tytuł oryginalny: L'ecume des jours
reżyseria: Michel Gondry
scenariusz: Luc Bossi
muzyka: Etienne Charry
produkcja: Francja
gatunek: dramat, fantasy
Z filmami surrealistycznymi jest tak, że albo okazują się
fascynującą ucztą dla oczu, albo następuje w nich przerost formy nad treścią. „Dziewczyna
z lilią” zalicza się, niestety, do tej
drugiej grupy. Ma ogromny potencjał, uważam,
że z takiego pomysłu mogła powstać naprawdę dobra produkcja. Twórcy stawiają
jednak na efekciarstwo (nie efektowność) i zdecydowanie… przesadzają.
Colin (Romain Duris) jest młodym i bogatym wynalazcą. Ma właściwie
wszystko, czego pragnie – piękny dom, wspaniałych przyjaciół i dużo pieniędzy. Nie
musi pracować, zatrudnia nawet własnego kucharza, Nicolasa (Omar Sy). Na jednej
z imprez towarzyskich poznaje uroczą Chloé (Audrey Tautou). Od pierwszego spotkania
wpadają sobie w oko, a wzajemne zauroczenie szybko przeradza się w miłość.
Prowadzą beztroskie i przyjemne życie, niczego im nie brakuje. Wkrótce spełniają
swoje marzenie i biorą ślub. Po jakimś czasie Chloé zapada na bardzo rzadką i
ciężką chorobę – w jej płucach zaczyna rozwijać się lilia wodna. Niekonwencjonalne
metody leczenia pochłaniają wiele kosztów i Colin wpada w kłopoty finansowe.
Pierwsza połowa filmu jest barwnym, ale pretensjonalnym
pokazem niezliczonych możliwości efektów specjalnych. Twórcy chcą się popisać i
jednocześnie oczarować jak największą ilością niesamowitych urządzeń, pojazdów
i potraw. Na każdym kroku zasypują widza dziwacznymi rozwiązaniami, takimi jak
kucharz w lodówce, myszo-człowiek, okrągły pokój, poruszające się dania czy
wymyślne tańce. Z jednej strony udowadniają swoją niezwykłą pomysłowość i
oryginalność, a z drugiej sprawiają, że obraz staje się wyjątkowo kiczowaty.
Zamiast wziąć sobie do serca zasadę ‘co za dużo, to niezdrowo’, ciągle kombinują i spieszą się.
Milo byłoby, choć na chwilę zatrzymać się i odpocząć, ale najwyraźniej w świecie Colina nie ma miejsca na chwilę wytchnienia. Pokazując aż tyle,
nie potrafią niczym na dłużej przykuć uwagi i powodują, że całość wydaje się
sztuczna. Ja rozumiem, że to dzieło surrealistyczne, ale bez przesady! Warstwa artystyczna przysłania sens i fabułę, która okazuje się wręcz
znikoma.
Historia zaczyna się rozwijać dopiero później i to bardzo
powoli. Druga połowa filmu okazuje się raczej pesymistyczna i utrzymana w
ponurym klimacie. Na ekranie panuje coraz większy chaos i mam wrażenie, że
nawet sami twórcy zaczynają się w nim gubić. Wydarzenia są kompletnie
absurdalne i nielogiczne, a niektóre nawet niezrozumiałe. Chwilami powodują dużo
śmiechu, ale wywołanego głównie idiotyzmami fabularnymi. Wątek choroby Chloé
jest zepchnięty na drugi plan, a nieustanny prym wiodą efekty specjalne. Na
celowniku pozostaje postać Colina, któremu nie przydarza się absolutnie nic
ciekawego. Podobnie wygląda sytuacja jego przyjaciół, których motywy działania wydają
się całkowicie bezsensowne. Wszyscy bohaterowie są płascy i banalni, nie mają w
sobie nic, co mogłoby ich wyróżnić.
„Dziewczyna z lilią” to bajecznie kolorowy i nieskładny
dramat z elementami fantasy. Niestety, nie wciąga i nie wywołuje praktycznie
żadnych emocji. Twórcy realizują swoją ryzykowną wizję w szalony i bezkompromisowy
sposób. Przez bite dwie godziny serwują istną karuzelę atrakcji, które mają
zachwycać, a po pewnym czasie zwyczajnie nudzą i męczą. Francuzi stworzyli wydmuszkę,
ale trzeba przyznać, że dość intrygującą wizualnie. Na duży plus warto zaliczyć niewiarygodne efekty
specjalne, świetny montaż i ładne zdjęcia. Barwna scenografia i kostiumy podkreślają
baśniowy charakter produkcji i składają się na jej tło. Ścieżka dźwiękowa nie
zadziwia, choć można w niej odnaleźć również wyjątkowe utwory.
Gra aktorska okazuje się przyzwoita, ale niewybitna.
Obsada zrobiła, co mogła, aby wycisnąć jak najwięcej ze źle rozpisanych
bohaterów. Romain Duris poradził sobie nieźle w roli Colina, ale mam wrażenie,
że nie potrafił głębiej ukazać jego cierpienia i smutku. Niewątpliwie, jego
życie za sprawą choroby ukochanej znacznie się zmienia. Staje się bankrutem, a
jego dom – coraz bardziej zapuszczony i zachwaszczony. Audrey Tautou jako Chloé
dotrzymała mu kroku, na szczęście nie powielając swojego występu z „Amelii”.
Główni aktorzy osobno spisali się dobrze, problem następuje, gdy muszą pokazać
uczucia wobec siebie nawzajem. Pomiędzy nimi nie ma chemii, trudno uwierzyć też
w ich miłość. Na drugim planie swoje miejsce stara się znaleźć znany z „Nietykalnych” Omar Sy. Zamiast znakomitą grą, oczarowuje jedynie uśmiechem.
„Dziewczyna z lilią” zawodzi i nie satysfakcjonuje nawet
jako lekkie kino. Uwierzcie mi – nie warto po ten film sięgać.
Ocena: 4/10
na pewno się nie skusze - ocena niska i nie lubię europejskich produkcji :)
OdpowiedzUsuńa ja wręcz przeciwnie, nieraz mam potrzebę zachłyśnięcia się jedynie pięknym obrazkiem, a nadmiarowy surrealizm, baśniowość czy piękne kostiumy są w stanie mnie przekonać, wiec pewnie spróbuję, najwyżej poirytowana wyłączę film w połowie :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam Audrey, póki co zetknęłam się z wyłącznie pozytywnymi opiniami nt. tego filmu. Pozdrawiamy, AS
OdpowiedzUsuńRaczej nie dla mnie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
czas-na-film.blogspot.com
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNiniejszego filmu nie znam, jednakże wśród postów niniejszego bloga znalazłam coś innego... Louis'a de Funes'a.
OdpowiedzUsuńI właśnie szczególnie fanom filmów z jego udziałem polecam liryk z ostatniego posta na moim blogu. Tematyka całego bloga to również muzyka (filmowa i nie tylko), a także życie codzienne. Zapraszam: versemovie .blog. pl. Można też polubić funpage na fb, by być na bieżąco