Przystępując do seansu pierwszego odcinka „Fargo”, nie
wiedziałam, czego właściwie się spodziewać. Moje oczekiwania nie były
wygórowane, a czynnikiem decydującym okazała się obecność w obsadzie genialnego
i wszechstronnego aktora, jakim jest Martin Freeman. Nie czytałam żadnego opisu
czy recenzji, postanowiłam jednak sprawdzić, co przyczyniło się do tak dużego
sukcesu tego serialu. Nie pożałowałam swojego wyboru i już po kilkudziesięciu
minutach oglądania nie miałam wątpliwości, że to idealna propozycja również i
dla mnie.
Akcja rozgrywa się w 2006 roku w Minnesocie. Policja
natrafia w lesie na nagiego, zamarzniętego mężczyznę oraz porzucony samochód.
Do prowincjonalnego miasteczka Bemidji przybywa z kolei nieznajomy nikomu
mężczyzna, Lorne Malvo (Billy Bob Thornton). Zbieg okoliczności sprawia, że
spotyka on niepewnego siebie i zdołowanego przez rodzinę sprzedawcę
ubezpieczeń, Lestera Nygaarda (Martin Freeman). Lester żali mu się na dawnego
szkolnego prześladowcę, z którym przypadkowo zetknął się po latach. Następnego
dnia dręczyciel ginie w niewyjaśnionych okolicznościach. Od tej pory spokojne
życie mieszkańców zostaje zaburzone.
Muszę przyznać, że nie oglądałam filmu braci Coen z 1996
roku, na którym opiera się fabuła serialu. Pierwszy sezon opowiada zamkniętą historię, która dzieje się
na przełomie dziesięciu, prawie godzinnych odcinków. Z prostego pomysłu twórcom
udaje się stworzyć znakomicie przemyślaną i fascynującą intrygę, która na
każdym kroku zaskakuje, a chwilami nawet szokuje. Unikają banalnych rozwiązań i
starają się przybliżać różne punkty widzenia. Wszystko zaczyna się od pozornie
niewinnego incydentu, po nim następuje długi, wręcz niekończący się ciąg
tragicznych w skutkach konsekwencji. Akcję poprowadzono w sprawny i całkiem
logiczny sposób, dzięki czemu widz z łatwością daje się porwać w szaloną i
niezapomnianą podróż w najciemniejsze zakamarki Minnesoty. Scenariusz zawiera w
sobie nie tylko motywy kryminalne i dramatyczne, ale także szczyptę humoru
(niekiedy czarnego). Wszystko bez wahania przyprawiono ogromną dawką groteski,
nadającej oryginalny wyraz dziełu.
Już od pierwszych chwil, gdy na ekranie pojawiają się
informacje o tym, że historia jest autentyczna, tylko nazwiska osób zmieniono, można wyczuć charakterystyczny klimat,
którym cechuje się „Fargo”. Seans zapewnia niezliczone i różnorodne wrażenia,
każdy stanowi naprawdę niezwykłe i silne przeżycie. Wywołuje wiele emocji,
bawi, zadziwia, a przede wszystkim wciąga w sam środek rozgrywających się na ekranie scen. Twórcy
konsekwentnie wprowadzają coraz więcej postaci i w zręczny sposób przeplatają
ze sobą kolejne wątki. Początkowo wydają się mało istotne, ale wkrótce w
nieoczekiwany sposób łączą się ze sobą. Trudno jest tu zatem wskazać jednego
bohatera pierwszoplanowego, na rozwinięcie wszystkich poświecono bowiem dużo
czasu. Składają się na pokaźną galę przedziwnych osobowości, z których każda
okazuje się ciekawa i złożona.
Stajemy się głównymi świadkami skomplikowanego śledztwa,
które prowadzi wytrwała i odważna policjantka Molly Solverson. Pomimo
przeciwności i braku wsparcia ze strony współpracowników, stara się doprowadzić
sprawę do końca i wymierzyć sprawiedliwość. Obserwujemy jeszcze losy m.in.
dwóch przyjaciół, którzy pracują jako płatni zabójcy, marzącego o karierze
listonosza Gusa Grimly, brata Lestera czy ojca Molly. Odnoszę wrażenie, że
najbardziej intrygującą postacią pozostaje i tak Lorne Malvo, którego
pochodzenie i intencje długo wydają się niejasne. W jego rolę wcielił się Billy
Bob Thornton. Aktor poradził sobie znakomicie i popisał się niesamowitą
charyzmą. Ujawnił wiele oblicz swojego bohatera, w każdym z nich okazał się
wiarygodny. Brawurowo manipuluje uczuciami widza, chwilami wydaje się naprawdę
przerażający i groźny, a innym razem zupełnie nieszkodliwy. Na ekranie
partneruje mu Martin Freeman, który w tym amerykańskim wcieleniu spisał się
fenomenalnie. Wykorzystując rozwiniętą mimikę, potrafi świetni wyrazić emocje,
które targają Lesterem. Jestem pewna, że to jeden z najlepszych występów w jego
karierze. Nie można też zapomnieć o jego akcencie :)
Oprawa audiowizualna w niczym nie ustępuje warstwie
fabularnej serialu. Utrzymano go w chłodnej stylistyce, choć niektóre elementy
silnie z nią kontrastują. Warto zwrócić uwagę na mroźne, pokryte nieprzerwanymi
warstwami śniegu krajobrazy nieprzystępnej, wręcz niepokojącej Minnesoty.
Twórcy w przekonujący sposób ukazują urok i ogromny majestat, charakteryzujące
północne tereny Stanów Zjednoczonych. Liczne zdjęcia plenerowe obrazują
bezkresną i przejmującą scenerię, która stanowi wspaniałe tło dla wszystkich
wydarzeń. Muzykę trudno wyodrębnić, jest bowiem tak nieodłącznym i spójnym
aspektem tej produkcji. Utwory podkreślają mroczny i nieco melancholijny
nastrój. Przy skromnej i nieprzekombinowanej scenografii na pierwszy plan
wysuwają się sami bohaterowie, dzięki czemu forma nigdy nie przysłania treści.
Wysmakowane kadry często ją tylko wzbogacają.
„Fargo” to porywająca
historia, w której napięcie rośnie z odcinka na odcinek. Jeżeli wciąż się
zastanawiacie lub zupełnie nie wiecie po jaki serial teraz sięgnąć, gorąco
polecam Wam tę pozycję.
Ocena: 9/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz