czwartek, 16 maja 2013

Nostalgia anioła (2009), czyli przedsionek nieba

tytuł oryginalny: The Lovely Bones
reżyseria: Peter Jackson
scenariusz: Fran Walsh, Peter Jackson, Philippa Boyens
muzyka: Brian Eno
produkcja: Nowa Zelandia, USA, Wielka Brytania
gatunek: fantasy

Piękny, melancholijny tytuł i ujmujący opis zaciekawił mnie już jakiś czas temu. Niedawno obejrzałam w końcu „Nostalgię anioła” i nie mogę wyjść ze zdumienia, jak twórcy mogli zmarnować taki potencjał! Film okazał się kolorowym do bólu obrazkiem z beznadziejnie ukazaną historią. Gdy przeglądam moje ostatnie oceny, mogę śmiało stwierdzić, że dawno nie czułam się tak rozczarowana po jakimś seansie. Ale zacznijmy od początku.

Susie Salmon (Saoirse Ronan) jest szczęśliwą i wesołą czternastolatką. Ma kochających rodziców (Mark Wahlberg i Rachel Weisz), siostrę i młodszego brata. Interesuje się fotografią, robienie zdjęć sprawia jej ogromną przyjemność i satysfakcję. Któregoś dnia w drodze ze szkoły zostaje brutalnie zamordowana przez swojego sąsiada (Stanley Tucci). Zawieszona pomiędzy niebem a Ziemią obserwuje to, co dzieje się po jej śmierci. Słyszy pogłoski na temat swojego zniknięcia, widzi cierpienie i nadzieję rodziny na swoje odnalezienie, przygląda się jak morderca zaciera ślady zbrodni. Nieudolność policji sprawia, że ojciec Susie sam postanawia odkryć tożsamość oprawcy i zemścić się. 


Pomysł wydaje się niezwykły i interesujący – zmarła nastolatka opowiada o swoim krótkim życiu, śmierci i tym, co dzieje się po niej. Fabuła z pozoru wygląda naprawdę intrygująco, jednak twórcy nie udźwignęli ciężaru całej historii. Przyglądając się dokładniej, okazuje się, że ten filmowy świat jest bardzo wyidealizowany, nie określam tego jednak jako wady. Najprawdopodobniej zamierzeniem Jacksona było ukazanie nadziei i dziecięcej radości Susie. Rozumiem i popieram, nie wiem z kolei, dlaczego swoją wizję zrealizował w tak oczywisty i przesiąknięty kiczem sposób. Trudną tematykę zupełnie przysłonił banalną i przerysowaną formą. Wpływa to negatywnie na odbiór dzieła i sprawia, że seans staje się nawet nużący. „Nostalgia anioła” to wyjątkowo niespójna i słaba produkcja. Zamiast mnie wzruszyć, wywołała raczej ironiczny śmiech. Akcja została poprowadzona w bardzo chaotyczny sposób, a wiele rozwiązań rozczarowuje. Chwilami miałam wrażenie, że oglądam zbitek zupełnie różnych scen, nie mających ze sobą nic wspólnego oprócz bohaterów (m.in. matka na plantacji, babcia sprzątająca mieszkanie). Zakończenie podkreśliło infantylność i mdły charakter tego filmu, jest nie odkrywcze i żenujące.


Scenariusz okazał się mierny, kilkakrotnie mnie zaskoczył, ale niestety negatywnie. Myślę, że twórcy poszli w złą stronę, sprawili, że produkcja stała się monotonna i nie odkrywcza. Niektóre wydarzenia są niezwykle absurdalne, szczególnie zakończenie wątku mordercy. [SPOILER] Lepiej byłoby nawet, gdyby go aresztowała policja. Innym przykładem jest Susie ciesząca się ze spotkania z innymi ofiarami swojego oprawcy w niebie - z czego tu się cieszyć?! [KONIEC SPOILERA] Kolejna wada to także denerwujący i jednowymiarowi bohaterowie. Czternastolatka wręcz zadziwia swoją naiwnością i głupotą. Nie wiem, czy to celowy zabieg - dziewczynka uosobieniem niewinności, ale mnie on zupełnie nie przekonuje.

Grę aktorską można określić jako bardzo przeciętną. Najbardziej wyróżnia się nominowany do Oscara za rolę sąsiada-oprawcy, Stanley Tucci. Nadał mu nieco głębi i sprawił, że stał się najciekawszą postacią w całym filmie. Mężczyzna skrywa wiele sekretów, po pewnym czasie zaczyna mieć nawet wątpliwości odnośnie swoich czynów. Potwierdza się to, co do tej pory sądziłam o Tucci’m – jest niebywałym mistrzem drugiego planu. Zagrał znakomicie i z małą dozą szaleństwa.


Saoirse Ronan jako Susie jest takim radosnym punktem skaczącym po ekranie, który na dobrą sprawę nie ma za wiele do powiedzenia. Spisała się całkiem przyzwoicie, choć oczekiwałam po niej nieco więcej. Miałam nadzieję, że ukaże wiarygodnie emocje bohaterki w tak trudnych chwilach. W tle pojawia się również zdenerwowany Mark Wahlberg jako szukający mordercy ojciec, rozdygotana Rachel Weisz jako matka, którą śmierć córki zupełnie przerasta oraz Susan Sarandon jako nieco zwariowana babcia.

„Nostalgia anioła” przypomina barwny i miejscami lukrowany obrazek, który poza urokliwą, choć tandetną szatą graficzną skrywa naprawdę niewiele. Winą o to obarczam twórców, którzy wypompowali całą magię z pierwotnego pomysłu. Miejsce, do którego trafia Susie po śmierci, ukazano w dziwny sposób. Mieni się ogromną paletą barw i dziewczynka może robić tam niemal wszystko, czego zapragnie. Nic nie zastąpi jej jednak rodzinnego domu i ciepła. Niekiedy efekty specjalne prezentują się bardzo sztucznie i często to właśnie one nadają kiczowatości dziełu. Nie przekonało mnie to jak ‘przedsionek nieba’ nakłada się na świat realny – niby oryginalny pomysł, ale zrealizowany bez polotu. Szczerze mówiąc na muzykę zupełnie nie zwróciłam uwagi.

„Nostalgia anioła” to monotonna, tandetna i nieporywająca opowiastka. Nie warto tracić czasu i sięgać po ten film. Stanowczo odradzam, niska nota zasłużona.
Ocena: 3/10

1 komentarz:

  1. Lukrowany na pewno, czy tandetny? Nie do końca. Całkiem nieźle się to ogląda, ale to wydmuszka na jeden raz, nie zostaje w pamięci.

    OdpowiedzUsuń