reżyseria: Wes Anderson
scenariusz: Wes Anderson
muzyka: Alexandre Desplat
produkcja: Niemcy, USA
gatunek: dramat, komedia
gatunek: dramat, komedia
Istnieją tacy reżyserzy, których twórczość można z
łatwością rozpoznać. Każdy z nich przez lata wykształcił swój oryginalny styl,
który stanowi już jego znak charakterystyczny, a nawet wizytówkę. W filmach wiele
elementów się powtarza i występuje w nich podobna, niezawodna już obsada. Warstwa
wizualna jest dopracowana do perfekcji, a fabuła przeplata najistotniejsze dla
danej osoby motywy. Oprócz m.in. króla surrealizmu, czyli Emira Kusturicy,
miłośnika groteski – Tima Burtona czy pełnego wrażliwości Xaviera Dolana
powinniśmy zwrócić uwagę na Wesa Andersona.
Pan Gustave H. (Ralph Fiennes) pełni funkcję zarządcy
okrytego sławą, wytwornego hotelu, który znajduje się we wschodniej Europie w
fikcyjnym państwie Zubrowka. Potrafi świetnie dogodzić gościom, cieszy się dużą
renomą i zaufaniem. Cechują go wzorowe zachowanie, słabość do mocnych perfum i kobiet
w starszym wieku, które z chęcią odwdzięczają mu się za wszelkie usługi. Gdy w
tajemniczych okolicznościach umiera Madame D. (Tilda Swinton), mężczyzna dziedziczy
po niej bezcenny obraz. Przejąć całą rodzinną fortunę pragnie jednak chciwy syn
kobiety, Dmitri Desgoffe-und-Taxis (Adrien Brody). Nie cofnie się on przed
niczym, żeby pozbyć się konkurenta i odzyskać dzieło sztuki. Pan Gustave wraz
ze swoim wiernym podwładnym Zero Moustafą (Tony Revolori) próbuje wyjść cało z
wielkiej afery.
Wes Anderson jest niewątpliwie wyjątkowym i godnym uwagi
twórcą. Nieograniczona wyobraźnia i pomysłowość wciąż sprawiają, że jego dzieła
wyróżniają się na tle innych. Błyskotliwe historie, specyficzne poczucie humoru
i barwna scenografia wywołują cudowny, nietuzinkowy klimat. Wszystkie elementy
doskonale ze sobą współgrają, dzięki czemu każdy film stanowi piękną bajkę,
choć niekoniecznie dla dzieci. W odznaczonym Srebrnym Niedźwiedziem „Grand Budapest Hotel” reżyser już
od pierwszych minut wciąga nas do swojego wspaniałego, nieco wyimaginowanego
świata i szykuje niezapomnianą podróż. Stopniowo odkrywa kolejne warstwy całej
opowieści i wprowadza coraz głębiej w
sam środek akcji. W dość ryzykowny, ale i zaskakująco zręczny sposób przeplata ze
sobą kilka narracji. Cofa się coraz bardziej w przeszłość, nie gubiąc po drodze
jednak sensu i wątków. Choć nie lubię retrospekcji i wolę gdy wydarzenia dzieją
się ‘tu i teraz’, pomimo początkowych wątpliwości, dałam się uwieść jego talentowi.
„Grand Budapest Hotel” stanowi idealną definicję wyśmienitego
stylu Andersona. Jest to wręcz esencja najlepszych cech i aspektów jego twórczości.
Osiągnął bowiem najlepszą formę od czasu genialnego „Fantastycznego Pana Lisa”.
Udało mu się uniknąć przerostu formy nad treścią, który spowodował wcześniej,
że „Moonrise Kingdom” stało się tylko kolorową wydmuszką. Skupia się teraz
bardziej na fabule, nie popada jednak w schematyczność. Stosuje wyszukane
rozwiązania i nie boi się niespodziewanych zwrotów akcji. Łączy teoretycznie
sprzeczne ze sobą elementy i zręcznie manipuluje nastrojem widza. Pozwala mu
się śmiać i cieszyć, chwilę później potrafi go przestraszyć, by jeszcze później
doprowadzić do prawdziwej ekscytacji. Tworzy mieszankę wielu gatunków, dlatego
każdy z pewnością znajdzie coś dla siebie. Nie waha się nadać dziełu
ogólnego zarysu komediowego, gdzieniegdzie dodaje szczyptę dramatu i erotyki,
by w końcu zaserwować makabryczne sceny rodem z thrillera czy horroru.
Twórca traktuje wszystko nieco z przymrużeniem oka,
dzięki czemu bez problemu przeplata tragiczne wydarzenia z istną farsą. Dobrym przykładem jest
strzelanina w hotelu, która z groźnej pogoni przekształca się w zupełnie niedorzeczny
pojedynek. Historia stanowi tak naprawdę jeden wielki absurd, który udaje pewne
głębsze idee. W ten sposób Wes nas hipnotyzuje, serwuje porządną dawkę
adrenaliny i zapewnia emocjonujące przeżycia. Bawi swoim czarnym humorem i
groteską, sięga także po ironię i ogromny przepych. Spójna i wartka akcja
powodują, że treść okazuje się niezwykle bogata i składna. Nie ma tu banałów,
ckliwości czy oklepanych motywów. Liczy się przecież głównie oryginalność i silne
oddziaływanie na odbiorcę. Dopieszczona pod każdym względem produkcja wydaje
się wręcz przepisem na niezapomnianą ucztę kinomana. Jest interesująca i olśniewająca
wizualnie, więc może sprostać wymaganiom nawet najbardziej wybrednych osób.
Anderson zaangażował zaufaną obsadę, z którą współpracował
już przy wielu projektach. Ilość znanych nazwisk znacznie się jednak rozrosła i
prezentuje się naprawdę imponująco. Wybitni aktorzy pojawiają się tutaj często
tylko w kilku epizodach, ale pomimo to mają do wykorzystania ogromne pole do popisu.
Najwidoczniej, pomimo ponoć niewielkich gaż i skromnych ról, po prostu lubią u
niego grać. Niektórzy prezentują się z zupełnie innej strony niż zazwyczaj i dzięki
temu ich występy zapadają w pamięć. Nie do poznania, mocno
ucharakteryzowana Tilda Swinton wcieliła się w rolę starszej i bogatej damy,
która wprost uwielbia odwiedzać tytułowy hotel, a przede wszystkim spędzać czas
z jego właścicielem. Bill Murray, który zazwyczaj wydaje się jakby obojętny i
trochę nieświadomy tego, co się dzieje wokół niego na ekranie, tym razem okazał
się wyjątkowo ‘obecny’. Siła całej produkcji tkwi w dużej mierze właśnie w gali
fascynujących i niepowtarzalnych bohaterów. Niesamowite, że w krótkim czasie
poznajemy tak wiele różnorodnych osobowości, z których każda potrafi przykuć
uwagę.
Na czele zjawiskowej obsady stoi ekspresyjny Ralph
Fiennes, który zadziwia zarówno talentem dramatycznym, jak i komediowym. Popisał
się również ogromnym wyczuciem i charyzmą. Pan Gustave nigdy nie zapomina o nienagannych
manierach i jest perfekcjonistą. Nie wie, co to przegrana, z wdziękiem oraz
klasą stara się wyjść z każdej sytuacji. Tony Revolori świetnie pasuje do roli
lojalnego boy’a hotelowego, który nieustannie wspiera pana Gustave’a i pomaga
mu z dużym poświeceniem. Jego powściągliwa i oszczędna w środkach wyrazu gra
aktorska sprawiły, że poradził sobie naprawdę przekonująco. Na drugim planie
błyszczą także: Edward Norton, Jude Law, Harvey Keitel, (tym razem
nieirytująca) Saoirse Ronan, F. Murray Abraham, Jeff Goldblum, Jason
Schwartzman, Owen Wilson, Tom Wilkinson i Mathieu Almaric, a postrach sieje Willem
Dafoe.
Problem w tego rodzaju artystycznym kinie tkwi często w
jego jednowymiarowym charakterze. „Grand Budapest Hotel” przypomina jednak pięknie
przyrządzony deser z cukierni Mendla, który pod kolorowym i urokliwym
opakowaniem kryje w sobie równie znakomitą zawartość. Forma nie przysłania więc
tutaj najistotniejszego, czyli samej opowieści. Już na wstępie twórcy dostają
ode mnie pięć gwiazdek za szczegółową oprawę, która kolejny raz zachwyca. Na
ekranie panuje harmonia i pewna symetria, które nadają rangę arcydzieła wielu
kadrom. Zdjęcia okazują się nienowatorskie, ale genialnie rozplanowane
koncepcyjnie i po prostu oszałamiające. Gama niezliczonych barw, eleganckie wnętrza
i rozkoszne dekoracje nadają filmowi niejednolity charakter. Scenografia i
kostiumy składają się na cudne tło i są fenomenalnie dopasowane. Z oddali
oczarowuje nas trochę szalona muzyka Alexandre’a Desplata. Utwory napędzają
całą akcję i perfekcyjnie się w nią wpasowują.
„Grand Budapest Hotel” to sukces kinematografii i dzieło kompletne.
Warto obejrzeć samemu i docenić ogromny kunszt Andersona.
Ocena: 9/10
Oprawa zdecydowanie mnie urzekła, tak jak cały styl Andersona. Jednak co do fabuły mam pewne zastrzeżenia. Więcej u mnie na blogu, zapraszam. :)
OdpowiedzUsuńhttp://inny-wymiar-filmow.blogspot.com/2014/04/grand-budapest-hotel-grand-budapest.html
Wes Anderson awansował do miana mojego ulubionego reżysera. A Grand Budapest Hotel mnie oczarował! Wow
OdpowiedzUsuńniedługo się wybiorę. przeczuwam, że to będzie dobry wieczór :)
OdpowiedzUsuńJak tylko zobaczyłam obsadę i przeczytałam fabułę, wiedziałam, że muszę obejrzeć!
OdpowiedzUsuńfantastyczny feel good movie, który wielu już oczarował, przy Andersonie można być spokojnym, nigdy nie zawodzi (póki co) :)
OdpowiedzUsuńcześć! https://vimeo.com/89302848 taki deser do grand budapest hotel!
OdpowiedzUsuńaaa i krótkometrażówki w jego wykonaniu też są genialne! :)
Dzięki :) Poszłam za radą i obejrzałam jego krótkometrażowe filmy. Nowy wpis poświęciłam właśnie im.
Usuńpozdrawiam
Cieszę się! Będę śledzić dokonania (bardzo fajny blog btw :)
OdpowiedzUsuń