tytuł oryginalny: The Breakfast Club
reżyseria: John Hughes
scenariusz: John Hughes
muzyka: Keith Forsey, Gary Chang, Wang Chung
produkcja: USA
gatunek: dramat, komedia, dla młodzieży
Filmy młodzieżowe kojarzą się zwykle z banalną i
przewidywalną historią, płytkimi dylematami głównych bohaterów, niskich lotów humorem
i ckliwą otoczką miłosną. Twórca „Kevina samego w domu”, John Hughes łamie stereotypy i stara się nie popadać w schematyczność. Próbuje przede wszystkim zrozumieć młodego człowieka. Jego
„Klub Winowajców” skromnymi środkami przekazuje bardzo wiele.
Główni bohaterowie to piątka nastolatków, którzy za
karę za swoje przewinienia muszą stawić się w szkole w sobotę. Niemal całkowicie
się od siebie różnią, mamy tu: królowę piękności Claire Standish (Molly
Ringwald), dziwaczkę i samotniczkę Allison Reynolds (Ally Sheedy), chuligana i
cwaniaka Johna Bendera (Judd Nelson), zapaśnika Andrew Clarka (Emilio Estevez)
oraz mózgowca Briana Johnsona (Anthony Michael Hall). Mają cały dzień na to,
aby przemyśleć swoje postępowanie i napisać esej o tym, kim naprawdę są. Z
początku nie odzywają się do siebie, ale z czasem przełamują pierwsze bariery.
„Klub winowajców” najlepiej sprawdza się w kategorii dramatu
i kina moralizatorskiego. Nie ma w nim wartkiej i pełnej nieoczekiwanych zwrotów
akcji, na pierwszy plan wysuwa się inspirująca i wiarygodna fabuła. Rozgrywa
się ona właściwie tylko w kilku salach i opustoszałych, szkolnych korytarzach.
Brak otwartej przestrzeni i monotonia filmowego otoczenia jednak nie
przytłacza, tylko nadaje mu bardziej kameralny klimat. Twórcy umożliwiają
widzowi obserwację i dociekanie intencji postaci, które stają się alegoriami
różnorodnych postaw ludzkich. Hughes udowadnia, że niektóre filmy nigdy się nie
starzeją i pozostają aktualne aż do dziś. Najmocniejszą stronę tego dzieła stanowi
zgrabnie skonstruowany i błyskotliwy scenariusz. Pomimo że nie wydaje się zbyt
skomplikowany, w ciekawy sposób porusza ważną tematykę. Okazuje się uniwersalną
i bardzo wartościową historią, która pokazuje, że w głębi duszy każdy jest do
siebie podobny. Pomimo przeciwnej płci, różnic w wyglądzie, zachowaniu, zdaniu
i zainteresowaniach, ludzie mają podobne zmartwienia i problemy. Mogą dojść do
wzajemnego zrozumienia i pojednania, dzięki szczerej i otwartej rozmowie. Czasem
po prostu warto posłuchać.
Produkcja nie okazałaby się tak trafną i pouczającą
analizą, gdyby nie udany dobór obsady. Młodzi aktorzy wypadli naprawdę dobrze i
przekonująco w swoich rolach. Niemal od razu uwagę przykuwa fakt, że bohaterowie
są wyjątkowo przerysowani i można ich łatwo sklasyfikować – do każdego z nich
można przyczepić etykietkę z odpowiednim określeniem. Ta jednoznaczność sprawia
jednak, że przesłanie historii staje się bardziej wyraziste. Sobotnie spotkanie
i długotrwałe przebywanie w jednym pomieszczeniu zmusza z góry uprzedzonych do
siebie nastolatków do rozmowy. Początkowe zaczepki, prowokacje i kłótnie powoli
przekształcają się w zwierzenia i próby akceptacji siebie nawzajem. Świetnie,
że twórcy nie silą się na typowe zakończenie w stylu „i w wszyscy żyli razem,
długo i szczęśliwie”. Moim zdaniem, zupełnie by to tutaj nie pasowało. Z drugiej jednak strony produkcja nie zachwyca stroną
artystyczną. Scenografia, kostiumy i charakteryzacja nie wyróżniają się; czasami
zaskakuje za to niezła ścieżka dźwiękowa.
„Klub winowajców” to interesująca opowieść o dążeniu do
zrozumienia siebie i innych. Nie jest to arcydzieło kinematografii, ale warto
poświęcić na niego swój czas. W wolnej chwili, polecam!
Ocena: 7/10
Bardzo ciekawy film. Jakieś kilka miesięcy temu go sobie przypomniałem po tym jak oglądałem go kilka lat wcześniej. I tak jak piszesz, nic nie stracił ze swojej świeżości.
OdpowiedzUsuńW pełni się z tobą zgadzam poza jednym małym "ale". Mianowicie ciężko wymagać od tego rodzaju filmu jakiejś wyszukanej scenografii i charakteryzacji, czy też strojów, więc zarzut, że ich brak jest z goła nie na miejscu.
Wymagać mogę, ale rzeczywiście nie ma się, co tego spodziewać, co właśnie starałam się podkreślić :)
UsuńNie lubię tego typu filmów, bo zawsze są niewiarygodnie niepodobne do prawdziwego życia nastolatków. Przecież w realu to wcale tak nie wygląda. Ludzie nigdy nie dobierają się w tak "zróżnicowane" grupki, w której każda z osób reprezentuje inną grupę społeczną itp. Nie chodzi mi tu o przerysowanie, tylko zwyczajny brak autentyczności - jakiejkolwiek, choćby najmniejszej.
OdpowiedzUsuń-Ania
Ale przecież oni się w tą grupkę nie dobrali - zostali zmuszeni do przebywania razem przez nauczyciela. A co do autetycznosci zachowan nastolatkow... moim skromnym zdaniem wlasnie sa to autentyczne zachowania. Przerysowane bo przerysowane (o to chodzilo) ale dobrze oddaja spiecia (i chemie) miedzy buntownikiem i slicznotka albo sportowcem i kujonem. A sam cos o tym wiem bo... sam jestem nastolatkiem :P
Usuń