reżyseria: John Wells
scenariusz: Tracy Letts
muzyka: Gustavo Santaolalla
produkcja: USA
gatunek: dramat, komedia
Przypomina mi się jak w tamtym roku srodze zawiodłam się
na „Wielkim weselu”, którego od klęski nie zdołała uratować nawet ilość prestiżowych
nazwisk w obsadzie. No właśnie, sama obecność na ekranie nie wystarczy
przecież, żeby udźwignąć cały projekt. Genialna gra aktorska może jednak
zapewnić widzom niepowtarzalny i emocjonalny spektakl. Twórcy „Sierpnia w
hrabstwie Osage” zaryzykowali, stawiając główny nacisk na ten aspekt produkcji.
(możliwe spoilery)
(możliwe spoilery)
Gwałtowna w czynach i bezlitosna w słowach Violet Weston (Meryl
Streep) cierpi na raka i niedawno uzależniła się od narkotyków. Jej mąż,
zmęczony życiem, uznany poeta Beverly (Sam Shepard), decyduje się zatrudnić dla
niej opiekunkę. Niedługo po przybyciu kobiety sam znika bez słowa.
Rozdzielona przed laty rodzina i krewni zjeżdżają się, aby razem pomóc w jego
poszukiwaniach. Córki Violet: próbująca ocalić swoje rozpadające się małżeństwo
Barbara (Julia Roberts), szukająca szczęścia u boku kolejnego mężczyzny Karen
(Juliette Lewis) i nieustatkowana jeszcze Ivy (Julianne Nicholson) próbują pomóc
matce w trudnych chwilach. Kryzys sprowadza na wszystkich wspomnienia z dawnych
lat i skłania do odświeżenia realcji.
„Sierpień w hrabstwie Osage” stanowi szczery i wymowny
portret rodziny, która po wielu przejściach, stara się odnowić dawne zażyłe
stosunki. Trzy siostry próbują wesprzeć i nawiązać porozumienie z chorą matką,
przy okazji próbując rozwiązać swoje problemy. W domu zjawiają się także inni
członkowie rodziny , nieudolnie kryjący swoje pragnienia, intencje i wątpliwości.
Każdy niesie ze sobą jakieś brzemię, własnego rodzaju tragedię czy tajemnicę.
Wspólne spotkanie początkowo wydaje się wręcz idealną okazją do pojednania i
rozpoczęcia nowego rozdziału. Chcą naprawić dawne przewinienia, jednocześnie
stawiając sobie nawzajem pod nogi coraz większe przeszkody. Apogeum okazuje wspólny
obiad, który choć z zamysłu miał być czasem do refleksji, szybko przekształca w
kolejną kłótnię. Bohaterowie wręcz rozpaczliwie starają się rozwiązać dawne
konflikty i uporządkować przeszłość. Początkowo jednoczący ich dramat, wkrótce
traci w jakiś sposób na znaczeniu w obliczu trudów przytłaczającej
rzeczywistości.
Prostą konwencją i nieco kameralną stylistyką film
przywodzi mi na myśl „Rzeź” Romana Polańskiego. Na podstawie własnej sztuki Tracy
Letts napisał scenariusz skupiający się na uniwersalnych aspektach ludzkiego
życia. Na niezbyt oryginalnym pomyśle opiera się bolesna i budząca skrajne emocje
historia łącząca również wiele trudnych wątków. Odnoszę wrażenie, że chcąc ją jak
najbardziej rozwinąć, ostatecznie przesadził. Westenowie jawią się bowiem jako skrajnie
patologiczna i przerysowana do granic możliwości rodzina. Na każdym kroku
zaskakują nas wychodzące na jaw coraz to nowe niechlubne i nie do końca
wyjaśnione sprawy. Pomimo świadomości swoich wzajemnych czynów, stanowczej
wymiany opinii i podzielenia się gorzką prawdą, w końcu zdają sobie sprawę ze swojej
bezsilności i ogarnia ich poczucie zwątpienia. Obraz porusza w znacznym stopniu
tematykę depresji, alkoholizmu, narkomanii, niewierności, nieszczęśliwego
małżeństwa, kazirodztwa, znęcania się czy molestowania.
Bohater Ewana McGregora denerwuje się, że dał się
zaciągnąć do „domu szaleńców”. Pomimo
złości i sarkazmu w głosie, szybko okazuje się, że ma wiele racji. Wydaje się
on bowiem zupełnie nie pasować do tej rodziny, sam czuje, że to miejsce nie dla
niego. Jednak on także ma pewne grzechy na sumieniu, nikt nie jest bowiem tutaj
bez winy. Portrety psychologiczne, choć przekombinowane i niekiedy jakby na
siłę udziwnione przykuwają uwagę i skłaniają do zadumy. Nierozbudowana na większą skalę, ale
napakowana ludzkimi problemami warstwa fabularna, pomimo wszystko jest nader
intrygująca. Twórcom udaje się porwać widza i wciągnąć go w sam środek akcji. Centralny
punkt kulminacyjny stanowi fenomenalna scena przy stole, w której przeplatają
się ze sobą sarkazm i humor oraz wzajemna niechęć i agresja. Nieco wtórny
schemat i konstrukcję tej produkcji, wynagradzają wyśmienite dialogi. Można tu
znaleźć zarówno zabawne lub kąśliwe uwagi, cięte riposty, jak i wyjątkowo
trafne spostrzeżenia.
Meryl Streep, Julia Roberts, Sam Shepard, Chris Cooper,
Ewan McGregor, Juliette Lewis, Julianne Nicholson, Dermot Mulroney, Margo Martindale,
Benedict Cumberbatch, Abigail Breslin… to naprawdę imponująca i różnorodna obsada.
Siłę tej produkcji stanowi przede wszystkim wyrazista i pełna teatralnej ekspresyjności
gra aktorska. Meryl Streep, która wcieliła się w rolę głowy rodziny, po raz
kolejny udowodniła swój ogromny kunszt i geniusz aktorski. Jej występ okazuje
się niesamowicie charyzmatyczny i przekonujący. Konkurować z nią udaje się
jedynie zaskakująco dobrej Julii Roberts. Jestem pod dużym wrażeniem, ponieważ
unikając przesadnej gestykulacji i mimiki, i tak udało jej się zwrócić na
siebie uwagę. Świetnie zagrała także dość powściągliwa Julianne Nicholson. Na
film składa się cały komplet solidnych ról drugoplanowych, które sprawiają, że
staje się on czystym popisem umiejętności i talentów.
Napiętą i nieprzyjemną atmosferę rodzinnego spotkania potęgują
ograniczone przestrzenie we wnętrzach i ciekawa scenografia. Powoduje to czasem
uczucie przytłoczenia, które szybko wyważają jednak bardziej nostalgiczne
sceny. Charakteryzacja wydaje się niezwykle naturalna, a kostiumy – świetnie
dopasowane. Brak w nich nachalności i przesadniej drobiazgowości. Muzyka
okazuje się kojąca i nieco melancholijna, słucha jej się doskonale. Pełni
raczej funkcję subtelnego dodatku do pikantnej opowieści, chwilami nie jest bowiem
po prostu konieczna. W filmie zastosowano także kilka urzekających szerokich
ujęć w plenerach, które pozwalają w pewien sposób odetchnąć od dramatu
dziejącego się w domu. Warto wyróżnić również ładne zdjęcia i poprawny montaż.
„Sierpień w hrabstwie Osage” to solidnie zrealizowana,
choć nieco przekombinowana fabularnie produkcja. Warto obejrzeć, choćby ze
względu na niepowtarzalną grupę aktorską.
Ocena: 7/10
To ta fabuła końcu nierozbudowana czy przekombinowana? ;) I czemu Julia była zaskakująco dobra (dziwi mnie tu słowo zaskakująca;>)? Mi się podobało znacznie bardziej i zwróciłam uwagę na nieco inne rzeczy, ale najważniejsze, że seans się udał, również polecam :))
OdpowiedzUsuńHa, ha, dzięki za zwrócenie uwagi :) Julia była bardzo charyzmatyczna i 'głośna' - to mnie dosyć zaskoczyło.
UsuńTeż się zastanawiam na tym przekombinowaniem i nierozbudowaniem fabuły :)
OdpowiedzUsuńMnie się film podobał. Może dlatego, że skupiłam się bardzo dokładnie na szczegółach. I chętnie do tego filmu wrócę.