tytuł oryginalny: War for the Planet of the Apes
reżyseria: Matt Reeves
scenariusz: Mark Bomback, Matt Reeves
muzyka: Michael Giacchino
produkcja: USA
gatunek: dramat, akcja, sci-fi
Nie ukrywam, że to pasja i ekscytacja Sfilmowanych, czyli
mojego ulubionego kanału z recenzjami, zachęciła mnie do obejrzenia dwóch
pierwszych części trylogii. Mocno udzieliła mi się też ich ciekawość tego, co
wydarzy się w ostatniej odsłonie, dlatego poszłam na pokaz „Wojny o planetę
małp” aż dwa tygodnie przed premierą. Wróciłam z kina zachwycona i poruszona.
Caesar (Andy Serkis) i jego pobratymcy zostają zaatakowani
przez ludzi na czele z Pułkownikiem (Woody Harrelson). Małpy ponoszą ogromne
straty, postanawiają więc ewakuować się w bezpieczniejsze miejsce. Caesar,
pragnąc zemścić się za śmierć bliskich, wyrusza w drogę do miejsca
stacjonowania armii ludzi. Planowane starcie z Pułkownikiem zamienia się w
walkę o przyszłość obu gatunków.
W „Genezie planety małp” śledzimy wydarzenia zarówno z
perspektywy Willa granego przez Jamesa Franco, jak i z perspektywy Caesara. W „Ewolucji
planety małp”, czyli filmie w klimacie wojennym, opartym na nieco schematycznej
konstrukcji fabularnej, również oglądamy wszystko z perspektywy małp i ludzi. W
„Wojnie o planetę małp” twórcy podjęli ciekawą, aczkolwiek ryzykowną decyzję –
akcja rozgrywa się właściwie tylko z perspektywy małp. Postawienie całości na
barkach stworzeń wygenerowanych przez motion capture, z których większość porozumiewa
się w sposób migowy, może się wydawać nieco szalone. Taki zabieg stanowi jednak
paradoksalnie najmocniejszą stronę produkcji. Małpy po raz kolejny okazują się dużo
lepiej napisanymi postaciami niż ludzie. Pozornie prosty konflikt, ludzie
kontra małpy, nabiera głębszego znaczenia, a ostatecznie niesie ze sobą
uniwersalny wydźwięk. Skłania bowiem do refleksji nad istotą człowieczeństwa i
nad tym, kto jest prawdziwym wrogiem.
Tytuł, zwiastuny i niektóre opisy sugerują, że w finale
trylogii następuje wielkie batalistyczne starcie. Naprawdę walka opiera się
raczej na dywersji i unikaniu bezpośredniej bitwy, choć stawki niewątpliwie są
wysokie. Bohaterowie starają się uratować przyjaciół i sojuszników, a także
zrozumieć intencje Pułkownika. W pewnym sensie to trochę film drogi – film
drogi o małpach, które jadą na koniach i noszą broń. Brzmi absurdalnie? Nic
bardziej mylnego. Historia okazuje się niezwykle przekonująca, osadzona w
bardzo poważnym, przejmującym klimacie. Drużyna, wiedziona chęcią zemsty za
poniesione krzywdy, w czasie podróży napotyka na różne przeszkody. Choć na
ekranie nie pada wiele słów, rozumiemy motywacje oraz pragnienia Caesara i jego
bliskich. W pewnym momencie zapomina się wręcz, że to grane przez aktorów, ale wykreowane
komputerowo postacie. Po prostu czuje się wszystko, co przeżywają, współczuje
się im.
Nie radzę oglądać „Wojny o planetę małp”, nie mając
wcześniej do czynienia z poprzednimi częściami. W „Genezie…” i „Ewolucji…” kształtują
się wszyscy bohaterowie, a my jako widzowie zaczynamy się do nich przywiązywać.
Nie znając początkowych wydarzeń z życia Caesara i przemian, jakie doświadczył,
nie poczuje się odpowiedniego ładunku emocjonalnego związanego z finałem
trylogii. W trzeciej odsłonie dostajemy z założenia klasyczną scenę ekspozycji,
w której Pułkownik wyjaśnia powody swojego postępowania. Nie jest to jednak
typowa sytuacja z cyklu: złoczyńca tłumaczy się przed ofiarą. Woody Harrelson
okazuje się kapitalny jako bezwzględny przywódca, a jego motywacje i plan
wydają się złożone i sensowne. Pewien intrygujący kontrast wobec brutalnej rzeczywistości
stanowi dziewczynka nazwana Nova. Wprowadza pewien płomyk nadziei i urok, ale
jest również pretekstem do paru klasycznych scen, mających grać na emocjach. Z
jednej strony to działa, z drugiej strony sentymentalizm może się wydawać zbyt
oczywisty i sztuczny.
Motion capture w „Wojnie o planetę małp” doprowadzono już
niemal do perfekcji. Koniecznie trzeba ten film obejrzeć na dużym ekranie, aby dostrzec
jak najwięcej szczegółów. Bohaterowie wyglądają szokująco realistycznie, co
niejednokrotnie aż zapiera dech. Wielkie uznanie należy się zarówno
specjalistom od efektów specjalnych, jak i aktorom, którzy doskonale opanowali
mimikę, gesty i sposób chodzenia małp. Andy Serkis to absolutny mistrz, zasługuje
na najwyższe wyróżnienia. Dajcie mu wreszcie Oscara! Caesar w jego wykonaniu okazuje
się postacią znacznie bardziej złożoną niż Gollum. Wzruszającą historię walki w
obronie rodziny i przyjaciół dopełnia elektryzująca muzyka Michaela Giacchino.
Nie przytłacza patosem i dobrze stopniuje napięciem. Na koniec muszę jeszcze
zwrócić uwagę na znakomite zdjęcia, świetnie nadające surową i mroczną
stylistykę.
Nie sądziłam, że będę pisać recenzję „Wojny o planetę
małp”, ale tak, to jest film fenomenalnie zrealizowany. Nadrabiajcie szybko
poprzednie części i idźcie do kina na tę.
Ocena: 9/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz