wtorek, 30 lipca 2013

Ed Wood (1994), czyli z pasją do tworzenia

reżyseria: Tim Burton
scenariusz:
muzyka: Howard Shore
produkcja: USA
gatunek: biograficzny, dramat, komedia

Nie wyobrażam sobie, że ktoś inny niż Tim Burton mógłby wziąć się za reżyserowanie tej filmowej biografii. On i Wood zdają się mieć ze sobą wiele wspólnego – mroczny i często groteskowy klimat swoich dzieł, zamiłowanie do kiczu i oryginalności oraz ogromną pasję. Pierwszemu z nich nie brakuje jednak talentu i porządnego warsztatu. „Ed Wood” opowiada o życiu i czasach największych ‘sukcesów’ tego twórcy.

Edward Davis „Ed” Wood Jr. (Johnny Depp) dwa lata po swojej śmierci został okrzyknięty ‘najgorszym reżyserem wszech czasów’ i nagrodzony Złotym Indykiem za swój tragiczny dorobek. Niskie budżety filmów i brak czasu powodowały, że pracował zarówno jako reżyser, scenarzysta, aktor, montażysta i producent niezależny. Potrafił nakręcić nawet 30 scen jednego dnia, zwykle nie powtarzał żadnego ujęcia, pomimo błędów inscenizacyjnych. Do swoich filmów zatrudniał kiepską obsadę i gwiazdy, których świetność dawno już przeminęła. Pisał bezsensowne scenariusze z beznadziejnymi dialogami. Za scenografię służyły mu kartonowe makiety, zabawkowe modele – wszystko słabej jakości i wytrzymałości. Wood tworzył głównie horrory, science fiction i westerny. Za swój największy sukces i dumę uznawał „Plan dziewięć z kosmosu”. Jego inspiracją i niedoścignionym wzorcem stał się Orson Welles. 


W swojej produkcji Burton nie ukazuje Edwarda jako niespełnionego nieudacznika, ale wręcz przeciwnie – jako wielkiego pasjonata. Podkreśla jego niesamowite uwielbienie do kina i nieograniczoną wyobraźnię. Wood zawsze starał się wcielać w życie swoje nawet najdziwniejsze pomysły, pomimo tego, że zwykle kończyły się wielką klapą finansową. Miał ogromny zapał i determinację do tworzenia własnych i niepowtarzalnych dzieł. Nieustannie tryskał optymizmem i nie zrażał się kolejnymi porażkami. Pełen energii i dobrych chęci pisał, reżyserował i grał. Przez długie lata robił to, o czym marzył i co kochał – tworzył filmy. Tim okazuje mu szacunek, a obrazem „Ed Wood” składa mu hołd. 


Trzeba być naprawdę geniuszem, aby nakręcić dobry film o najgorszym reżyserze w historii kinematografii. Burton wydaje się podzielać zamiłowanie Eda Wooda i doceniać jego pracę. Nigdy nie kpi i się nie wyśmiewa, za to w interesujący sposób przedstawia najlepsze momenty z życia Edwarda – od pierwszego ‘sukcesu’, czyli opartej na faktach „Glen czy Glenda”, przez „Narzeczoną potwora” i „Plan dziewięć z kosmosu”. Nie wspomina nic o jego późniejszych porażkach i upadku. Opowiada pasjonującą i pełną humoru opowieść, której można łatwo dać się porwać. Komizm i elementy dramatyczne doskonale wyważono, dzięki czemu ogląda się ją naprawdę wyśmienicie. Gala śmiesznych postaci, niesłychane sytuacje i często żartobliwe dialogi nadają niepowtarzalny, nieco groteskowy charakter dziełu. Twórcy zachowują film w konwencji horroru z lat 30. I 40. ubiegłego wieku. Uwypukla to już sama czołówka, w której imiona i nazwiska umieszczono na cmentarnych nagrobkach. Sprzyja temu także czarno-biały obraz i bardzo klimatyczna muzyka Howarda Shore’a. Charakteryzacja, scenografia i kostiumy są perfekcyjnie dopasowane i unikalne. 


Dobór obsady okazuje się znakomity i wyjątkowo trafny. W tytułową rolę wcielił się brawurowy Johnny Depp. Potwierdził swoją wszechstronność, spisując się świetnie zarówno w scenach bardziej komediowych, jak i sytuacjach dramatycznych. Udało mu się w ciekawy sposób odtworzyć postać Wooda i nadać jej nieco komicznego charakteru. Bohater chodzi wiecznie uśmiechnięty, tryska energią i entuzjazmem. Działa szybko i energicznie, nigdy nie traci czasu, szczególnie na udoskonalanie swoich dzieł. Z charakteru jest ogromnym optymistą i marzycielem. Ma nieco wstydliwy fetysz – lubi przebierać się w damskie ubrania, co powoduje wiele dziwnych incydentów. Pomimo oczywistego talentu Deppa niemal każdą scenę, w której się pojawia kradnie mu Martin Landau jako Bela Lugosi. Jego bohater wystąpił niegdyś w filmie „Dracula”, ale swoją karierę ma już dawno za sobą. Pogrążonego w depresji, uzależnionego od narkotyków aktora ratuje Wood, oferując angaże w swoich produkcjach i przyjaźń. Landau zagrał znakomicie i niezwykle przekonująco. Jego głos i gesty chwilami naprawdę wywołują ciarki na ciele. Za swoją oszałamiającą kreację odznaczono go m.in. Oscarem, Złotym Globem i nagrodą Aktor – jak najbardziej zasłużenie! Sarah Jessica Parker i Patricia Arquette zagrały role najważniejszych kobiet w życiu Edwarda. Obie poradziły sobie dobrze; pomimo podobnych charakteryzacji, wypadły wyjątkowo. Wyróżnia się również zabawny Bill Murray jako aktor, chcący przejść operację zmiany płci. Jego gra jest powściągliwa, ale potrafi rozbawić nawet samą mimiką.

„Ed Wood” to zajmująca opowieść o miłości do tworzenia filmów. Warto go obejrzeć, bo to jeden z najlepszych obrazów w dorobku Tima Burtona. Gorąco polecam!
Ocena: 9/10

1 komentarz:

  1. Ed Wood to jeden z moich ulubionych Burtonów. głównie przez stylizację na stary horror i właśnie to o czym mówisz - przedstawienie Wooda jako człowieka z pasją, który za wszelką cenę realuzje swoje marzenia.

    OdpowiedzUsuń