reżyseria: Quentin Tarantino
scenariusz: Quentin Tarantino
muzyka: Robert Richardson
produkcja: USA
gatunek: dramat, western
Quentin Tarantino w swoich filmach balansuje często na
granicy kiczu, jednak nigdy jej nie przekracza. Wszystkie wydarzenia
przedstawia z charakterystycznym dystansem i humorem. Nie powstrzymuje się też
od stosowania ironii i groteski. Te elementy z łatwością można znaleźć także w jego najnowszym
dziele. „Django” to majstersztyk, kolejna genialna produkcja w dorobku tego
reżysera i scenarzysty. Jest intrygująco, zabawnie i bardzo krwawo.
Niemiec, Dr King Schultz (Christoph Waltz), niegdyś
dentysta, teraz znakomity łowca głów, tropi niebezpiecznych braci Brittle. Za
ich schwytanie, żywych lub martwych, czeka go nagroda. Sam jednak nie potrafi ich
odnaleźć – nie wie jak wyglądają, a nawet jak mają na imię. Postanawia wykupić
Django (Jamie Foxx), niewolnika, który pracował na ich plantacji. Razem
zawiązują układ: w zamian za pomoc w poszukiwaniach, Schultz uczyni go wolnym
człowiekiem. Django staje się świetnym rewolwerowcem i doskonałym towarzyszem.
Okazuje się, że utracił on kiedyś swoją ukochaną Broomhildę (Kerry Washington).
Przyjaciele razem wyruszają w podróż do Candylandu, gdzie prawdopodobnie znajduje
się kobieta. Właścicielem posiadłości jest bogaty i przebiegły Calvin Candie (Leonardo
DiCaprio).
„Django” to niesamowicie wciągający i znakomicie zrealizowany film. Stanowi kwintesencję tarantinowskiego stylu – pastisz, brutalność i specyficzny humor. Akcja nieustannie przykuwa uwagę i porywa. Fabuła jest intrygująca i bardzo dynamiczna. Nie brakuje tu wielu scen przemocy, krew leje się strumieniami. Twórcy poruszają tematykę niewolnictwa i dyskryminacji czarnoskórych. Robią to momentami realistycznie, chwilami przejaskrawiając niektóre wydarzenia. Gdy Django zostaje wyzwolony, Schultz pozwala mu jeździć konno, ma dostęp także do innych przywilejów ludzi białych. Innym się to nie podoba, traktują Django nieufnie i z pogardą. Wszystkie wydarzenia prowadzą do finałowej krwawej jatki. Sam zakończenie wydało mi się jednak mało zadziwiające. Nie zabrakło mu za to widowiskowości. Doskonała scenografia i perfekcyjnie dobrane kostiumy sprawiają, że film zachował klimat westernu, jednocześnie wykraczając poza ramy gatunku.
Ogromną zaletą tego dzieła okazała się wyborna ścieżka dźwiękowa. Za motyw przewodni służy piosenka „Django” Luisa Bacalova. Oczarowały mnie takie utwory jak „Freedom”, „His name is King”, „Too old to die young”, „Ain’t no grave”, czy “I got a name”. Muzyka została doskonale dobrana. Świetnie odzwierciedla charakter i nadaje klimat tej produkcji. Zasługuje na ogromną pochwałę. Przyznam, że od paru dni nie mogę się oderwać od słuchania.
Gra aktorska przedstawia bardzo wysoki poziom. Tarantino udowadnia, że zaangażował w swoim najnowszym filmie naprawdę genialnych aktorów. Wszyscy
sprostali swoim zadaniom, unieśli ciężar całej historii. Odtwórca tytułowej
roli, Jamie Foxx, nagrodzony Oscarem za niezapomniany występ jako Ray Charles w
„Ray’u”, poradził sobie wyjątkowo dobrze. Potrafił wczuć się w postać i ukazać jej
emocje. Django ze źle traktowanego niewolnika zmienia się w bezwzględnego łowcę
głów. Jest żądny zemsty na oprawcach swojej żony i nie zawaha się przed niczym,
żeby ją uratować. Austriak Christoph Waltz wcielił się w rolę dr Schultza.
Niemiecki łowca głów (właściwie jedyny nie rasista) to moim zdaniem jedna z najciekawszych i najbardziej komicznych postaci. Jest
wygadany, sprytny i potrafi sobie radzić w każdej sytuacji. Podróżuje
najczęściej w swoim wozie z „zębem na sprężynie” (i jak tu się nie śmiać?). Z
pozoru zależy mu tylko na pieniądzach, ale naprawdę szuka towarzysza. Django wkrótce
staje się jego przyjacielem. Gardzi niewolnictwem, dlatego daje mu wolność; z chęcią pomaga mu też uratować ukochaną.
Na największe wyróżnienie zasługuje jednak fenomenalny Leonardo DiCaprio jako Calvin Candie. Zagrał zdecydowanie najlepiej z całej obsady i szkoda, że jego występu nie nagrodzono nominacją do Oscara. Najlepiej od razu statuetką! Jego bohater jest nieprzewidywalny, bezwzględny, ale jednocześnie w jakiś sposób uroczy. Gdy traci panowanie nad sobą, staje się nieobliczalny i pokazuje, że lepiej nie wchodzić mu w drogę. Rozrywki dostarczają mu walki, zwane mandingo. Mimika twarzy DiCaprio okazała się perfekcyjna. Aktor dokładnie panuje nad każdym gestem, czy spojrzeniem. Moim zdaniem to jeden z ważniejszych występów w jego karierze. Warto również zwrócić uwagę na Samuela L. Jacksona. Zagrał służącego Calvina, który nienawidzi czarnoskórych. Mimo niewielkiej roli, spisał się naprawdę dobrze. Sam Tarantino epizodycznie pojawia się w tej produkcji. Trzeba przyznać, że znika z „wielkim hukiem”.
„Django” na pewno na długo zapadnie mi w pamięci. Jak na
razie to najlepszy film, jaki widziałam w 2013 roku. Gorąco polecam!
Ocena: 9/10
Fajnie Ikalia, że wreszcie Django obejrzałaś. I super, że Ci się spodobał. Generalnie chyba nie spotkałem się z jakąś druzgocąco negatywną opinią wobec tego filmu. Django po prostu niemal każdemu przypada do gustu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Ja spotkałem się z jedną krytyczną recenzją (LINK: http://magivanga.wordpress.com/2013/01/21/django-unchained-2012/#comment-2136).
OdpowiedzUsuń... ale mnie film się podobał, naprawdę solidne kino rozrywkowe, w którym reżyser nieźle i z wyczuciem porusza się w scenerii westernowej (choć niestety mimo wszystko za mało tu klimatu prawdziwego spaghetti westernu). Do aktorów nie mam absolutnie żadnych zastrzeżeń, co do muzyki to ja jednak wolę, jak jest jednolitość wynikająca z tego, że muzykę piszę jedna osoba, bo nagromadzenie w jednym filmie tak zróżnicowanych kawałków sprawia, że mam często mieszane odczucia. I tak jest i tym razem. Luis Bacalov i Ennio Morricone nadal tworzą, więc można było zatrudnić któregoś z nich albo obu i wtedy mielibyśmy genialny soundtrack :) Jeśli chodzi o muzykę to podobał mi się utwór Jerry'ego Goldsmitha "Nicaragua", pochodzący z filmu wojennego "Pod ostrzałem" (akurat tego świetnego utworu nie spodziewałem się w filmie Tarantino).
"Django" trafia wprawdzie do moich ulubionych filmów Tarantino, lecz do ulubionych westernów z pewnością nie - jest wiele lepszych :)
Akademia chyba nie przepada za DiCaprio (zresztą - nie za nim jedynym...), bo faktycznie - za Django nagroda mu się należy (no dobra, przynajmniej nominacja);) A poza tym to bardzo solidnie zrealizowany film i dobrze się go ogląda - obawiałam się trochę, że przyjęta forma przerośnie treść, ale sprytnie poradzono sobie tu z konwencją. Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńArcydzieło filmowe, smutno mi było jak się skończył :))
OdpowiedzUsuń