tytuł oryginalny: The Notebook
reżyseria: Nick Cassavetes
reżyseria: Nick Cassavetes
scenariusz: Jan Sardi, Jeremy Leven
muzyka: Aaron Zigman
produkcja: USA
gatunek: melodramat
gatunek: melodramat
Melodramaty i komedie romantyczne to dość ryzykowne
gatunki filmowe. Przede wszystkim dla twórców, nie jest bowiem łatwo stworzyć coś
odkrywczego i wybić się poza schemat, ale także dla widzów, którzy szukają
wrażeń i porywającej historii. Skąd właściwie wzięła się ogromna popularność i
zachwyt nad „Pamiętnikiem”? Na pierwszy
rzut oka może wydawać się, że spełnia on przepis na dobre kino.
Duke (James Garner) czyta starej kobiecie cierpiącej na
chorobę Alzheimera (Gena Rowlands), która walczy z zanikami pamięci, historię
miłości dwójki młodych ludzi. W latach 40. w Karolinie Północnej, Noah (Ryan
Gosling) poznaje zamożną i czarującą Allie (Rachel McAdams). Szybko zakochują się
w sobie i spędzają razem cały wolny czas. Gdy lato się kończy, muszą się
rozstać z powodu wyjazdu dziewczyny. Nie potrafią o sobie zapomnieć, spotykają
się ponownie po siedmiu latach rozłąki. Ich uczucie rodzi się na nowo.
„Pamiętnik” jawi się jako kolorowy, nieco kiczowaty
obrazek namalowany przez Nicka Cassavetesa – ładnie się prezentuje, ale nie
kryje w sobie nic głębszego. Podobnie z bohaterami, którzy pomimo uroku
osobistego, okazują się wyjątkowo płascy i jednowymiarowi. Ciężko zrozumieć też
to wielkie uczucie, które podobno ich połączyło. Gdyby nie nachalność Noah, do
niczego by nie doszło. Całość okraszono ogromną dawką lukru, film jest tak
przesłodzony, że momentami wręcz niestrawny. Szkoda, bo traci w ten sposób na wiarygodności i
realizmie. Wydarzenia urywają się w najciekawszych momentach, akcja chwilami
pędzi na złamanie karku, innym razem niemiłosiernie zwalnia. Problem w tym, że
twórcy nie stosują tych zabiegów w odpowiednich momentach. Tam gdzie trzeba się
wysilić, ukazując dylematy i emocje postaci, idą na łatwiznę i przeskakują w
czasie. Mam wrażenie, że chwilami dzieło jest wręcz wyprane z prawdziwych
emocji, bo to co widzę na ekranie zupełnie mnie nie przekonuje, a i ja się nie
wzruszyłam. Można w nim jednak znaleźć kilka niezłych scen: pierwsza szczera
rozmowa z matką czy pływanie łódką po jeziorze z cudownymi widokami.
Scenariusz nie zachwyca, wydaje się źle skonstruowany i
monotonny. Nie ma co liczyć na jakiekolwiek zaskoczenia czy zwroty akcji. Po
tego rodzaju filmie oczekuję przede wszystkim pasjonującej opowieści, która
mnie w całości pochłonie i na długo nie da o sobie zapomnieć. Niestety, ale
okazuje się, że dobra obsada i obiecujący opis niczego nie gwarantuje. Historia
na niemal każdym kroku trąci banałem, reżyser sięga bowiem po najbardziej
oklepane i nudne motywy, takie jak różnice klasowe, lata rozłąki, wybór pomiędzy
dwoma osobami, dezaprobata rodziców, nieszczęścia wojny. Oprócz tego nie pokazuje
prawie nic nowego, stosuje najprostsze chwyty i oczywiste rozwiązania. W tym
wypadku zasada im więcej, tym lepiej przestaje działać, bo wraz z rozwojem
fabuły produkcja staje się niezwykle przewidywalna i ckliwa. Wszystko już
kiedyś widzieliśmy, tylko w ciekawszej i zgrabniejszej formie. Wyjątkiem od tej
reguły jest jednak wątek choroby starszej Allie i wytrwałości Noah, na który
naprawdę zwróciłam uwagę. Te sytuacje sprowadzają nieco na ziemię baśniową i
cukierkową historię ich młodości, za co należy się plus.
Na ekranie odtwórcy głównych ról wydają się swoimi
całkowitymi przeciwieństwami. Ryan Gosling jest opanowany, spokojny i gra
bardzo powściągliwie. Rachel McAdams tętni energią, radością i zachowuje się
impulsywnie. Oboje wycisnęli, ile mogli ze źle rozpisanych bohaterów, niestety
nie udało im się pozbawić ich jednowymiarowości. Warto wyróżnić także brawurowego
Jamesa Garnera. Mimo wszystko aktorzy spisali się naprawdę przyzwoicie,
zdecydowanie stanowią atut tego dzieła. Od strony artystycznej produkcji niewiele brakuje.
Dobra, choć nieco kiczowata scenografia znakomicie wpisuje się w tę
nieoryginalną konwencję. Momentami nadaje mu nawet bajkowego klimatu. Kostiumy
są doskonale dobrane, a niektóre wyjątkowo przykuwają wzrok. Muzyka Aarona
Zigmana nie wyróżnia się, brakuje w niej bardziej charakterystycznych utworów.
„Pamiętnik” spodoba się osobom, które nie mają dosyć
oglądania po raz kolejny tej samej historii tylko w innej oprawie. Ja nie mam
już tyle cierpliwości.
Ocena: 4/10
książką byłam oczarowana, filmem mniej
OdpowiedzUsuń