reżyseria: Ben Stiller
scenariusz: Justin Theroux, Ben Stiller, Etan Cohen
muzyka: Theodoore Shapiro
produkcja: Niemcy USA, Wielka Brytania
gatunek: komedia, wojenny, satyra
Pisząc recenzję, człowiek uczy się dostrzegać zalety nawet w pozornie beznadziejnym filmie. Mogą być to drobne lub istotne elementy,
które zapobiegają porażce danej produkcji. (Zdarzają się też oczywiście
wyjątki, które w naszym mniemaniu zasługują na szlachetną ocenę 1/10.) Jedynym
powodem, dla którego sięgnęłam po prezentujące się fatalnie „Jaja w tropikach”
był Robert Downey Jr.
Tugg Speedman (Ben Stiller), Jeff Portnoy (Jack Black), Kirk
Lazarus (Robert Downey Jr.), Alpa Chino (Brandon T. Jackson) i Kevin Sandusky
(Jay Baruchel) mają odegrać życiowe role w ‘najlepszym w historii’ filmie wojennym. Na
planie nie brakuje problemów – wzrastające w zastraszającym tempie koszty
produkcji, narzekania i nieprzekonująca gra. Zdesperowany reżyser (Steve
Coogan) postanawia wysłać grupę aktorów w dzicz w południowo-wschodniej Azji, aby
zyskali doświadczenie i nadali realizm tworzonemu filmowi. Do dyspozycji mają
karabiny maszynowe. Przypadkowo trafiają na lokalną grupę handlarzy narkotyków,
którzy nie zamierzają obejść się bez walki.
Polscy dystrybutorzy, chcąc najwidoczniej nadać filmowi
jeszcze bardziej żenujący wydźwięk, angielski tytuł przetłumaczyli jako „Jaja w
tropikach”. Okazuje się, że wybrali go całkiem celnie, bo to co dzieje się na
ekranie chwilami przechodzi ludzkie pojęcie. Dzieło Bena Stillera jawi się jako
pretensjonalna i ordynarna komedia, pozbawiona jakiegokolwiek sensu i
przesłania. Nie brakuje tu odcinania głów, wybuchów, strzelanin, porwań i
szpiegowania. Akcja rozgrywa się naprawdę dynamicznie, pomimo tego produkcja okazała
się dość nierówna i chaotyczna. Z trudem mogłam się na niej skupić, jest ciężkostrawna
i wyjątkowo męcząca w odbiorze. Przyczynia się do tego głównie niewybredny,
denny humor i ostry język. Jest niesmacznie i wulgarnie, a użycie takich
środków wyrazu wcale nie sprawia, że historia staje się interesująca. Wręcz
przeciwnie. Irytujące żarty wywołują raczej rozpaczliwy grymas i, co najwyżej,
śmiech politowania.
O dziwo, pod grubą warstwą idiotycznej i nieciekawej
fabuły oraz wymuszonego humoru w obrazie kryje się coś więcej. Po uważniejszym
i nieco mniej krytycznym przyjrzeniu się można dostrzec, że film zawiera wiele
aluzji do świata kina. To niewysublimowana satyra na funkcjonowanie
współczesnego przemysłu filmowego. Twórcy okrasili ją sporą dawką ironii i
opowiedzieli całą historię z dużym dystansem. Kpią z zawodu aktora, reżysera i
producenta, ukazując ‘prawdziwe’ kulisy ich pracy. Udowadniają, jak produkcje
potrafią być odrealnione i mieć niewiele wspólnego z rzeczywistym zagadnieniem,
jakie poruszają. Postacie okazują się bardzo przerysowane i karykaturalne, a ich cechy uwypuklone. Niemal do samego końca myślą, że przygody w dżungli
reżyser śledzi z ukrytej kamery, a oni mają tylko dobrze odegrać swoje role. Zachowują
się dziecinnie i egocentrycznie, w związku z czym często są wystawiani na
próbę. Niestety, pomimo zaskakujących nawiązań i porównań, „Jaja w tropikach”
nie porywają, ale rozczarowują i skutecznie odrzucają.
Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu, największą zaletą tego
filmu okazała się brawurowa gra aktorska. Obsada poradziła sobie doskonale i
widać, że każdy się świetnie bawił na planie. Nawet Ben Stiller i Jack Black zagrali na miarę swoich możliwości. Nie przepadam za nimi, ale muszę przyznać, że spisali się bardzo dobrze. Jednym z najlepszych występów może
bezwstydnie pochwalić się nominowany do Oscara Robert Downey Jr. Zagrał wyśmienicie i niesamowicie
profesjonalnie, choć jego rola to nie lada wyzwanie. Ze zdziwieniem obserwujemy
na ekranie dwa wcielenia Kirka Lazarusa – Afroamerykanina i blondyna o niebieskich.
Wydają się one zupełnie sprzeczne, ale Downey Jr. wypadł naprawdę wiarygodnie.
Trudno jest uwierzyć, że aktor nie jest czarnoskóry. Jego gesty i mimika
okazały się dokładnie dopracowanie, naśladował nawet australijski akcent. Na
drugim planie znakomicie spisał się również Tom Cruise w nietypowej dla siebie
kreacji gwałtownego Lessa Grossmana. Dzięki wspaniałej charakteryzacji, on i Robert są nie do
poznania. Na niezłym poziomie prezentują się także efekty specjalne, stanowiące
dodatek do beznadziejnej fabuły.
„Jaja w tropikach” to niezajmujący film, w którym humor niskich lotów przysłania ukryte wątki satyryczne. Czy warto? Niekoniecznie, chyba, że dla Roberta Downey’a Jr.
Ocena: 4/10
po twoim opisie mogę powiedzieć, że pewnie denerwowałabym się i zasłaniałabym oczy przy oglądaniu - nic mnie tak nie drażni jak żenujący humor, chociaż sam polski tytuł by mnie pewnie odstraszył :)
OdpowiedzUsuńnie jest z tym filmem aż tak źle! mnie momentami bawił, ot, taki film do obejrzenia w leniwe popołudnie
OdpowiedzUsuńpłakałam ze śmiechu na tym filmie :)
OdpowiedzUsuńja bym się nie zgodził to całkiem niezła parodia kina akcji i nielicha satyra na kino i środowisko filmowców które w tym filmie jawi się jako pełne idiotów co zresztą bohaterowie udowadniają na każdym kroku zachwycając się że ktoś nie pożałował kasy na efekty specjalne ;))
OdpowiedzUsuń