reżyseria: Malik Bendjelloul
scenariusz: Malik Bendjelloul
muzyka: Rodriguez
produkcja: Szwecja, Wielka Brytania
gatunek: dokumentalny
Czasami
lubię obejrzeć dobry film dokumentalny, a jeszcze bardziej długometrażowy.
Często bywa, że jego długość przerasta samych twórców, a temat i jego
prezentacja – cierpliwość widza. Od razu przyznaję się, że „Sugar Mana” obejrzałem
dopiero po prestiżowych rekomendacjach: zdobycie statuetki Oscara za najlepszy
długometrażowy film dokumentalny oraz nagrody Brytyjskiej Akademii Sztuk
Filmowych i Telewizyjnych (BAFTA). Lubię po
prostu coś sprawdzonego w tej kategorii i długości. Tak, nie mam cierpliwości
na oglądanie byle czego… przez ponad 60 minut.
Oceniając krótko uważam, że jest to bardzo dobry i warty
obejrzenia dokument. Moim zdaniem spodoba się głównie tym, którzy lubią
historie oparte na faktach, czy muzykę jako dodatek do tekstów o treści społecznej, polityczno-filozoficznej i czasami
odwołującej się do literatury.
Produkcja okazała się fascynująca, doskonała co do wyboru tematu i
„sklecenia fabuły” (czasami jednak rzeczywiście sklecenia, gdyż brakuje tam
płynności, pociągnięcia wielu tematów do końca) z tworzeniem odpowiedniego
napięcia i niespodziewanej fabuły (tak, tak to w filmie dokumentalnym też jest
ważne), czy próby dokładnego opowiedzenia całej historii toczącej się przez
lata. Dodatkowo tym, co dodaje mu dużo wiarygodności, są autentyczne nagrania „poetyckiej
muzyki” głównego bohatera - Sixto Díaz
Rodríguez (Jesús Rodríguez), z jego ciekawymi tekstami. Stało się to zapewne podstawą
do wybrania filmu na kandydata do tak wielu nagród.
Dla takiego widza jak ja, „Sugar Man” wydał się idealnym filmem
dokumentalnym, ponieważ nie jest naładowany wiedzą, czy trudną terminologią. Nie
wymaga też od bardzo uważnego śledzenia fabuły, czy wręcz przyswajania sobie
wszystkiego co tam zostało przekazane, aby zrozumieć przesłanie. Po prostu ten
film jest dość „lekki” i przyjemny. Na początku należałoby zaznaczyć, że obraz
pochodzi sprzed ery Internetu, a część istotnej fabuły – czas popularności
amerykańskiego barda „Sugar Mana” – działa się w odizolowanej od świata młodej
społeczności RPA. Widzę tu pewne podobieństwa do Polski, oczywiście w tamtych
latach, co chyba obecnie skutkuje tak dużym i szybkim wzrostem popularności
muzyki Rodrigueza w naszym kraju. Niewątpliwie największa zagadka tego filmu i głównej postaci to praktycznie
oderwanie się od muzyki na wiele dziesiątków lat, długi czas zapomnienia o nim
i jego utworach. W dzisiejszych czasach wydaje się to wręcz niemożliwie w dobie
medialnej TV, Internetu z You Tube’m. Widać to w tej produkcji szczególnie, pewien trud z dotarciem do osób, które by
mogły coś o jego muzyce i o nim samym powiedzieć.
Czyli „Sugar
Man” jest w pewien sposób fascynującym filmem archeologicznym... o odkopanym,
autentycznym Tutenchamonie muzyki bobydylanowskiej lat 60-tych/70-tych
dwudziestego wieku. Serdecznie polecam seans tego filmu na ten rok lub przyszłe
lata.
Autor: Dan
Autor: Dan
O, Sugar Man! :)
OdpowiedzUsuńNie widziałam jeszcze, co prawda, ale słyszałam bardzo wiele pozytywnych opinii. Plus jeszcze ten Oscar, który jest IMO ogromnym osiągnięciem.
Pozdrawiamy, Archibald Sofia.