„Pani Dalloway powiedziała, że sama kupi kwiaty.”
Nie jestem zwolenniczką czytania książki po obejrzeniu jej adaptacji, ale czasem to właśnie ona staje się powodem sięgnięcia po pierwowzór. Film Stephena Daldry okazał się dla mnie istnym majstersztykiem i szybko trafił do grona moich ulubionych. W trakcie czytania miałam przed oczami genialne odtwórczynie głównych ról: nagrodzoną Oscarem Nicole Kidman, Meryl Streep i Julianne Moore. „Godziny” to bowiem wyjątkowo zmysłowe i poruszające dzieło.
Na przedmieściach Londynu na początku lat 20. ubiegłego
wieku Virginia Woolf zmaga się z trudnościami w tworzeniu pierwszych stron
powieści „Pani Dalloway” i próbuje opanować wszechogarniający ją obłęd. Laura
Brown wydaje się idealną, kochającą żoną i matką, która mieszka w Los Angeles
krótko po zakończeniu drugiej wojnie światowej. Pod wpływem lektury „Pani
Dalloway” zaczynają dręczyć ją wątpliwości dotyczące własnych decyzji i wyborów
życiowych. Clarissa Vaugham, mieszkanka współczesnego Nowego Jorku, planuje
zorganizować przyjęcie na cześć umierającego na AIDS przyjaciela i byłego
kochanka, Richarda, który osiągnął kolejny sukces literacki. Mężczyzna przed
laty nadał jej przydomek „Pani Dalloway”.
Idea jest zaskakująco prosta: ukazanie jednego dnia z życia
trzech kobiet, które na pozór różni zupełnie wszystko. Łączy je silne
przekonanie, że żyją dla kogoś innego, zamiast dla siebie samych oraz „Pani
Dalloway”. Im bardziej zagłębiamy się w całą historię, wątki zaczynają się w
intrygujący sposób przeplatać. Całość powoli rozrasta się i ujawnia wiele
interesujących szczegółów. Fabuła jest mało dynamiczna, pomimo to gwarantuje
niespodziewane zwroty akcji. Najwięcej dzieje się jednak w głowach bohaterów,
których przeżycia wewnętrzne okazują się wyjątkowo bogate. Dowiadujemy się
wiele o ich przeszłości, uczuciach, rozterkach i przemyśleniach. Virginia,
Clarissa i Laura poszukują szczęścia i dążą do całkowitego spełnienia. Na
przekór oczekiwaniom rodziny i przyjaciół pragną odnaleźć i w pełni wyrazić
siebie. Gubią się między własnymi pragnieniami radości i miłości, poczuciem
rozpaczy i bezsensowności a wyuczonymi zasadami i przytłaczającą
rzeczywistością. Jestem pod wciąż niesłabnącym wrażeniem, ponieważ niemal wszystkie
te emocje udało się przenieść również na ekran.
Michael Cunningham ma niewątpliwie niesamowity talent pisarski.
Korzysta z wyszukanych porównań, metafor i nie waha się urzeczywistniać swoich
najodważniejszych pomysłów. Używa wielkich słów, jego siła polega jednak na
tym, że dobrze wie, jak zrobić z nich idealny pożytek. Z namaszczeniem opisuje
zarówno życie wewnętrzne, jak i zwykłe przedmioty czy miejsca. Pięknymi słowami
celebruje nawet błahe czynności, które dzięki temu stają się wręcz rytuałami. Potrafi
na ponad pół strony scharakteryzować krzesło, a poprzez nie jego właściciela: „Zwłaszcza
krzesło Richarda jest jak gdyby niespełna rozumu (…)”, „Krzesło (…) jest ostentacyjnie
wyeksploatowane i bezwartościowe.”. Z pasją dzieli się swoimi refleksjami i
przenikliwie analizuje rozgrywające się wydarzenia. Nie ufa pozorom, spogląda w
głąb i stara się dostrzec to, co na pierwszy rzut oka niewidzialne. Skłania
czytelnika, żeby on także czytał między wierszami i zastanowił się na całą
sytuacją.
Pisarz traktuje każdą postać z równą uwagą, każdej
poświęca odpowiedni czas i pozwala, a wręcz zachęca, żeby się z nią zapoznać.
Nikogo nie szufladkuje w jednej kategorii, ukazuje raczej jak zmienna może być
ludzka natura. Rozmyśla, przewiduje, fantazjuje i daje się ponieść własnej wizji.
Nie stara się na siłę wszystkiego zdefiniować, seksualność traktuje jako płynne
i szerokie pojęcie. Pokazuje, że różne aspekty osobowości i przyczyny wielu
decyzji często trudno sprecyzować. Tworzy barwną galę nieoczywistych i
fascynujących bohaterów, którzy naprawdę przykuwają uwagę. Ich emocje są łatwo
odczuwalne, dzięki wyczerpującym i żywym opisom. Na kartach powieści konsekwentnie
kreuje nietuzinkową opowieść, która zadziwia i angażuje czytelnika. Udaje mu
się przekazać ogromny ładunek emocjonalny i oczarować. Uwodzi znakomitym stylem
i ciekawą narracją. Umieszczone na tylnej okładce określenie: „przepełniona
namiętnościami” wydaje się doskonale oddawać jej charakter.
„Godziny” cechują się niezwykle poetycką stylistyką,
która sprawia, że lektura staje się jedynym w swoim rodzaju przeżyciem. Oferuje
całą gamę wrażeń i doznań, które pozostają w pamięci na długo. Gorąco polecam
zarówno lekturę, jak i mistrzowską adaptację.
Całkowicie zgadzam się z opinią. "Godziny" to jedna z moich ulubionych książek.
OdpowiedzUsuń