Nie ukrywam, że przed seansem 1. i jedynego na razie
sezonu „Sense8” obawiałam się, że będę miała z tym serialem podobny problem co
z filmem „Atlas chmur”. Siostry Wachowski uwielbiają najwyraźniej przeplatać ze
sobą wiele wątków fabularnych i oprawiać je w filozoficzno-psychologiczną
otoczkę. Niestety, takie działania spowodowały właśnie, że niemal cały
potencjał „Atlasu chmur” okazał się zmarnowany. Historia rozgrywająca się w kilku
czasoprzestrzeniach, napakowana pseudoodkrywczymi formułkami i opowiedziana z
perspektywy wielu postaci dostatecznie mnie nie porwała. Również w przypadku „Sense8”
twórcy podjęli się niezwykle trudnego zadania: przedstawienia losów ośmiu osób
w taki sposób, żeby zaangażować widza w każdy z wątków. Jest lepiej niż w
przypadku „Atlasu chmur”, tutaj realizacji pomysłu sprzyja bowiem formuła 12
odcinków.
Siła i największa zaleta serialu bez wątpienia tkwi w
różnorodności, którą reprezentują główni bohaterowie. Są ze sobą połączeni
parapsychicznie, mogą się komunikować, dzielić emocjami i doświadczeniami. Pochodzą
z najróżniejszych zakątków świata i kultur, mają różne odcienie skóry, wyznania,
orientacje seksualne oraz umiejętności. Obsada aktorska doskonale odzwierciedla te różnice. Choć twórcy w pewien sposób przypisują im
po kilka etykietek, każdy wyłamuje się ze schematycznych podziałów. Często
wydaje się wręcz zmuszony do działania wbrew przyzwyczajeniom czy wychowaniu.
Rozwój wydarzeń skłania ósemkę do przełamania własnych barier i lęków. Z pomocą
siebie nawzajem muszą stawić czoła wielu wyzwaniom.
Pomimo intrygujących dylematów moralnych i problemów, z
którymi mierzą się postacie, portrety psychologiczne potraktowano
niewystarczająco głęboko. Nie potrafiłam zaangażować się emocjonalnie w ich
losy, chwilami czułam się wręcz znudzona. Problem „Sense8” polega na tym, że praktycznie
połowa sezonu służy jedynie jako wprowadzenie. Niby sprzyja to ekspozycji
ósemki, ale jednocześnie taki zabieg potwornie spowalnia rozwój akcji. Pierwsze
kilka odcinków ogląda się jak kolaż, który pomimo wyjątkowej barwności, nuży i
nie oferuje nic zapierającego dech. Dopiero w 6. epizodzie opowieść nagle
nabiera rozpędu i w szybkim tempie prowadzi jeszcze przez dwa odcinki. Później
ponownie zwalnia i zmniejsza ekscytację odbiorcy. Jestem w stanie zrozumieć, że niektórym
nie przeszkadzają bardzo długie, niekiedy ckliwe wymiany zdań między
bohaterami. Dla mnie jednak cały odcinek poświęcony ich rozmowom i rozmyślaniom
to przesada. Świetnie widzieć, jak tak pozornie zupełnie różniący się od siebie
ludzie potrafią się wspierać i motywować do działania, ale ile można przeciągać
niektóre sceny… Ostatecznie ujęło mnie kilka naprawdę fascynujących i sprawnych
rozwiązań fabularnych. Spodobało mi się też zręczne przeplatanie tematów i
żonglowanie konwencjami. Szczególnie ujął mnie wątek Capheusa i Nomi. Scena „What’s
up?” – mistrzostwo.
Po seansie „Sense8” mam dość mieszane uczucia. Z jednej
strony czuję się zachwycona pomysłem na bohaterów, a z drugiej jestem zawiedziona
chwilami monotonnym rozwojem akcji. W ostatecznym rozrachunku oceniam ten
serial jednak pozytywnie.
Ocena: 7/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz