reżyseria: Wim Wenders
scenariusz: Wim Wenders
muzyka: Ry Cooder, Ernesto Lecuona
produkcja: Francja, Kuba, Niemcy, USA, Wielka Brytania
gatunek: dokumentalny, muzyczny
Buena Vista Social Club
to kubański klub muzyczny w Hawanie, który osiągnął szczyt popularności w
latach czterdziestych ubiegłego wieku. Członkowie tworzyli i grali rytmiczne
utwory ludowe, zachowując i krzewiąc swoją rdzenną kulturę. W 1997 roku amerykański
gitarzysta i kompozytor Ry Cooder opracował i nagrał jedyny album grupy. Po
dużym sukcesie płyty na świecie namówił swojego długoletniego przyjaciela, Wima
Wendersa do nakręcenia filmu dokumentalnego.
Coolder, od lat
związany z kinem, przez jakiś czas odwiedzał stolicę Kuby i współpracował z
kilkunastoma doświadczonymi muzykami. Pełni ogromnej pasji i zamiłowania,
całkowicie poświęcali się muzyce i rozwijaniu swoich umiejętności. Stanowiła
dla nich sens i najważniejszą treść w życiu. Pomimo podeszłego wieku, skromnych
i trudnych warunków, a czasem wręcz ubóstwa, nie brakowało im siły i
wytrwałości na samorealizację. Po jakimś czasie dawali koncerty nie
tylko na Kubie, ale i w Carnegie Hall, Amsterdamie i Berlinie. Znakomity gitarzysta Compay Segundo miał ponad 90
lat, a po śmierci w 2003 roku wystawiono mu nawet pomnik z charakterystycznym
kapeluszem na głowie i cygarem w dłoni. Rubén Gonzaléz był genialnym i niezwykle
sprawnym pianistą, w swojej karierze współtworzył dziesięć albumów. Ibrahim Ferrer
już w wieku 12 lat zarabiał, śpiewając na ulicach, sławę przyniósł mu udział w
projekcie Buena Vista Social Club.
Wim Wenders umożliwia
nam poznanie i odkrycie różnych zakątków miasta. Razem z nim odwiedzamy
zapomniane lokale, mieszkania, centra kulturalne, rynki i place, które miały
istotne znaczenie dla lokalnej społeczności. Taki obraz wyspy okazuje się
wyjątkowo sugestywny i przejmujący. Znajduje się tam bowiem wiele dzielnic
nędzy, bardzo zniszczonych domostw, a mieszkańcy już od młodych lat zmuszeni są
do utrzymywania swojej rodziny. Chwilami wydaje się, że to zupełnie inny świat,
w którym czas płynie wolniej. Warto spróbować go lepiej poznać i uszanować
tych, którzy starają się uchować kulturę od zapomnienia. Cooder opowiada o
swoich podróżach jako o wkroczeniu w krąg zupełnie innego poczucia wrażliwości
i estetyki. Zdjęcia okazują się bardzo dobre, a nieco chaotyczny montaż raczej nie
przeszkadza w odbiorze. Najważniejsza jest tu niesamowita opowieść, która
sprawia, że dzieło stanowi swoisty hołd dla członków klubu.
Koncerty i zwiedzanie
przeplatają rozmowy z muzykami, którzy opowiadają o początkach swojej pasji i
współpracy. Te fragmenty najbardziej przykuły moją uwagę i śledziłam je z
rosnącym zainteresowaniem. Myślę, że osoby, które na co dzień nie gustują w
tego rodzaju utworach będą potrafiły je docenić. Charakterystyczne elementy to dosadne
i szczere teksty utworów, skoczne melodie, jasny przekaz i prostota formy.
Pomimo niewyszkolonych profesjonalnie głosów i niekiedy ‘ostrych’ brzmień instrumentów,
liczyła się przede wszystkim wiarygodność, ciepło i łagodność. Występy zdarzały
się improwizowane, członkowie zespołu nie dążyli do ideału, po prostu robili
to, co kochali. Tę właśnie bezgraniczną miłość do muzyki starają się przekazać
twórcy filmu. Wyszło im to znakomicie, szkoda tylko, że zabrakło czasu na
dokładniejsze poznanie historii wszystkich udzielających się w projekcie.
„Buena Vista Social
Club” udowadnia, że muzyka nie zna granic narodów, kultur i obyczajów. Każdy
może znaleźć swoje miejsce i realizować się w życiu. Naprawdę warto sięgnąć po
ten dokument i wsłuchać się w galę niepowtarzalnych dźwięków.
Ocena: 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz