poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Moje fascynacje i odkrywanie tajemnicy... Sugar Mana (2012)

tytuł oryginalny: Searching for Sugar Man
reżyseria: Malik Bendjelloul
scenariusz: Malik Bendjelloul
muzyka: Rodriguez
produkcja: Szwecja, Wielka Brytania
gatunek: dokumentalny

Czasami lubię obejrzeć dobry film dokumentalny, a jeszcze bardziej długometrażowy. Często bywa, że jego długość przerasta samych twórców, a temat i jego prezentacja – cierpliwość widza. Od razu przyznaję się, że „Sugar Mana” obejrzałem dopiero po prestiżowych rekomendacjach: zdobycie statuetki Oscara za najlepszy długometrażowy film dokumentalny oraz nagrody Brytyjskiej Akademii Sztuk Filmowych i Telewizyjnych (BAFTA). Lubię po prostu coś sprawdzonego w tej kategorii i długości. Tak, nie mam cierpliwości na oglądanie byle czego… przez ponad 60 minut.

Oceniając krótko uważam, że jest to bardzo dobry i warty obejrzenia dokument. Moim zdaniem spodoba się głównie tym, którzy lubią historie oparte na faktach, czy muzykę jako dodatek do tekstów o treści społecznej, polityczno-filozoficznej i czasami odwołującej się do literatury.


Produkcja okazała się fascynująca, doskonała co do wyboru tematu i „sklecenia fabuły” (czasami jednak rzeczywiście sklecenia, gdyż brakuje tam płynności, pociągnięcia wielu tematów do końca) z tworzeniem odpowiedniego napięcia i niespodziewanej fabuły (tak, tak to w filmie dokumentalnym też jest ważne), czy próby dokładnego opowiedzenia całej historii toczącej się przez lata. Dodatkowo tym, co dodaje mu dużo wiarygodności, są autentyczne nagrania „poetyckiej muzyki” głównego bohatera - Sixto Díaz Rodríguez (Jesús Rodríguez), z jego ciekawymi tekstami. Stało się to zapewne podstawą do wybrania filmu na kandydata do tak wielu nagród.


Dla takiego widza jak ja, „Sugar Man” wydał się idealnym filmem dokumentalnym, ponieważ nie jest naładowany wiedzą, czy trudną terminologią. Nie wymaga też od bardzo uważnego śledzenia fabuły, czy wręcz przyswajania sobie wszystkiego co tam zostało przekazane, aby zrozumieć przesłanie. Po prostu ten film jest dość „lekki” i przyjemny. Na początku należałoby zaznaczyć, że obraz pochodzi sprzed ery Internetu, a część istotnej fabuły – czas popularności amerykańskiego barda „Sugar Mana” – działa się w odizolowanej od świata młodej społeczności RPA. Widzę tu pewne podobieństwa do Polski, oczywiście w tamtych latach, co chyba obecnie skutkuje tak dużym i szybkim wzrostem popularności muzyki Rodrigueza w naszym kraju. Niewątpliwie największa zagadka tego filmu i głównej postaci to praktycznie oderwanie się od muzyki na wiele dziesiątków lat, długi czas zapomnienia o nim i jego utworach. W dzisiejszych czasach wydaje się to wręcz niemożliwie w dobie medialnej TV, Internetu z You Tube’m. Widać to w tej produkcji szczególnie, pewien trud z dotarciem do osób, które by mogły coś o jego muzyce i o nim samym powiedzieć.

Czyli „Sugar Man” jest w pewien sposób fascynującym filmem archeologicznym... o odkopanym, autentycznym Tutenchamonie muzyki bobydylanowskiej lat 60-tych/70-tych dwudziestego wieku. Serdecznie polecam seans tego filmu na ten rok lub przyszłe lata.

Autor: Dan

1 komentarz:

  1. O, Sugar Man! :)
    Nie widziałam jeszcze, co prawda, ale słyszałam bardzo wiele pozytywnych opinii. Plus jeszcze ten Oscar, który jest IMO ogromnym osiągnięciem.
    Pozdrawiamy, Archibald Sofia.

    OdpowiedzUsuń