poniedziałek, 27 stycznia 2014

Sierpień w hrabstwie Osage (2013), czyli rodzina jest najważniejsza

tytuł oryginalny: August: Osage County
reżyseria: John Wells
scenariusz: Tracy Letts
muzyka: Gustavo Santaolalla
produkcja: USA
gatunek: dramat, komedia

Przypomina mi się jak w tamtym roku srodze zawiodłam się na „Wielkim weselu”, którego od klęski nie zdołała uratować nawet ilość prestiżowych nazwisk w obsadzie. No właśnie, sama obecność na ekranie nie wystarczy przecież, żeby udźwignąć cały projekt. Genialna gra aktorska może jednak zapewnić widzom niepowtarzalny i emocjonalny spektakl. Twórcy „Sierpnia w hrabstwie Osage” zaryzykowali, stawiając główny nacisk na ten aspekt produkcji.
(możliwe spoilery)

Gwałtowna w czynach i bezlitosna w słowach Violet Weston (Meryl Streep) cierpi na raka i niedawno uzależniła się od narkotyków. Jej mąż, zmęczony życiem, uznany poeta Beverly (Sam Shepard), decyduje się zatrudnić dla niej opiekunkę. Niedługo po przybyciu kobiety sam znika bez słowa. Rozdzielona przed laty rodzina i krewni zjeżdżają się, aby razem pomóc w jego poszukiwaniach. Córki Violet: próbująca ocalić swoje rozpadające się małżeństwo Barbara (Julia Roberts), szukająca szczęścia u boku kolejnego mężczyzny Karen (Juliette Lewis) i nieustatkowana jeszcze Ivy (Julianne Nicholson) próbują pomóc matce w trudnych chwilach. Kryzys sprowadza na wszystkich wspomnienia z dawnych lat i skłania do odświeżenia realcji.


„Sierpień w hrabstwie Osage” stanowi szczery i wymowny portret rodziny, która po wielu przejściach, stara się odnowić dawne zażyłe stosunki. Trzy siostry próbują wesprzeć i nawiązać porozumienie z chorą matką, przy okazji próbując rozwiązać swoje problemy. W domu zjawiają się także inni członkowie rodziny , nieudolnie kryjący swoje pragnienia, intencje i wątpliwości. Każdy niesie ze sobą jakieś brzemię, własnego rodzaju tragedię czy tajemnicę. Wspólne spotkanie początkowo wydaje się wręcz idealną okazją do pojednania i rozpoczęcia nowego rozdziału. Chcą naprawić dawne przewinienia, jednocześnie stawiając sobie nawzajem pod nogi coraz większe przeszkody. Apogeum okazuje wspólny obiad, który choć z zamysłu miał być czasem do refleksji, szybko przekształca w kolejną kłótnię. Bohaterowie wręcz rozpaczliwie starają się rozwiązać dawne konflikty i uporządkować przeszłość. Początkowo jednoczący ich dramat, wkrótce traci w jakiś sposób na znaczeniu w obliczu trudów przytłaczającej rzeczywistości.


Prostą konwencją i nieco kameralną stylistyką film przywodzi mi na myśl „Rzeź” Romana Polańskiego. Na podstawie własnej sztuki Tracy Letts napisał scenariusz skupiający się na uniwersalnych aspektach ludzkiego życia. Na niezbyt oryginalnym pomyśle opiera się bolesna i budząca skrajne emocje historia łącząca również wiele trudnych wątków. Odnoszę wrażenie, że chcąc ją jak najbardziej rozwinąć, ostatecznie przesadził. Westenowie jawią się bowiem jako skrajnie patologiczna i przerysowana do granic możliwości rodzina. Na każdym kroku zaskakują nas wychodzące na jaw coraz to nowe niechlubne i nie do końca wyjaśnione sprawy. Pomimo świadomości swoich wzajemnych czynów, stanowczej wymiany opinii i podzielenia się gorzką prawdą, w końcu zdają sobie sprawę ze swojej bezsilności i ogarnia ich poczucie zwątpienia. Obraz porusza w znacznym stopniu tematykę depresji, alkoholizmu, narkomanii, niewierności, nieszczęśliwego małżeństwa, kazirodztwa, znęcania się czy molestowania.


Bohater Ewana McGregora denerwuje się, że dał się zaciągnąć do „domu szaleńców”.  Pomimo złości i sarkazmu w głosie, szybko okazuje się, że ma wiele racji. Wydaje się on bowiem zupełnie nie pasować do tej rodziny, sam czuje, że to miejsce nie dla niego. Jednak on także ma pewne grzechy na sumieniu, nikt nie jest bowiem tutaj bez winy. Portrety psychologiczne, choć przekombinowane i niekiedy jakby na siłę udziwnione przykuwają uwagę i skłaniają do zadumy. Nierozbudowana na większą skalę, ale napakowana ludzkimi problemami warstwa fabularna, pomimo wszystko jest nader intrygująca. Twórcom udaje się porwać widza i wciągnąć go w sam środek akcji. Centralny punkt kulminacyjny stanowi fenomenalna scena przy stole, w której przeplatają się ze sobą sarkazm i humor oraz wzajemna niechęć i agresja. Nieco wtórny schemat i konstrukcję tej produkcji, wynagradzają wyśmienite dialogi. Można tu znaleźć zarówno zabawne lub kąśliwe uwagi, cięte riposty, jak i wyjątkowo trafne spostrzeżenia.  


Meryl Streep, Julia Roberts, Sam Shepard, Chris Cooper, Ewan McGregor, Juliette Lewis, Julianne Nicholson, Dermot Mulroney, Margo Martindale, Benedict Cumberbatch, Abigail Breslin… to naprawdę imponująca i różnorodna obsada. Siłę tej produkcji stanowi przede wszystkim wyrazista i pełna teatralnej ekspresyjności gra aktorska. Meryl Streep, która wcieliła się w rolę głowy rodziny, po raz kolejny udowodniła swój ogromny kunszt i geniusz aktorski. Jej występ okazuje się niesamowicie charyzmatyczny i przekonujący. Konkurować z nią udaje się jedynie zaskakująco dobrej Julii Roberts. Jestem pod dużym wrażeniem, ponieważ unikając przesadnej gestykulacji i mimiki, i tak udało jej się zwrócić na siebie uwagę. Świetnie zagrała także dość powściągliwa Julianne Nicholson. Na film składa się cały komplet solidnych ról drugoplanowych, które sprawiają, że staje się on czystym popisem umiejętności i talentów.


Napiętą i nieprzyjemną atmosferę rodzinnego spotkania potęgują ograniczone przestrzenie we wnętrzach i ciekawa scenografia. Powoduje to czasem uczucie przytłoczenia, które szybko wyważają jednak bardziej nostalgiczne sceny. Charakteryzacja wydaje się niezwykle naturalna, a kostiumy – świetnie dopasowane. Brak w nich nachalności i przesadniej drobiazgowości. Muzyka okazuje się kojąca i nieco melancholijna, słucha jej się doskonale. Pełni raczej funkcję subtelnego dodatku do pikantnej opowieści, chwilami nie jest bowiem po prostu konieczna. W filmie zastosowano także kilka urzekających szerokich ujęć w plenerach, które pozwalają w pewien sposób odetchnąć od dramatu dziejącego się w domu. Warto wyróżnić również ładne zdjęcia i poprawny montaż.

„Sierpień w hrabstwie Osage” to solidnie zrealizowana, choć nieco przekombinowana fabularnie produkcja. Warto obejrzeć, choćby ze względu na niepowtarzalną grupę aktorską.
Ocena: 7/10

3 komentarze:

  1. To ta fabuła końcu nierozbudowana czy przekombinowana? ;) I czemu Julia była zaskakująco dobra (dziwi mnie tu słowo zaskakująca;>)? Mi się podobało znacznie bardziej i zwróciłam uwagę na nieco inne rzeczy, ale najważniejsze, że seans się udał, również polecam :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha, ha, dzięki za zwrócenie uwagi :) Julia była bardzo charyzmatyczna i 'głośna' - to mnie dosyć zaskoczyło.

      Usuń
  2. Też się zastanawiam na tym przekombinowaniem i nierozbudowaniem fabuły :)
    Mnie się film podobał. Może dlatego, że skupiłam się bardzo dokładnie na szczegółach. I chętnie do tego filmu wrócę.

    OdpowiedzUsuń