American Hustle
10 nominacji do Oscara
Oparty na autentycznych wydarzeniach dramat sportowy „Fighter”
sprawił, że Amerykańska Akademia Filmowa zwróciła uwagę na Davida O. Russella. Dwa
lata później nominacje posypały się również dla przyjemnego w odbiorze „Poradnika
pozytywnego myślenia”. W tym roku, najwyraźniej nie odstępując od reguły, „American
Hustle” wyróżniono aż w 10 najważniejszych kategoriach. Odnoszę wrażenie, że z
założenia produkcja ma stanowić popis umiejętności aktorskich doskonale
dobranej, gwiazdorskiej obsady, a nie zachwycić treścią. Gala osobowości wydaje
się jednak zbyt przerysowana i jednowymiarowa. Wytworne kostiumy i wystylizowane
fryzury oraz dobrze dopasowana scenografia sprawiają, że na pierwszy rzut oka
film prezentuje się naprawdę znakomicie. Pod tą przesadnie kiczowatą,
aczkolwiek klimatyczną warstwą wizualną kryje się istny chaos. Fabuła opiera
się na kilku intrygujących pomysłach, ale twórcy nie potrafią zręcznie ich
wykorzystać. Z łatwością można się pogubić w nieskładnej i zupełnie
nieporywającej historii, z prawdziwym trudem śledzi się wszystkie wątki. Seans
okazuje się niemiłosiernie nudny i w dodatku męczący, nie zapewnia więc nawet
solidnej rozrywki i przyjemności. Szczerze mówiąc, liczę że „American Hustle”
zostanie wielkim przegranym zbliżającej się gali.
Pomimo solidnej i przesadnie wymownej gry, aktorzy nie
stworzyli wybitnych i godnych zapamiętania kreacji, Oscary okazałyby się więc raczej
niezasłużone. Christian Bale po raz kolejny udowadnił, że dla roli jest w
stanie poświęcić wszystko, tutaj aby wypaść wiarygodniej, przytył bowiem 18 kg.
Jako przebiegły oszust finansowy prezentuje się wręcz odpychająco ze swoim
dużym brzuchem i doklejanymi włosami. Ten występ podkreślił jego najmocniejsze
cechy: zmienność i nieprzewidywalność. Amy Adams zagrała czarującą, ale
niebezpieczną kochankę głównego bohatera. Dziwi mnie przyznanie jej Złotego
Globu, gdyż nie przekonała mnie swoją grą. Słabo potrafiła ukazać emocje i pozostała
w cieniu swoich towarzyszy. Jennifer Lawrence spisała się bardzo sugestywnie, żona
Irvinga szaleje bowiem na ekranie nieustannie rozhisteryzowana. Moim zdaniem,
na uznanie zasługuje głównie charyzmatyczny Bradley Cooper, który znakomicie
odnalazł się zarówno w dramatycznych, jak i komediowych scenach.
Ocena: 4/10
Kapitan Phillips / Captain Phillips
6 nominacji do Oscara
„Kapitan Phillips” to bardzo dobrze zrealizowany i
pasjonujący dramat biograficzny. Twórcy szczegółowo i wiarygodnie ukazują pełną
sekwencję wydarzeń: od wyruszenia załogi w podróż, przez atak piratów
somalijskich, porwanie kapitana aż do emocjonującego finału zmagań. Prawdziwie
poruszająca historia okazuje się idealnym materiałem na film. Co ciekawe, akcja
rozgrywa się niemal tylko i wyłącznie na morzu, ale pomimo długich i mało dynamicznych
scen, atmosfera nie przytłacza. Trzymająca w napięciu fabuła powoduje, że wręcz
nie można oderwać oczu od ekranu. Tom Hanks jest absolutnym geniuszem i po raz
kolejny ukazał swój niesamowity kunszt aktorski. Potrafił naprawdę wczuć się w
tytułową rolę i przekazać głębię emocji niewielkim nakładem środków. Barkhad
Abdi jak na debiutanta spisał się znakomicie, nominacją do Oscara odznaczono go
jednak trochę na wyrost. Nie miał wcześniej żadnego doświadczenia aktorskiego,
do filmu nauczył się pływać, sterować niewielką łodzią i korzystać z broni. Nawiązanie
bliższego kontaktu z bohaterami i znalezienie się w centrum wydarzeń ułatwia zastosowanie
zabiegu kręcenia z ręki.
Ocena: 8/10
Tajemnica Filomeny / Philomena
4 nominacje do Oscara
„Tajemnica Filomeny” to z pewnością najbardziej skromny i
intymny obraz wśród nominowanych przez Akademię. Oparta na faktach historia skupia
się na dwóch zupełnie odmiennych postaciach: serdecznej i oddanej Bogu staruszce
oraz cynicznym i ironicznym dziennikarzu. Gwałtowne zderzenie ze sobą różnych
światów daje niespodziewane konsekwencje i oddziałuje w równym stopniu na obie
strony. Twórcy przeplatają ze sobą również wiele kontrastowych elementów, zgrabnie
łącząc dramat z komizmem. Początkowo akcja pędzi i wydaje się zbyt pobieżnie traktować
wybrany temat. Później jednak, gdy razem na scenę wkraczają główni aktorzy,
pomimo pewnej naiwności i banalności, całość ogląda się znakomicie. Brytyjski
wdzięk i charyzma powodują, że bohaterowie stają się nam bliżsi. Judi Dench
dysponuje ogromnym urokiem osobistym i niezaprzeczalną gracją, a Steve Coogan –
świetnym talentem komediowym i błyskotliwością. Z łatwością potrafią zjednać
sobie widza i zyskać jego sympatię. Wykreowali naprawdę interesujący duet i
zaliczyli pełne emocji występy. Nie można także zapomnieć, że Coogan jest także
współautorem dobrego scenariusza.
Ocena: 7/10
Blue Jasmine
3 nominacje do Oscara
Już na wstępie muszę przyznać, że nie jestem wielką
miłośniczką dzieł i stylu Woody’ego Allena. Uważam go jednak za mistrza w wymyślaniu
błyskotliwych dialogów, które nadają pewnej świeżości nieoryginalnym fabułom. „Blue
Jasmine” ogląda się bez znudzenia, właściwie dzięki fenomenalnej Cate
Blanchett. Jej wrodzony wdzięk i gracja sprawiają, że od razu przykuwa uwagę widza.
Zagrała niezwykle sprawnie i naturalnie, dzięki czemu kreacja przywykłej do
luksusów i szukającej szczęścia Jasmine na długo zapadnie mi w pamięci. Trzymam
mocno kciuki, żeby Oscar trafił właśnie w jej ręce. Na ekranie błyszczy także energiczna
i sugestywna Sally Hawkins, która zaliczyła tutaj wyjątkowo udany występ.
Fabuła opiera się na dość szablonowych wątkach i niczym nie zaskakuje. Okazuje
się zupełnie przeciętna i nie prezentuje sobą praktycznie nic, co wyróżniłoby
ją na tle innych. Akcja snuje się powoli, nie porywa i nie wywołuje żadnych
emocji. Obraz zyskuje na solidnej realizacji: wspaniałych zdjęciach, barwnej scenografii
i cudownych kostiumach. Niestety, po jednym seansie „Blue Jasmine” szybko
ulatuje z pamięci i nie pozostawia po sobie wielu wrażeń.
Ocena: 5/10
Ratując
pana Banksa / Saving Mr. Banks
1
nominacja do Oscara
Za pierwszym razem z zupełnie niezrozumiałych dla mnie
teraz powodów wyłączyłam ten film po dwudziestu minutach. Jakiś czas później
nastawiona dość nieprzychylnie powróciłam do seansu, który już pozytywnie mnie
zaskoczył. Siła nieco bajkowej opowieści tkwi bowiem w postaci wykreowanej
przez fenomenalną Emmę Thompson, którą Akademia tak karygodnie w tym roku
pominęła. Uparta, zgryźliwa i zdeterminowana, żeby osiągnąć własny cel pisarka
okazuje się nie lada wyzwaniem dla samego Walta Disney’a (zabawny Tom Hanks).
Obserwowanie ich zmagań i postępującej powoli pracy nad ekranizacją „Mary
Poppins” jest ciekawym doświadczeniem. W „Ratując pana Banksa” przeplatają się
dwa różne, choć powiązane ze sobą wątki. Drugi z nich, historia Traversa Goffa
i jego rodziny wydaje się jednak mało wciągająca i nużąca. Tło dla kolorowej
scenografii Los Angeles i inteligentnej opowieści stanowi czarująca muzyka.
Utwory są ekspresyjne i wyjątkowo różnorodne, dlatego nominacja w tej kategorii
okazuje się zupełnie słuszna.
Ocena: 7/10
Labirynt / Prisoners
1 nominacja do Oscara
„Labirynt” stanowi znakomity thriller i dogłębne studium
ludzkiej psychiki. Twórcy w intrygujący sposób ukazują, jak jedno tragiczne wydarzenie
może rozbudzić w człowieku najgorsze instynkty. Operują kontrastami i
niedopowiedzeniami, pozostawiając wiele do własnej interpretacji. Od pierwszych
minut, konsekwentnie budują mroczną i złowieszczą atmosferę, dzięki której
historia trafia głęboko do odbiorcy. Cechuje ją przede wszystkim
nieprzewidywalność, a częste zwroty akcji są świetnie przemyślane. Oddziałuje
także na emocje i angażuje, dzięki czemu śledzi się ją chwilami wręcz z
zapartym tchem. Akcja rozgrywa się powoli, ujawnia przed nami jednak mniej niż
chcielibyśmy się dowiedzieć. Seansowi nieodłącznie towarzyszy ogromne napięcie,
które wywołuje surowa i porywająca stylistyka dzieła. Jedyna nominacja do
Oscara przypadła zaskakująco tylko za zdjęcia, które prezentują odcienie
szarości, a niekiedy wręcz przytłaczają swoją depresyjnością. Śledztwo w
sprawie zaginionych dzieci prowadzi skryty detektyw Loki, w którego rolę
wcielił się Jake Gyllenhaal. Zastosowany przez niego tik mrugania oczami nadaje
mu pewnej nerwowości i niepokoju. Zagrał powściągliwie, skupiając się na pojedynczych
gestach i spojrzeniach. Genialny Hugh Jackman stworzył z kolei niepowtarzalną
postać zrozpaczonego ojca, buzującego od nienawiści, pragnienia zemsty i
strachu.
Ocena: 8/10
Nie widziałem American Hustle, ale nie może być taaaki kiepski :) Muszę się sam o tym przekonać. Osobiście ciężko mi typować zwycięzców w głównej kategorii. Powinienem zobaczyć wszystkich kandydatów a nie miałem jeszcze okazji. Za to gorąco kibicuje "Prisoners" w drodze po Oscara za najlepsze zdjęcie.
OdpowiedzUsuń