scenariusz: Seth MacFarlane, Alec Sulkin, Wellesley Wild
muzyka: Walter Murphy
produkcja: USA
gatunek: fantasy, komedia
„Ted” to lekka i zabawna produkcja w reżyserii Setha MacFarlane’a,
znanego przede wszystkim jako twórcę seriali „Glowa rodziny” i „Amerykański
tata”. Jak na razie produkcja została odznaczona dwoma nominacjami do nagrody
Teen Choice. Opowiada prostą, ale raczej wciągającą historię przyjaźni misia i
dorosłego mężczyzny. Brzmi dziecinnie? Mimo wszystko to raczej obraz dla
starszych widzów.
Marzenia czasem mają to do siebie, że mogą się spełnić.
Niegdyś siedmioletni John Bennett był nielubiany, nie miał kolegów, nikt nie
chciał się z nim bawić. Pewnego razu dostał w prezencie sympatycznego
pluszowego misia, którego nazwał Teddy. Chłopiec bardzo pragnął, aby maskotka
ożyła. Wkrótce tak się stało. Oboje poprzysięgli sobie przyjaźń do końca życia. Teraz John Bennett (Mark Wahlberg) ma już za sobą
trzydzieści lat życia, a miś dorósł razem z nim. Są najlepszymi i nierozłącznymi
kumplami. Nie chcą się ze sobą rozstać i nie wyobrażają sobie bez siebie życia.
Razem piją piwo, biorą narkotyki, lenią się. Ted (mówiący głosem samego
reżysera) jest nieokrzesany, czasem złośliwy i samolubny. Uwielbia też podrywać
dziewczyny, które często sprowadza do domu. To nie podoba się partnerce Johna,
Lori Collins (Mila Kunis). Wiele jednak ulega zmianie, kiedy stawia mężczyźnie
warunek: albo ona, albo miś.
„Ted” to przyjemna i żartobliwa komedia. Seans zapewnił
mi rozrywkę i sprawił sporą przyjemność. Akcja powoli się rozkręca, by wkrótce
gwałtownie nabrać tempa. Pomysł nie wydał mi się skomplikowany, ale losy
niesfornego misia zdecydowanie mają swój duży urok i gwarantują solidną porcję
śmiechu. Jak na tego rodzaju film, fabuła jest całkiem niezła, aczkolwiek moim
zdaniem za mało zaskakująca i momentami bardzo przewidywalna. Scenariusz jest dobry i optymistyczny. Zabrakło mi jednak
jakiegoś niezwykłego wydarzenia, które mogłoby jeszcze bardziej przyciągnąć
uwagę widza. Przyjaźń z misiem albo miłość Lori – główny wątek okazał się, mimo
swej banalności, całkiem trafiony i inspirujący. Niektóre mniej ważne wydarzenia
wydały mi się nudne i jakby niedopracowane. Doskonale została ukazana relacja
Johna i Teda – dwaj niedojrzali, leniwi, skłonni do zabawy kumple, którzy
najchętniej nigdy by nie dorośli. Najlepszą część tej produkcji stanowi komizm
sytuacyjny oraz słowny, który moim zdaniem okazał się lepszy. Niemal każde
wydarzenie zostało przedstawione w sposób humorystyczny, z przymrużeniem oka.
Dialogi są śmieszne i jeszcze bardziej podkreślały klimat tego filmu.
Według mnie najsłabszym elementem okazało się aktorstwo. Mark
Wahlberg, który wcielił się w rolę zdziecinniałego i raczej nieodpowiedzialnego
Johnna Bennnetta, zupełnie się nie popisał i zgrał bardzo przeciętnie. Nie udało
mu się odpowiednio ukazać emocji jego postaci. Dużo lepiej poradziła sobie
urocza Mila Kunis jako Lori Collins. Potrafiła wiarygodnie ukazać niezłomny
charakter swojej bohaterki. Bez wahania i stanowczo stawia swojemu chłopakowi
ultimatum, chociaż widzi, że bardzo ciężko będzie mu się rozstać z
przyjacielem. Jej gra aktorska jest bardzo dobra i przekonująca. Seth
MacFarlene wykonał kawał świetnej roboty nie tylko jako reżyser i scenarzysta,
ale także podkładając głos dorosłemu Ted’owi. Muzyka Waltera Murphy’ego okazała się przyzwoita, ale
moim zdaniem zbytnio nie wyróżniła się w tej produkcji.
Według mnie „Ted” to porządna i śmieszna komedia. Polecam,
ale bez rewelacji.
Ocena: 6/10
Miałam podobne odczucia co do tego filmu- niby niezły, ale brakuje mu tego czegoś. Najbardziej wkurzała mnie ta kiczowata wstawka z "Flashem Gordonem"- nie znoszę takich wściekle pomarańczowych barw;3
OdpowiedzUsuń