reżyseria: Andrzej Wajda
scenariusz: Janusz Głowacki
muzyka: Paweł Mykietyn
produkcja: Polska
gatunek: biograficzny, dramat
Polskie kino zalicza w ostatnich latach zarówno wzloty,
za sprawą: „Dziewczyny z szafy” czy „Chce się żyć”, jak i upadki, dzięki
produkowanym na większą skalę ‘superprodukcjom’ pokroju „Bitwy pod Wiedniem”.
Odnoszę wrażenie, że twórcy często nie są nawet świadomi swoich ograniczonych
możliwości. Niekiedy pomimo wielu przeszkód i braku dobrego pomysłu na fabułę,
aspiruję do stworzenia olśniewającego widowiska. Andrzej Wajda zmierzył się
niedawno z biografią, „Wałęsa. Człowiek z nadziei”.
Akcja rozpoczyna się w grudniu 1970 roku. Partia narzuca
odgórnie podwyżki cen żywności, milicja masowo aresztuje występujących
robotników. Jednym z protestujących i sprzeciwiających się zarządzeniom jest
Lech Wałęsa (Robert Więckiewicz), prosty elektryk pracujący od lat w Stoczni
Gdańskiej. Na co dzień zarabia na utrzymanie swojej żony Danuty (Agnieszka
Grochowska) i dzieci. Wkrótce zaczyna aktywnie angażować się w tworzenie
wolnych związków zawodowych, strajkuje, stara się nakłonić władze do ustępstw i
spełnienia żądań ludności. Powoduje to kolejne tłumienia buntu, aresztowania i
zwolnienia z pracy. W sierpniu 1980 roku Wałęsa staje na czele strajku
stoczniowców.
Andrzej Wajda w swoim najnowszym filmie przedstawia niemal
nieskazitelny i wyidealizowany wizerunek Lecha Wałęsy. Wydaje się, że składa w
ten sposób hołd jego dokonaniom i sukcesom. Na każdym kroku podkreśla odwagę, chęć
niesienia pomocy, sprzeciw wobec niesprawiedliwości i pewność siebie głównego
bohatera. Współpracownicy i przyjaciele niemal o wszystko muszą się go pytać, jakby nie dysponowali własnym zdaniem i inicjatywami. Pod warstwą lukru i grubą
zasłoną dymu papierosowego kryje się bowiem historia ciekawego człowieka. Takie
ukazanie otoczenia i wywyższanie ułatwia zwrócenie uwagi na istotną rolę, jaką wtedy
pełnił. Scenariusz skupia się nie tylko na życiu politycznym i pracy, porusza
również relacje rodzinne panujące w jego domu. Ograniczenia czasowe spowodowały
zapewne, że wiele aspektów zostało poruszonych bardzo pobieżnie i zbyt szybko.
Zwykle nie lubię retrospekcji przytaczanych przez jedną z
postaci, wolę, gdy akcja rozgrywa się w danej chwili. Zaskakująco, w „Wałęsie”
niemal zupełnie mi to nie przeszkadzało. Klamrą spinającą ukazywane epizody
jest bowiem wywiad, który z pomocą tłumacza przeprowadza włoska dziennikarka
Oriana Fallaci (Maria Rosaria Omaggio). Wcześniej do tej roli brano pod uwagę
Monicę Bellucci, ale nie sprostano jej warunkom finansowym. Kobieta odkrywa robotnika-aktywistę
z nieco innej strony i pozwala go lepiej zrozumieć. Pomimo wszystko wydarzenia
z jego życia wydają się niespójnie i w niekonsekwentny sposób ukazane. Dużą
wadą okazują się szybkie przeskoki w czasie i miejscach, a także niekiedy zupełne
odbieganie od poruszanego przed chwilą tematu. Takie niezgrabne i nieprofesjonalne
zabiegi wywołują lekki chaos na ekranie. Mam wrażenie, jakby twórcy sami nie do
końca wiedzieli, co i w jaki sposób chcą osiągnąć. Nie doprowadzili jednak do
porażki, bo pomimo moich zarzutów film jest naprawdę niezły.
Reżyser pragnął prawdopodobnie nadać swojej produkcji też
pewną formę dokumentu. Zastosował w tym celu dość ryzykowny, moim zdaniem,
efekt kręcenia z ręki. Nie przepadam za tym, uważam, że nie zawsze się to
sprawdza, a często niezwykle irytuje. Przypominam sobie, że na dłuższą metę
całkowicie zaakceptowałam takie podejście chyba tylko w „Melancholii”. W „Wałęsie”
w teorii idea może brzmieć całkiem zachęcająco, ale w praktyce prezentuje się
niezbyt przekonująco. Wygląda to tak, jakby dać przypadkowej osobie kamerę i po
prostu wrzucić ją w tłum. W niektórych scenach rzeczywiście to jedyny sposób na
realistyczne ujęcie sytuacji, ale zwykle prezentuje się niewprawnie. W rozmowie
dwóch stojących niemal nieruchomo osób niemiłosiernie trzęsąca się kamera nagle
gwałtownie przeskakuje na ich nogi, wydaje się wręcz jakby ktoś nie potrafił
jej poprawnie utrzymać. Twórcy mogą się tłumaczyć, że mieli zamiar ukazać dane
wydarzenie z perspektywy przypadkowego obserwatora, do mnie i tak to w tym wypadku
nie trafia.
Fabuła przeplata się z faktycznymi filmikami, które
uwieczniły związane z tym okresem osoby, zajścia i przedsięwzięcia. Co ciekawe,
bohater Roberta Więckiewicza został osobno nagrany i ‘dołączony’, to naprawdę intrygujący i nietuzinkowy pomysłem. Muzyka okazuje się
dynamiczna, składa się ekspresyjnych wersji znanych, polskich piosenek
patriotycznych. Scenografia, kostiumy i charakteryzacja sprawiają, że odtwórca
głównej roli nie przypomina samego siebie. Ułatwiło mu to zapewne jeszcze
lepsze naśladowanie zachowania, charakterystycznego sposobu mówienia i gestów Lecha
Wałęsy. Aktor świetnie odtworzył jego wizerunek, zagrał bardzo dobrze i poradził
sobie z postawionym mu zadaniem. Agnieszka Grochowska wcieliła się w postać
Danuty Wałęsy. Spisała się poprawnie i zaliczyła udany występ. Jedynym zarzutem
jest to, że właściwie przez cały film się nie postarzała. Kontrastowo, u
Więckiewicza wydaje się to później zdecydowanie lepiej widoczne.
„Wałęsa. Człowiek z nadziei” to średnia, ale raczej
zadowalająca produkcja, która jest obrazem życia i działalności
charyzmatycznego mówcy i działacza.
Ocena: 5/10
u średnio ją oceniasz - swego czasu bardzo dużo o niej słyszałam w jednej stacji radiowej, ale to nie jest pozycja dla mnie :)
OdpowiedzUsuńObejrzałam "Wałęsę" ze względu na tło historyczne - tego nie uczą nas w szkołach, a przecież ta historia najnowsza jest z punktu widzenia osoby żyjącej w XXI wieku najważniejsza. Film mnie nie zachwycił, ale też nie nazwałabym go złym. Po prostu nie wychodzi poza ramy przeciętności.
OdpowiedzUsuńZa to gra aktorska Więckiewicza jest fenomenalna! Miejscami zapominałam, że to tylko aktor wcielający się w daną rolę.
"Dziewczyna z szafy" jest bardzo przyjemnym filmem, moim zdaniem najlepszym polskim, jaki powstał w ostatnim roku. "Chce się żyć" jeszcze nie widziałam. Moja szkolna wychowawczyni wspomniała jakiś czas temu, że może wybierzemy się na ten film do kina całą klasą. Muszę jej o tym przypomnieć, bo chyba zapomniała :)
-Ania
Fakt, film jest wyidealizowany, w jak mocny sposób, nie jestem w stanie określić. Jednak zrobił na mnie przeogromne wrażenie, dodatkowo, soundtrack był idealnie dobrany, jak dla mnie - genialne. Byłam na nim w kinie i pod koniec cała sala stanęła (uczniowie gimnazjum) i złożyła ręce w znak "pokoju" oraz podsumowała to ogromnymi brawami.
OdpowiedzUsuń