tytuł oryginalny: Mi ne mozhem zhit bez kosmosa
reżyseria: Konstantin Bronzit
scenariusz: Konstantin Bronzit
muzyka: Valentin Vassenkov
produkcja: Rosja
gatunek: animacja, krótkometrażowy
Uwielbiam filmy krótkometrażowe za to, że zapewniają
często dużo więcej emocji niż filmy pełnometrażowe. „Nie możemy żyć bez kosmosu”
jest tego doskonałym przykładem. W pierwszej chwili moją uwagę zwrócił
intrygujący tytuł, kryjący w sobie pewną tajemnicę i przesłanie. Po seansie
wciąż nie mogę przestać zachwycać się jego trafnością, a w mojej interpretacji
kosmos okazuje się w pewien sposób nawet metaforą: „Nie możemy żyć bez SIEBIE”.
Dwaj kosmonauci przyjaźnią się od dziecka i marzą o
wspaniałej wyprawie. Aby spełnić postanowienie, trenują ze wszystkich sił,
przechodzą serię testów i uczestniczą w codziennych ćwiczeniach wytrzymałościowych.
Pozostają pod nieustanną obserwacją i kontrolą. Wymaga się od nich idealnych wyników,
pełnej sprawności fizycznej i odporności psychicznej.
Dzieło porusza motyw zdecydowanego dążenia do
wyznaczonego przez siebie celu i mierzenia się ze słabościami. Przede wszystkim
ukazuje jednak piękny portret przyjaźni i bliskości między dwojgiem ludzi. Kosmos
powoli odsuwa się na dalszy plan i jak już wcześniej wspominałam, można przyjąć
go jako metaforę określającą relację kosmonautów, wspólne pragnienia czy rzeczy
nieosiągalne. Twórcy nie potrzebują żadnych słów, żeby zawrzeć inspirujący przekaz
i do głębi poruszyć. Główni bohaterowie, których łączy fantastyczna i
poruszająca więź, stanowią wręcz serce całej historii. Co zaskakujące, w ciągu
piętnastu minut udało mi się zaangażować emocjonalnie w losy kosmonautów, przeżywając
wszystko razem z nimi. Jestem pewna, że nieraz powrócę jeszcze myślami do tego
filmu, bo takich przeżyć się łatwo nie zapomina. Jako najsłabszy element
oceniam samą technikę, jaką wykonano „Nie możemy żyć bez kosmosu”. Nie ma w
sobie nic oryginalnego, brakuje tu odważniejszej i mroczniejszej stylistyki. Nie
uważam, że zamysł artystyczny autorów jest zły, po prostu bardzo przeciętny. Strona
wizualna nie pozwoliła mi poczuć cudowności kosmosu.
Czy w filmie znalazło się miejsce na szczyptę humoru?
Tylko trochę na początku, wraz z rozwojem akcji fabuła nabiera napięcia i dramatyzmu.
Początkowo nie wiadomo, jak się wszystko rozegra, aczkolwiek ostatecznie
wydarzenia zmierzają do dość przewidywalnego finału. Nie odbiera mu to przy tym
jakiejkolwiek wartości. Przyznam nawet, że popłakałam się, co do tej pory zdarzyło
mi się podczas oglądania dwóch animacji krótkometrażowych („Sintel” i „Kiwi” – przy
okazji polecam!). Choć to nieco irytujące, że w ciągu tak krótkiego czasu potrafię
się wzruszyć, dla mnie jest to dużym plusem. W takiej sytuacji widać, jakie
oddziaływanie wywiera dana opowieść. Mam wrażenie, że znaczna część filmów z
tego gatunku okazuje się bardzo przygnębiająca. Co najważniejsze, wiele oferuje
jednak znakomitą puentę i zmusza do refleksji.
Ocena: 8/10
Film „Nie możemy żyć bez kosmosu” będzie wyświetlany w
konkursie krótkometrażowym w ramach 55. Krakowskiego Festiwalu Filmowego. KFF odbędzie
się w Krakowie od 31 maja do 7 czerwca 2015 roku.
Więcej informacji na oficjalnej stronie: www.krakowfilmfestival.pl
i Facebooku: http://www.facebook. com/krakowfilmfest.
i Facebooku: http://www.facebook.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz