czwartek, 21 maja 2015

Nie możemy żyć bez kosmosu (2014), czyli przyjaźń i pasja (55. KFF)

tytuł oryginalny: Mi ne mozhem zhit bez kosmosa
reżyseria: Konstantin Bronzit
scenariusz: Konstantin Bronzit
muzyka: Valentin Vassenkov
produkcja: Rosja
gatunek: animacja, krótkometrażowy

Uwielbiam filmy krótkometrażowe za to, że zapewniają często dużo więcej emocji niż filmy pełnometrażowe. „Nie możemy żyć bez kosmosu” jest tego doskonałym przykładem. W pierwszej chwili moją uwagę zwrócił intrygujący tytuł, kryjący w sobie pewną tajemnicę i przesłanie. Po seansie wciąż nie mogę przestać zachwycać się jego trafnością, a w mojej interpretacji kosmos okazuje się w pewien sposób nawet metaforą: „Nie możemy żyć bez SIEBIE”.

Dwaj kosmonauci przyjaźnią się od dziecka i marzą o wspaniałej wyprawie. Aby spełnić postanowienie, trenują ze wszystkich sił, przechodzą serię testów i uczestniczą w codziennych ćwiczeniach wytrzymałościowych. Pozostają pod nieustanną obserwacją i kontrolą. Wymaga się od nich idealnych wyników, pełnej sprawności fizycznej i odporności psychicznej.


Dzieło porusza motyw zdecydowanego dążenia do wyznaczonego przez siebie celu i mierzenia się ze słabościami. Przede wszystkim ukazuje jednak piękny portret przyjaźni i bliskości między dwojgiem ludzi. Kosmos powoli odsuwa się na dalszy plan i jak już wcześniej wspominałam, można przyjąć go jako metaforę określającą relację kosmonautów, wspólne pragnienia czy rzeczy nieosiągalne. Twórcy nie potrzebują żadnych słów, żeby zawrzeć inspirujący przekaz i do głębi poruszyć. Główni bohaterowie, których łączy fantastyczna i poruszająca więź, stanowią wręcz serce całej historii. Co zaskakujące, w ciągu piętnastu minut udało mi się zaangażować emocjonalnie w losy kosmonautów, przeżywając wszystko razem z nimi. Jestem pewna, że nieraz powrócę jeszcze myślami do tego filmu, bo takich przeżyć się łatwo nie zapomina. Jako najsłabszy element oceniam samą technikę, jaką wykonano „Nie możemy żyć bez kosmosu”. Nie ma w sobie nic oryginalnego, brakuje tu odważniejszej i mroczniejszej stylistyki. Nie uważam, że zamysł artystyczny autorów jest zły, po prostu bardzo przeciętny. Strona wizualna nie pozwoliła mi poczuć cudowności kosmosu.


Czy w filmie znalazło się miejsce na szczyptę humoru? Tylko trochę na początku, wraz z rozwojem akcji fabuła nabiera napięcia i dramatyzmu. Początkowo nie wiadomo, jak się wszystko rozegra, aczkolwiek ostatecznie wydarzenia zmierzają do dość przewidywalnego finału. Nie odbiera mu to przy tym jakiejkolwiek wartości. Przyznam nawet, że popłakałam się, co do tej pory zdarzyło mi się podczas oglądania dwóch animacji krótkometrażowych („Sintel” i „Kiwi” – przy okazji polecam!). Choć to nieco irytujące, że w ciągu tak krótkiego czasu potrafię się wzruszyć, dla mnie jest to dużym plusem. W takiej sytuacji widać, jakie oddziaływanie wywiera dana opowieść. Mam wrażenie, że znaczna część filmów z tego gatunku okazuje się bardzo przygnębiająca. Co najważniejsze, wiele oferuje jednak znakomitą puentę i zmusza do refleksji.
Ocena: 8/10

Film „Nie możemy żyć bez kosmosu” będzie wyświetlany w konkursie krótkometrażowym w ramach 55. Krakowskiego Festiwalu Filmowego. KFF odbędzie się w Krakowie od 31 maja do 7 czerwca 2015 roku.

Więcej informacji na oficjalnej stronie: www.krakowfilmfestival.pl
i Facebooku: http://www.facebook.com/krakowfilmfest.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz