sobota, 15 grudnia 2012

Słodki drań (1999), czyli muzyk, kobieciarz i prawdziwy artysta

tytuł oryginalny: Sweet and Lowdown
reżyseria: Woody Allen
scenariusz: Woody Allen
muzyka: Dick Hyman
produkcja: USA
gatunek: komedia, muzyczny

Woody Allen postanowił wykreować niepowtarzalną postać Emmeta Ray’a. W swoim interesującym dziele „Słodki drań” opowiada jego niezwykłą historię. Przedstawia go jako jednego z najlepszych na świecie muzyków jazzowych. Film swoją formą przypomina dokument. Najistotniejsze wydarzenia z życia artysty przeplatają się z komentarzami i wypowiedziami jego znajomych czy różnych ekspertów. Mimo tego, że opowieść to fikcja i główny bohater tak naprawdę wcale nie istniał, Allen przenosi nas w intrygującą podróż po jego życiu.

Akcja rozgrywa się w latach XX-tych ubiegłego wieku. Emmet Ray (Sean Penn) jest znakomitym gitarzystą jazzowym. Django Reinhardt to jego niedościgniony ideał. Uważa się za, zaraz po nim, najlepszego muzyka na świecie. Gdy słucha jego muzyki, płacze. Na jego widok nawet mdleje. Ray okazuje się także kleptomanem i hazardzistą. Uwielbia godzinami oglądać pociągi i strzelać z pistoletu do szczurów. Do tych zajęć, niekoniecznie skutecznie, stara się przekonać niemal każdą kolejną kochankę. Ma ogromne zamiłowanie do kobiet, choć jak twierdzi, z żadną nie zamierza wiązać się na zawsze. Powtarza, że jako prawdziwy artysta, musi być wolny i niezależny. Jednym z jego najdłuższych związków jest ten, z poznaną przypadkowo Hattie (Samantha Morton). Mimo tego, że dziewczyna jest niemową i nie do końca sprawna umysłowo, wydaje się z nią szczęśliwy. Na koniec, po wielu koncertach i zabawnych perypetiach z życia artysty, biografia się urywa. Nie wiadomo, jak dalej potoczyły się jego losy.


„Słodki drań” to wspaniale zrealizowana i fascynująca historia. Jest to intrygująca analiza specyficznej osobowości gitarzysty. Twórcy odkrywają przed nami ważne momenty z jego życia, które ostatecznie najbardziej na niego wpłynęły. Fabuła jest zaskakująca, zabawna i bardzo ciekawa. Akcja rozgrywa się w odpowiednim tempie, które nadaje jej idealnie dobrana muzyka. Występy Emmeta również stanowią jedne z najmilszych elementów tej produkcji. Scenografia i kostiumy zostały doskonale dopasowane. Wzrok przyciągają eleganckie kreacje gitarzysty jazzowego, które stają się jego znakiem rozpoznawczym. Charakteryzacja, a szczególnie sama fryzura, podkreśla jego beztroski i niespieszny tryb życia oraz pewną nonszalancję z jaką się obnosi. Scenariusz okazał się bardzo dobry, mimo wszystko nie wydał mi się zbyt skomplikowany. Nie ma tu zadziwiających zwrotów akcji, czy spektakularnych wydarzeń. Jest za to prosta historia interesującego człowieka, opowiedziana w niebanalny sposób. Mimo iż jest fikcją, nie sprawia takiego wrażenia.


Jedna z kochanek głównego bohatera, Blanche (Uma Thurman) mądrze stwierdza, że tym co różni go od jego idola, Reinhardt’a, jest to, że Ray nie wkłada w muzykę tyle serca, ile powinien. Nie stara się wyrażać emocji za jej pośrednictwem, jak to robi Django. Nie dzieli się swoimi odczuciami ze słuchaczami. Jego utwory robią na ludziach wrażenie, ale nic na nich nie wywierają. Gitarzysta w życiu prywatnym także nie ujawnia swojego wnętrza przed innymi. Żadnej kobiecie nie mówi, że ją kocha, twierdząc, że to nie ma znaczenia. Jest egoistą i właściwie się z tym nie kryje. Jego egzystencja opiera się na błahych przyjemnościach, nie ma obranego większego celu.  


Aktorstwo jest znakomite i naprawdę przyciąga uwagę. Szczególnie warto wyróżnić nominowanego do Oscara za rolę Emmeta, Seana Penn’a. Zagrał fenomenalnie. Aktor ma w sobie ogromny urok i taki komiczny ‘błysk w oku’, dzięki czemu stworzył niesamowitą postać. Mimo jego zachowania, nie sposób nie darzyć go sympatią. Penn jedynie udaje, że gra na gitarze. Utwory nagrał Howard Alden. Świetnie spisała się również Samantha Morton, odtwórczyni roli Hattie, za co otrzymała nominację do Oscara. Mimo, że w filmie nie wypowiada ani słowa, gra bardzo dobrze. Jej środki wyrazu to jedynie (albo aż) bogata mimika twarzy i gestykulacja. One sprawiły, że jej bohaterka stała się charakterystyczna. To niczym nie wyróżniająca się dziewczyna, niewykształcona (bazgrze jak kura pazurem), niezbyt inteligentna, a jednak Ray jest jej wierny przez długi czas. Aktorzy drugoplanowi, na czele z Umą Thurman w roli uroczej i dociekliwej Blanche, poradzili sobie przyzwoicie. Dzięki nim dzieło ogląda się z dużą przyjemnością.

„Słodki drań” to solidna i przyjemna w odbiorze produkcja. Nie jest to jednak arcydzieło. Polecam Wam, dzięki niej bliżej poznać sylwetkę ekscentrycznego Emmeta Ray’a.
Ocena: 8/10

1 komentarz:

  1. Uwielbiam Samanthę Morton, która została nominowana za ten film do Oscara. Sam "Słodki drań" jest dla mnie najlepszym filmem Woody'ego Allena. Stwierdzam to nie oglądając Annie Hall, ale z pośród tych co widziałem właśnie ten cenię najbardziej. I tak w ogóle to zabawny zbieg okoliczności, ponieważ właśnie dziś miałem po raz kolejny oglądać ten film :> pozdrawiam i zapraszam do siebie :>

    OdpowiedzUsuń