piątek, 2 listopada 2012

Hugo i jego wynalazek (2011), czyli kolorowa podróż w przeszłość

tytuł oryginalny: Hugo
reżyseria: Martin Scorsese:
scenariusz: John Logan
muzyka: Howard Shore
produkcja: USA
gatunek: familijny, fantasy, przygodowy

Po wyśmienitej „Wyspie Tajemnic” przyszedł czas na kolejny seans filmu w reżyserii Martina Scorsese. „Hugo i jego wynalazek” opowiada barwną historię chłopca, który jest sierotą i właścicielem niezwykłego robota. Produkcja została odznaczona 13 nagrodami, w tym aż pięcioma Oscarami, oraz 42 nominacjami. W tym roku królowała na gali rozdania statuetek Akademii Filmowej, dlatego wiązałam z niej duże oczekiwania. Niestety, raczej się zawiodłam.

Hugo Cabret (Asa Butterfield), od śmierci swojego ojca (Jude Law), mieszka sam w tajemnych korytarzach i przez nikogo nie uczęszczanych pomieszczeniach paryskiego dworca. Na co dzień zajmuje się ustawianiem i reperowaniem zegarów. Żyje z kradzieży, dlatego stara się zachować anonimowość. Często musi ukrywać się i uciekać przed nadzorcą stacji kolejowej (Sacha Baron Cohen), aby nie trafić do sierocińca. Najcenniejszym przedmiotem, jaki posiada chłopiec jest mechaniczny człowiek. Nie może go jednak uruchomić, ponieważ nie posiada odpowiedniego klucza. Hugo podejrzewa, że wynalazek ukrywa wiadomość od jego ojca. Pewnego dnia poznaje skrytego właściciela sklepu z zabawkami (Ben Kingsley). Później wraz z ciekawską Isabelle (Chloë Grace Moretz) próbuje rozwikłać zagadkę robota i tajemniczego Georgesa Méliès.


Trudno jest jednoznacznie ocenić „Hugo i jego wynalazek”. Z jednej strony to ładna, niesamowicie kolorowa i bajkowa produkcja, z drugiej strony okazała się bardzo przewidywalna i niezaskakująca. Zahipnotyzowały mnie fantastyczne zdjęcia i efekty specjalne. Zwróciłam uwagę także na doskonały, nagrodzony dwoma Oscarami dźwięk. Panorama Paryża zapiera dech. Scenografia i kostiumy zrobiły na mnie naprawdę pozytywne wrażenie, wydały mi się cudowne i wyjątkowe. Barwy niekiedy bardzo ze sobą kontrastują, ale wcale nie rażą w oczy. Dzięki temu film urzeka wizualnym pięknem. Film ma wiele słabych stron. Akcja rozgrywa się bardzo powoli i w ogóle nie trzyma w napięciu. Fabuła jest nudna i mało zajmująca. Niestety, tutaj Howard Shore mnie nie zachwycił. Muzykę oceniam jako niezbyt wyszukaną i nieintrygującą.


Scenariusz jest się średni i niezbyt ciekawy. Mam wrażenie, że twórcy poszli nieco na łatwiznę, chcąc zaczarować widza jedynie obrazem. Na początku wydawało mi się, że szykuje się naprawdę fascynująca historia. Wyszło z tego jednak monotonne i proste dzieło, jednak wspaniałe od strony artystycznej. Wątek mechanicznego człowieka uważam za banalnie rozwinięty. Spodobały mi się jednak sceny, w których występuje Sacha Baron Cohen. Są zabawne i przykuwają uwagę. Aktorstwo przedstawia dobry poziom. Odtwórca tytułowej roli, Asa Butterfield spisał się przyzwoicie. Okazał się całkiem wiarygodny. Chloë Grace Moretz jako Isabelle aż za bardzo starała się wypaść jak najlepiej. Moim zdaniem jej gra aktorska jest nienaturalna i trochę sztuczna. Mimo tego, bohaterkę darzę sympatią. To właśnie ona staje się najlepszym przyjacielem Hugona i pomaga mu.


Starsza część obsady poradziła sobie znakomicie. Warto wyróżnić Sachę Barona Cohena jako nadzorcę stacji kolejowej. Mimo z pozoru mało znaczącej roli, ku mojej uciesze, aktor pojawia się na ekranie dość często. Wydaje się, że sposób mówienia i każdy jego gest jest dokładnie przemyślany. Zagrał fenomenalnie, dzięki niemu akcja chwilami nabiera dynamiki. Ben Kingsley w roli właściciela sklepu z zabawkami świetnie ukazał zgryźliwy charakter swojej postaci. W miarę rozwoju wydarzeń dowiadujemy się, jaką tajemnicę skrywa. Na drugim planie wystąpił również Christopher Lee jako bibliotekarz. Szkoda, że pojawiał się tylko kilka razy.

Uważam, że „Hugo i jego wynalazek” ma duży, niewykorzystany potencjał. Podziwiam jego stronę artystyczną. Czy polecam? Niekoniecznie.
Ocena: 5/10

9 komentarzy:

  1. Niestety nie widziałam,ale z twojej recenzji wynika,że nie jest to żadna rewelacja,więc nie jestem pewna czy warto go obejrzeć.

    OdpowiedzUsuń
  2. to chyba jedna z nielicznych niesympatycznych dla filmu recenzji jakie czytałam ;)) sama nie widziałam ale raczej mnie nie ciągnie

    OdpowiedzUsuń
  3. Boż, i znowu Chloe Grace Moretz, która denerwowała mnie w "Dark shadows",a tu widzę również średnie odczucia na temat jej gry aktorskiej. Nie wiem czy chce mi się nadrabiać ten film bo z jednej strony wolałabym sama wyrobić sobie o nim opinię,a z drugiej boję się totalnego rozczarowania.

    OdpowiedzUsuń
  4. Mnie się Chloe Moretz spodobała, widziałem ją w dwóch filmach: "Kick Ass" i "Hugo", w obu filmach zagrała według mnie świetnie. Sam film "Hugo" jednak mnie nie zachwycił i w większości zgadzam się z recenzją, chociaż ja dałbym nieco wyższą ocenę (6/10).

    OdpowiedzUsuń
  5. Osobiście oceniłem dokładnie tak samo. Co prawda nie ze wszystkimi negatywnymi stronami, o których wspomniałaś bym się zgodził (na przykład muzyka bardzo mi się podobała). Sądzę, że jednak film spełnia swoje założenia, to naprawdę fajna produkcja familijna i każdy: mali i duzi, mogą się na niej świetnie bawić. Ale to wszystko. Tak jak piszesz - fabuła nie zachwyca, może nawet nudzić. Fajne nawiązania do historii kina, ale generalnie niewiele wnoszą. To przyjemne kino, ale nic poza tym.

    OdpowiedzUsuń
  6. Zabieram się za ten film od dłuższego czasu i...wyrok znów odroczony dzięki Twojej recenzji :D No cóż, może kiedyś sam się przekonam w końcu.
    Pozdrawiam, Dwayne.

    OdpowiedzUsuń
  7. A mnie akurat Shore zawsze zachwyca, a muzyczny motyw przewodni "Hugo" jest cudny:)

    Ja już pisałam w lutym, że mnie również "Hugo" nie porwał, choć na dobrą sprawę, nie ma się w nim czego przyczepić. Fabuła wbrew pozorom jest dość spójna, historia ładna, zdjęcia i cała strona wizualna cudne. Taki jakiś nieporywający...

    OdpowiedzUsuń