodów. Zamiast otworzyć się na drugą osobę i wysłuchać, za wszelką cenę chcą
się nawzajem zdominować. Hubert uważa, że nie ma nic wspólnego ze swoją
rodzicielką, choć gdyby ktoś zrobiłby jej krzywdę bez wahania by go zabił. Kobieta
czuje się bezradna, próbuje na siłę znaleźć w nim swego dawnego syna. Chłopak wstydzi
się jej, odrzucają go jej poglądy, zachowanie i wygląd. Desperacko walczy o
niezależność i udowodnienie światu swej odmienności. Oboje są histerykami i
nierozeznani w sferze uczuć.
Podziwiam Dolana za sprawność i płynność z jaką oprawia
całą historię, nadając jej naprawdę silny wydźwięk. Scenografia i kostiumy nie
zadziwiają różnorodnością czy wielką dbałością, dzięki temu całość nabiera wiarygodności. Warto docenić też wyśmienitą pracę kamery, która nadaje jeszcze
więcej artyzmu i sugestywności losom głównej postaci. W tle wyraźnie słychać
fenomenalną i bardzo zróżnicowaną ścieżkę dźwiękową. Subtelne lub dynamiczne
utwory podkreślają wahania uczuć Huberta. Perfekcyjnie skomponowane kadry i ‘obrazkowe’
ujęcia stają się powoli charakterystycznym znakiem twórczości Dolana. Artysta
boi się jeszcze jednak trochę eksperymentować z formą, w tym aspekcie bardziej
nowatorska i odważna wydaje mi się jedna z kolejnych produkcji pt. „Wyśnione miłości”.
Niewątpliwie sprawia jednak, że apetyt na jego autorskie kino rośnie w miarę
oglądania.
„Zabiłem moją matkę” stanowi jeden z najlepszych debiutów
filmowych jakie widziałam. Jestem pod wciąż niesłabnącym wrażeniem kunsztu i
pasji Xaviera Dolana. Trzymam kciuki, żeby jego kariera mogła w pełni rozwinąć
skrzydła.
Ocena: 8/10
Dolan to mój ulubiony reżyser. Widziałem wszystkie trzy jego filmy i z każdym kolejnym, mój podziw rośnie. Świetny jest ten chłopak, zarówno przed, jak i za kamerą (jako reżyser szczególnie). Kręci rewelacyjne filmy (nie przypadkowo jego obrazom przyznałem dwie dziesiątki i jedną dziewiątkę). Ma przede wszystkim pomysł na siebie, jego produkcje są wizualnie doskonałe, choć w "Zabiłem moją matkę" i tak nie obserwujemy takiego widowiska, jak w dwóch późniejszych produkcjach. Z każdym obrazem Dolan oddaje nam część siebie, swojej osobowości i w przypadku tej produkcji, dostajemy nawet fragment jego życia, ponieważ scenariusz był oparty o jego osobiste doświadczenia. Ode mnie ten film dostał 9 i nie wiem czy przypadkiem sobie go nie odświeżę na feriach. Ba! Zrobię to z wielką przyjemnością! Dolan to mój numer jeden! :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Paweł
www.filmoweabecadlo.wordpress.com