reżyseria: Felix Herngren
scenariusz: Felix Herngren, Hans Ingemansson
muzyka: Matti Bye
produkcja: Szwecja
gatunek: przygodowy, czarna komedia
Właściwie wszystkie postacie wykreowane przez twórców
filmowych na stałe zapisały się w historii kinematografii. Niektóre jednak wyróżniają
się na tle innych i pozostają w pamięci na znacznie dłużej. Mam na myśli
głównie bohaterów dzieł uznawanych już za klasykę lub tych, które są szczególnie
odkrywcze w swoim gatunku. Niewątpliwe każdy widz dysponuje jednak własnymi
typami, które mają dla niego unikalne znaczenie. Co sprawia, że to właśnie one
przykuwają naszą uwagę na dłużej? Czy do tej gali nadzwyczajnych osobowości dołączy
stulatek, który wyskoczył przez okno i zniknął?
Uwielbiający eksplozje Allan Karlsson (Robert Gustafsson)
mieszka w domu spokojnej starości. Nadal jednak cieszy się świetnym zdrowiem,
choć w życiu przeszedł już niemal wszystko. Podróżował po świecie, poznał m.in.
generała Franco, Stalina, prezydenta USA Trumana i Reagana, a nawet brata
Alfreda Einsteina. W dniu swoich setnych urodzin, w czasie gdy personel przygotowuje
tort i przyjęcie, wyskakuje przez okno i ucieka z ośrodka. Bez żadnego planu, z
garścią monet w kieszeni idzie na stację. (Nie)fortunny zbieg okoliczności sprawia,
że spotyka tam członka gangu motocyklistów, który akurat przewozi cenny łup.
Niemal przez przypadek w ręce Allana trafia walizka pełna pieniędzy.
Jednym z najbardziej sprawdzonych przepisów na dobre kino
jest ukazanie niezwykłych losów człowieka od samego początku do samego końca. Uniwersalnym
przykładem wydaje się „Forrest Gump”, który okazał się niesłychanym sukcesem i
zdobył aż siedem Oscarów. Ponad dekadę później przyszedł czas na „Ciekawy
przypadek Benjamina Buttona”, w którym David Fincher w zaskakujący sposób
odświeża konwencję. W 2013 roku znalazło się i miejsce dla „Stulatka, który wyskoczył
przez okno i zniknął”. Obok tak intrygującego tytułu wręcz nie da się przejść
obojętnie. Mam wrażenie, że często im bardziej skomplikowane hasła, tym większa
nasza ciekawość tego, co dzieje się na ekranie. Plakat ukazujący staruszka w
różowym przebraniu słonia z dynamitem w dłoni sugeruje, że to szalona i
wybuchowa komedia z nietuzinkowymi bohaterami. Takie przypuszczenie okazuje się
jak najbardziej trafne, gdyż taki obraz idealnie oddaje charakter filmu.
Szwedzi próbują swoich sił łącząc pastisz ze sprawdzonym
schematem, któremu nadają jednak zupełnie nowy wyraz. Nie wahają się sięgać po
sprawdzone gagi (np. stłuczki samochodowe), ale nie boją się także
eksperymentować. Skupiają się przede wszystkim na komizmie sytuacyjnym, który okraszają
niespożytą dawką czarnego humoru. Nie znajdziecie więc tutaj banalnych żartów
słownych z najniższej półki. Nie przypominam sobie, kiedy tak dosadnie wyśmiewano
wszelki tragizm. Brak powagi w filmie pozbawia go, niestety, ładunku
emocjonalnego. Widzowi z ust nie schodzi uśmiech, trudno mu się jednak wczuć w
sytuację bohaterów i prawdziwie zaangażować się w całą historię. Odbiera jej to
jakiejkolwiek głębi i ostatecznie klasyfikuje na półce tylko wśród innych
świetnych komedii. Z pewnością, jest to znaczące wyróżnienie, ale myślę, że
rezygnując nieco z elementów komediowych mogłoby powstać coś więcej. Może po
prostu po zwiastunie spodziewałam się czegoś innego? „Stulatek…” okazuje się jednak
niesłychanie optymistyczny i stanowi dobrą receptę na poprawę humoru.
Twórcy ujawniają swoją zadziwiającą pomysłowość i
nieograniczoną wyobraźnię, czyniąc głównym bohaterem doświadczonego przez los mężczyznę.
Pomimo wieku wcale nie zamierza odchodzić z tego świata, wręcz przeciwnie.
Ucieczka z domu starości ma mu umożliwić jakby odrodzenie się na nowo. Od Allana
bije niezwykle pozytywne nastawienie do świata i pragnienie poszukiwania nowych
doznań. Swoje życie traktuje właściwie jak ekscytującą przygodę, z której warto
czerpać, ile tylko się da. Po drodze dowiadujemy się o najciekawszych
wydarzeniach, które niekiedy wspomina z niemałym utęsknieniem. Odnoszę
wrażenie, że w tym ogromie wrażeń i postaci po pewnym czasie gubi się trochę
sam Karlsson. Część epizodów nie
wnosi tak naprawdę nic do fabuły, staje się jedynie pretekstem do kolejnych
żartów. Ostatecznie reżyserowi udaje się jednak wyjść cało z sytuacji i nigdy nie
przekracza granicy dobrego smaku.
O dziele Felixa Herngrena mówi się jako o szwedzkiej
odpowiedzi na „Forresta Gumpa”. Nie jest to jednak arcydzieło, któremu należy
się niebywałe uznanie, choć muszę szczerze przyznać, że Forrest ma czego Allanowi
zazdrościć. Już dawno nie widziałam tak dziwacznej i wesołej opowieści. Seans
stanowi czystą przyjemność i doskonałą rozrywkę. Trudno mówić tutaj o grze aktorskiej,
gdyż cała obsada na dwie godziny po prostu staje się swoimi postaciami. Każdy
wnosi coś do tego obrazu i sprawia, że jest tak czarujący i nienachalnie
zabawny. Perfekcyjnie ucharakteryzowany Robert Gustafsson zdecydowanie sprawdza
się w tytułowej roli. Przykładając odpowiednią uwagę do scenografii, uczyniono
z niej znakomite tło dla rozgrywającej się historii. Zdjęcia są dość klasyczne
i niezbyt nowatorskie, ale nadają całości barwnego klimatu. Warto docenić
wyśmienicie skomponowaną, elektryzującą ścieżkę dźwiękową.
„Stulatek, który wyskoczył przez okno i zniknął” to idealna
propozycja dla wielbicieli (czarnego) humoru oraz dla tych poszukujących niezobowiązującego
i lekkiego filmu. Serdecznie polecam!
Ocena: 7/10
Niewiele brakowało, a poszedłbym na ten film, bo to wreszcie coś oryginalnego. Ale jak zawsze brakło mi czasu.
OdpowiedzUsuń