piątek, 28 lutego 2014

W pogoni po Oscary 2014, czyli krótkie recenzje

American Hustle
10 nominacji do Oscara

Oparty na autentycznych wydarzeniach dramat sportowy „Fighter” sprawił, że Amerykańska Akademia Filmowa zwróciła uwagę na Davida O. Russella. Dwa lata później nominacje posypały się również dla przyjemnego w odbiorze „Poradnika pozytywnego myślenia”. W tym roku, najwyraźniej nie odstępując od reguły, „American Hustle” wyróżniono aż w 10 najważniejszych kategoriach. Odnoszę wrażenie, że z założenia produkcja ma stanowić popis umiejętności aktorskich doskonale dobranej, gwiazdorskiej obsady, a nie zachwycić treścią. Gala osobowości wydaje się jednak zbyt przerysowana i jednowymiarowa. Wytworne kostiumy i wystylizowane fryzury oraz dobrze dopasowana scenografia sprawiają, że na pierwszy rzut oka film prezentuje się naprawdę znakomicie. Pod tą przesadnie kiczowatą, aczkolwiek klimatyczną warstwą wizualną kryje się istny chaos. Fabuła opiera się na kilku intrygujących pomysłach, ale twórcy nie potrafią zręcznie ich wykorzystać. Z łatwością można się pogubić w nieskładnej i zupełnie nieporywającej historii, z prawdziwym trudem śledzi się wszystkie wątki. Seans okazuje się niemiłosiernie nudny i w dodatku męczący, nie zapewnia więc nawet solidnej rozrywki i przyjemności. Szczerze mówiąc, liczę że „American Hustle” zostanie wielkim przegranym zbliżającej się gali.


Pomimo solidnej i przesadnie wymownej gry, aktorzy nie stworzyli wybitnych i godnych zapamiętania kreacji, Oscary okazałyby się więc raczej niezasłużone. Christian Bale po raz kolejny udowadnił, że dla roli jest w stanie poświęcić wszystko, tutaj aby wypaść wiarygodniej, przytył bowiem 18 kg. Jako przebiegły oszust finansowy prezentuje się wręcz odpychająco ze swoim dużym brzuchem i doklejanymi włosami. Ten występ podkreślił jego najmocniejsze cechy: zmienność i nieprzewidywalność. Amy Adams zagrała czarującą, ale niebezpieczną kochankę głównego bohatera. Dziwi mnie przyznanie jej Złotego Globu, gdyż nie przekonała mnie swoją grą. Słabo potrafiła ukazać emocje i pozostała w cieniu swoich towarzyszy. Jennifer Lawrence spisała się bardzo sugestywnie, żona Irvinga szaleje bowiem na ekranie nieustannie rozhisteryzowana. Moim zdaniem, na uznanie zasługuje głównie charyzmatyczny Bradley Cooper, który znakomicie odnalazł się zarówno w dramatycznych, jak i komediowych scenach.
Ocena: 4/10

Kapitan Phillips / Captain Phillips
6 nominacji do Oscara

„Kapitan Phillips” to bardzo dobrze zrealizowany i pasjonujący dramat biograficzny. Twórcy szczegółowo i wiarygodnie ukazują pełną sekwencję wydarzeń: od wyruszenia załogi w podróż, przez atak piratów somalijskich, porwanie kapitana aż do emocjonującego finału zmagań. Prawdziwie poruszająca historia okazuje się idealnym materiałem na film. Co ciekawe, akcja rozgrywa się niemal tylko i wyłącznie na morzu, ale pomimo długich i mało dynamicznych scen, atmosfera nie przytłacza. Trzymająca w napięciu fabuła powoduje, że wręcz nie można oderwać oczu od ekranu. Tom Hanks jest absolutnym geniuszem i po raz kolejny ukazał swój niesamowity kunszt aktorski. Potrafił naprawdę wczuć się w tytułową rolę i przekazać głębię emocji niewielkim nakładem środków. Barkhad Abdi jak na debiutanta spisał się znakomicie, nominacją do Oscara odznaczono go jednak trochę na wyrost. Nie miał wcześniej żadnego doświadczenia aktorskiego, do filmu nauczył się pływać, sterować niewielką łodzią i korzystać z broni. Nawiązanie bliższego kontaktu z bohaterami i znalezienie się w centrum wydarzeń ułatwia zastosowanie zabiegu kręcenia z ręki.
Ocena: 8/10

Tajemnica Filomeny / Philomena
4 nominacje do Oscara

„Tajemnica Filomeny” to z pewnością najbardziej skromny i intymny obraz wśród nominowanych przez Akademię. Oparta na faktach historia skupia się na dwóch zupełnie odmiennych postaciach: serdecznej i oddanej Bogu staruszce oraz cynicznym i ironicznym dziennikarzu. Gwałtowne zderzenie ze sobą różnych światów daje niespodziewane konsekwencje i oddziałuje w równym stopniu na obie strony. Twórcy przeplatają ze sobą również wiele kontrastowych elementów, zgrabnie łącząc dramat z komizmem. Początkowo akcja pędzi i wydaje się zbyt pobieżnie traktować wybrany temat. Później jednak, gdy razem na scenę wkraczają główni aktorzy, pomimo pewnej naiwności i banalności, całość ogląda się znakomicie. Brytyjski wdzięk i charyzma powodują, że bohaterowie stają się nam bliżsi. Judi Dench dysponuje ogromnym urokiem osobistym i niezaprzeczalną gracją, a Steve Coogan – świetnym talentem komediowym i błyskotliwością. Z łatwością potrafią zjednać sobie widza i zyskać jego sympatię. Wykreowali naprawdę interesujący duet i zaliczyli pełne emocji występy. Nie można także zapomnieć, że Coogan jest także współautorem dobrego scenariusza.
Ocena: 7/10

Blue Jasmine
3 nominacje do Oscara

Już na wstępie muszę przyznać, że nie jestem wielką miłośniczką dzieł i stylu Woody’ego Allena. Uważam go jednak za mistrza w wymyślaniu błyskotliwych dialogów, które nadają pewnej świeżości nieoryginalnym fabułom. „Blue Jasmine” ogląda się bez znudzenia, właściwie dzięki fenomenalnej Cate Blanchett. Jej wrodzony wdzięk i gracja sprawiają, że od razu przykuwa uwagę widza. Zagrała niezwykle sprawnie i naturalnie, dzięki czemu kreacja przywykłej do luksusów i szukającej szczęścia Jasmine na długo zapadnie mi w pamięci. Trzymam mocno kciuki, żeby Oscar trafił właśnie w jej ręce. Na ekranie błyszczy także energiczna i sugestywna Sally Hawkins, która zaliczyła tutaj wyjątkowo udany występ. Fabuła opiera się na dość szablonowych wątkach i niczym nie zaskakuje. Okazuje się zupełnie przeciętna i nie prezentuje sobą praktycznie nic, co wyróżniłoby ją na tle innych. Akcja snuje się powoli, nie porywa i nie wywołuje żadnych emocji. Obraz zyskuje na solidnej realizacji: wspaniałych zdjęciach, barwnej scenografii i cudownych kostiumach. Niestety, po jednym seansie „Blue Jasmine” szybko ulatuje z pamięci i nie pozostawia po sobie wielu wrażeń.
Ocena: 5/10

Ratując pana Banksa / Saving Mr. Banks
1 nominacja do Oscara

Za pierwszym razem z zupełnie niezrozumiałych dla mnie teraz powodów wyłączyłam ten film po dwudziestu minutach. Jakiś czas później nastawiona dość nieprzychylnie powróciłam do seansu, który już pozytywnie mnie zaskoczył. Siła nieco bajkowej opowieści tkwi bowiem w postaci wykreowanej przez fenomenalną Emmę Thompson, którą Akademia tak karygodnie w tym roku pominęła. Uparta, zgryźliwa i zdeterminowana, żeby osiągnąć własny cel pisarka okazuje się nie lada wyzwaniem dla samego Walta Disney’a (zabawny Tom Hanks). Obserwowanie ich zmagań i postępującej powoli pracy nad ekranizacją „Mary Poppins” jest ciekawym doświadczeniem. W „Ratując pana Banksa” przeplatają się dwa różne, choć powiązane ze sobą wątki. Drugi z nich, historia Traversa Goffa i jego rodziny wydaje się jednak mało wciągająca i nużąca. Tło dla kolorowej scenografii Los Angeles i inteligentnej opowieści stanowi czarująca muzyka. Utwory są ekspresyjne i wyjątkowo różnorodne, dlatego nominacja w tej kategorii okazuje się zupełnie słuszna.
Ocena: 7/10

Labirynt / Prisoners
1 nominacja do Oscara

„Labirynt” stanowi znakomity thriller i dogłębne studium ludzkiej psychiki. Twórcy w intrygujący sposób ukazują, jak jedno tragiczne wydarzenie może rozbudzić w człowieku najgorsze instynkty. Operują kontrastami i niedopowiedzeniami, pozostawiając wiele do własnej interpretacji. Od pierwszych minut, konsekwentnie budują mroczną i złowieszczą atmosferę, dzięki której historia trafia głęboko do odbiorcy. Cechuje ją przede wszystkim nieprzewidywalność, a częste zwroty akcji są świetnie przemyślane. Oddziałuje także na emocje i angażuje, dzięki czemu śledzi się ją chwilami wręcz z zapartym tchem. Akcja rozgrywa się powoli, ujawnia przed nami jednak mniej niż chcielibyśmy się dowiedzieć. Seansowi nieodłącznie towarzyszy ogromne napięcie, które wywołuje surowa i porywająca stylistyka dzieła. Jedyna nominacja do Oscara przypadła zaskakująco tylko za zdjęcia, które prezentują odcienie szarości, a niekiedy wręcz przytłaczają swoją depresyjnością. Śledztwo w sprawie zaginionych dzieci prowadzi skryty detektyw Loki, w którego rolę wcielił się Jake Gyllenhaal. Zastosowany przez niego tik mrugania oczami nadaje mu pewnej nerwowości i niepokoju. Zagrał powściągliwie, skupiając się na pojedynczych gestach i spojrzeniach. Genialny Hugh Jackman stworzył z kolei niepowtarzalną postać zrozpaczonego ojca, buzującego od nienawiści, pragnienia zemsty i strachu.
Ocena: 8/10

1 komentarz:

  1. Nie widziałem American Hustle, ale nie może być taaaki kiepski :) Muszę się sam o tym przekonać. Osobiście ciężko mi typować zwycięzców w głównej kategorii. Powinienem zobaczyć wszystkich kandydatów a nie miałem jeszcze okazji. Za to gorąco kibicuje "Prisoners" w drodze po Oscara za najlepsze zdjęcie.

    OdpowiedzUsuń