W tym roku, zgodnie z moim postanowieniem, obejrzałam
niemal wszystkie filmy nominowane do Oscara. Odnoszę wrażenie, że gdyby nie to
prestiżowe odznaczenie, ominęłoby mnie wiele wrażeń i przyjemności. „Ona”
odrzucała mnie początkowo niedorzecznym opisem, a okazała się genialna i poruszająca.
„Nebraska” zabrała mnie w inspirującą podróż, a muzyki z „Co jest grane, Davis?”
wciąż nie mogę przestać słuchać. Odkryłam „Wielkie piękno”, zaciekawił mnie „Ocalony”,
(niezbyt skutecznie) wsłuchałam się w „Złodziejkę książek”, sięgnęłam po „Wielkiego
mistrza” o tematyce kung-fu, wynudziłam się na „Minionki rozrabiają”, wytrwałam
nawet seans żałosnego „Jackass: Bezwstydny dziadek”.
Moje TOP 9 z kategorii najlepszy film roku
1. „Witaj w klubie” – 9/10
2. „Ona” – 9/10
3. „Grawitacja” – 8/10
4. „Kapitan
Phillips” – 8/10
5. „Wilk
z Wall Street” – 7/10
6. „Tajemnica Filomeny” – 7/10
7. „Zniewolony. 12 Years a Slave” – 7/10
8. „Nebraska” – 7/10
9. „American Hustle” – 4/10
Zupełnie nie rozumiem oscarowego fenomenu „American
Hustle”, gdyż poza solidnym aktorstwem oraz barwną, choć nieco kiczowatą
warstwą wizualną nie ma on nic do zaoferowania. Fabuła jest nudna i niespójna, a
sylwetki postaci – jednowymiarowe i przerysowane. Wydaje mi się, że to może być
największy przegrany gali. 10 nominacji zdobyła również „Grawitacja”, która
zwycięży zapewne w większości kategorii technicznych. Sukces okazałby się
zupełnie zasłużony, gdyż obraz naprawdę zachwyca stroną wizualną i gwarantuje
niezapomniane przeżycia.
Najlepszy film
Mój faworyt: „Witaj w klubie”
Film „Witaj w klubie” wywarł na mnie ogromne wrażenie i
wciąż nie mogę przestać o nim myśleć. Cenię go za porywającą fabułę, wyśmienitą
obsadę i solidną realizację. Myślę, że nagrodę zdobędzie jednak „Zniewolony. 12
Years a Slave”, który ze względu na swoją tematykę i biograficzną historię ma
duże szanse uzyskać uznanie Akademii. Mocnym kandydatem wydaje się także „Wilk
z Wall Street”.
Najlepsza reżyseria
Mój faworyt: Alfonso Cuarón – „Grawitacja”
Prace nad przygotowaniami i realizacją „Grawitacji”
trwały aż kilka lat. Alfonso Cuarón zdecydowanie zasługuje na wygraną, choć konkurencja
jest nadzwyczaj silna. Nie zdziwiłabym się, gdyby Steve McQueen lub Martin
Scorsese zgarnęli mu nagrodę sprzed nosa.
Najlepszy aktor pierwszoplanowy
Mój
faworyt: Leonardo DiCaprio – „Wilk z Wall Street” / Matthew McConaughey - „Witaj
w klubie”
Leonardo DiCaprio należy do grona aktorów, którzy mogą
nigdy nie dostać Oscara, choć zdecydowanie powinni mieć go w swoim dorobku. U
Scorsese’a zagrał fenomenalnie i z ogromną charyzmą, cały film stanowi właściwe
wielki popis jego kunsztu. Z kolei Matthew McConaughey dopiero w ostatnim
czasie ujawnił swój niesamowity talent, występem w „Witaj w klubie” powalił
mnie na kolana. Może to być dla niego jedyna taka okazja, żeby sięgnąć po najbardziej
prestiżowe wyróżnienie, na które teraz z pewnością zasługuje. Christian Bale poradził
sobie dobrze, ale nie wybitnie, a Chiwetel Ejiofor i Bruce Dern stworzyli za
mało sugestywne kreacje, żeby liczyć się w rywalizacji. Szkoda, że wspaniały Joaquin
Phoenix („Ona”) i Tom Hanks („Kapitan Phillips”) nie dostali nawet nominacji.
Najlepsza aktorka pierwszoplanowa
Mój faworyt: Cate Blanchett - „Blue Jasmine”
Amy Adams wydaje się jedyną poważną konkurentką Cate
Blanchett, która ukradła Woody’emu Allen’owi cały film. Zagrała brawurowo i udało
jej się skupić na sobie całą uwagę widza. Stworzyła wyrazistą i zaskakującą
kreację, dzięki której nie wynudziłam się całkowicie na „Blue Jasmine”. Meryl
Streep nieco przeszarżowała, a Sandra Bullock i Judi Dench stworzyły skromne w
środkach wyrazu kreacje. Adams nie przekonała mnie swoją grą, myślę, że była
zbyt mało wymowna. Emma Thompson w „Ratując pana Banksa” poradziła sobie dużo
lepiej niż ona, a niestety zabrakło jej w gronie nominowanych.
Najlepszy aktor drugoplanowy
Mój faworyt: Jared Leto - „Witaj w klubie”
Jared Leto wcielił się w rolę transseksualisty chorego na
AIDS i spisał się fenomenalnie. Jego pełen emocji występ przyćmił całą
konkurencję i pozostawił w cieniu nawet ekspresyjnego Michaela Fassbendera. Po
Złotym Globie Oscar dla Leto wydaje się wręcz oczywisty.
Najlepsza aktorka drugoplanowa
Mój faworyt: Julia Roberts - „Sierpień w hrabstwie Osage”
Do końca wahałam się nad wyborem faworytki w tej
kategorii, gdyż żadna z aktorek nie wybiła się znacznie ponad konkurentki. W „Sierpniu
w hrabstwie Osage” Julii Roberts w niektórych scenach udało się wybić nawet
ponad Meryl Streep. Pokazała się z zupełnie innej strony i spisała naprawdę
dobrze. Wbrew większości opinii wcale nie uważam, żeby Jennifer Lawrence
zasługiwała w tym roku na drugiego z rzędu Oscara i nie sądzę, że go otrzyma. Mam za to
nieodparte przeczucie, że Akademia przeznaczy go dla Lupity Nyong’o, która w „Zniewolonym”
zadebiutowała na ekranie. Może się to okazać niezbyt korzystne na początku jej
drogi aktorskiej. A gdzie wyróżnienie dla Scarlett Johansson? Głosem Samanthy zdołała oczarować widzów i ujawniła swoje umiejętności, nie pojawiając się nawet na ekranie.
Najlepszy scenariusz oryginalny
Mój faworyt: „Ona”
„Ona” okazuje się piękną i fascynującą historią miłości.
Skutecznie opiera się wszelkim szablonom, głęboko porusza. Zawiera w sobie też ogromny
ładunek emocjonalny, który udziela się w trakcie seansu. Zaskakujące
rozwiązania fabularne sprawiają, że film zachwyca i pozostaje na długo w
pamięci. To właśnie Spike Jonze, czyli reżyser i scenarzysta w jednej osobie
powinien zdobyć złotą statuetkę.
Najlepszy scenariusz adaptowany
Mój faworyt: „Wilk z Wall Street”
Szalonej komedii Martina Scorsese’a należy się jakieś
wyróżnienie, a jej sukces tkwi właśnie w znakomitym scenariuszu. Trzy godziny
mijają niepostrzeżenie, dzięki szybkiej narracji i ciekawej fabule. Konkurencja
jednak jest duża, tym bardziej, że aż cztery z pięciu nominowanych dzieł
opierają się na autentycznych wydarzeniach.
Najlepszy film obcojęzyczny
Mój faworyt: „W kręgu miłości”
Nie widziałam tylko „L’image manquante”, a pozostałe
filmy oceniam jako bardzo dobre. „W kręgu miłości” zadziwiła mnie nietuzinkową
historią miłosną i ciekawymi bohaterami. „Wielkie piękno” zawiera niezwykle
bogate i różnorodne wnętrze, stanowi po prostu wielki obraz życia. Mam
wrażenie, że wygraną może wywalczyć jednak absorbujące „Polowanie”.
Najlepsza animacja
Mój faworyt: „Ernest i Celestyna”
Dopiero dzisiaj obejrzałam błyskotliwe „Ernest i
Celestyna”, co zmieniło mój werdykt w tej kategorii. Tradycyjna, subtelna
kreska w tej animacji i urocza historia niezwykłej przyjaźni ujęły mnie. Wydaje
mi się, że nie ma szansy na zwycięstwo, ale trzymam mocno za nią kciuki. Pewnie
obejdzie się bez zaskoczeń i Akademia wybierze „Krainę lodu”.
Najlepsze efekty specjalne
Mój faworyt: „Grawitacja”
To właściwie jedyna dziedzina, w której filmy fantasy i
science fiction mogą dojść do głosu. Efekty w „Jeźdźcu znikąd” stanowią jedne z
jego niewielu atutów, a drugą część „Hobbita” wręcz chciałoby się za coś
odznaczyć. „Grawitacja” prawdopodobnie jednak i tutaj zgarnie zasłużonego Oscara.
Najlepsze zdjęcia
Mój faworyt: „Grawitacja”
Seans „Grawitacji” wspominam jako jedyny w swoim rodzaju.
Cudowny klimat wiąże się niezaprzeczalnie oszałamiającymi zdjęciami, które
chwilami zapierają dech. Prawdziwy majstersztyk! Podobają mi się jednak także
ujęcia w „Co jest grane, Davis?” i „Nebrasce”.
Najlepszy dźwięk
Mój faworyt: „Co jest grane, Davis?”
Ścieżka dźwiękowa „Co jest grane, Davis?” zachwyciła mnie
do tego stopnia, że często wracam do słuchania tych samych utworów. Wszystkie są
świetnie skomponowane, a Oscar Isaac i Justin Timberlake potrafią uwieść głosem.
Wykonywane w kameralnych knajpach i kafejkach piosenki brzmią doskonale.
Najlepsza piosenka
Mój faworyt: „Ordinary love” w wyk. U2 – „Mandela: Long Walk to Freedom”
Niestety, w wyścigu po Oscary z powodu nachalnej kampanii
reklamowej odpadło „Alone Yet Not Alone”. Największe prawdopodobieństwo
zwycięstwa ma chyba „Let it go” z „Krainy lodu”, choć wydaje się już nieco
przereklamowane. „The Moon Song” w wykonaniu Scarlett Johansson jest czarująco
kameralna, a „Happy” – przyjemna w odbiorze. „Ordinary love” urzekło mnie
jednak klimatem i brzmieniem. Żałuję, że Ed Sheeran nie wywalczył sobie
nominacji za nastrojowe „I see fire”.
Najlepszy montaż
Mój faworyt: „Witaj w klubie”
Świetny montaż w „Witaj
w klubie” sprzyja dynamicznej narracji i moim zdaniem zasługuje na Oscara.
Zgarnie go pewnie i tak niezaskakująco „Grawitacja” albo „Kapitan Phillips.” W „Zniewolonym”
nie udało się odpowiednio ukazać upływu czasu, w którym główny bohater
przebywał w niewoli. Zamiast 12 lat wydaje się, że minęło zaledwie kilka
miesięcy, więc wyróżnienie w tej dziedzinie jest zupełnie nietrafione.
Najlepsze kostiumy:
Mój faworyt: „American Hustle”
To chyba jedyna kategoria, w której byłabym skłonna
przyznać jakieś wyróżnienie „American Hustle”. Strona fabularna filmu zupełnie
mnie zawiodła, ale kostiumy są jego najbardziej charakterystycznym elementem. Na
ekranie dominują barwne garnitury i strojne sukienki z długimi dekoltami.
Najlepsza scenografia
Mój faworyt: „Wielki Gatsby”
Cieszą mnie dwie nominacje dla „Wielkiego Gatsby’ego”,
który jest naprawdę świetnie dopracowany artystycznie. Zdecydowanie wyróżnia
się na tle konkurencji, liczę, że nie zaskoczy nas jednak tutaj „American
Hustle” albo „Zniewolony”.
Najlepsza charakteryzacja i fryzury
Mój faworyt: „Witaj w klubie”
Jared Leto i Matthew McConaughey przeszli niezwykłe
transformacje dla swoich roli. Obaj schudli kilkanaście kilogramów, aby wypaść
bardziej przekonująco jako ludzie chorzy na AIDS. Oscar należy się ekipie
charakteryzatorów właśnie z „Witaj w klubie”. Konkurencja jest także znacząca: postarzony
Johnny Knoxville w „Jackass: Bewstydny dziadek” nie daje się rozpoznać, a i w „Jeźdźcu
znikąd” poradzono sobie z zadaniem.
Najlepsza muzyka
Mój faworyt: „Grawitacja”
Muzyka idealnie dopełnia stronę wizualną „Grawitacji” i
nadaje jej zjawiskowego klimatu. Dziwi mnie tylko nominacja dla „Złodziejki
książek”, w której ciężko znaleźć jakiekolwiek warte uwagi utwory. Gdzie się podziało za to wyróżnienie dla cudnego ,,Co jest grane, Davis?''?
Najlepszy montaż dźwięku
Mój faworyt: „Grawitacja”
Nominacje w kategorii dźwięk i montaż dźwięku różnią się,
co zabawne, tylko jednym filmem. Ponownie statuetka trafi zapewne w ręce specjalistów,
którzy ciężko pracowali nad „Grawitacją”.
Najlepsza animacja krótkometrażowa
Mój faworyt: „Pan Hublot”
Tutaj mam spory problem w podjęciu decyzji, ponieważ
widziałam tylko trzy z pięciu nominowanych animacji i każdą z nich oceniam na
podobnym poziomie. „Miejsce na miotle” to urocza i mądra bajka, a „Koń by się
uśmiał” stanowi pomysłowy I zabawny popis efektów 3D. „Pan Hublot” opowiada
inspirującą historię o przyjaźni nietuzinkowych bohaterów. Nie wiem, do kogo
trafi statuetka, ale stawiam właśnie na ten film z niezwykłym przesłaniem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz