scenariusz: Nick Schenk
muzyka: Kyle Eastwood, Michael Stevens
produkcja: Niemcy, USA
gatunek: dramat
Clint Eastwood oprócz niesamowitego talentu do grania w
filmach i jednoczesnego pełnienia funkcji reżysera i producenta, ma też inny wspaniały
dar. Umie opowiedzieć z pozoru prostą historię w bardzo głęboki i emocjonalny
sposób. Do tej pory najsilniej poruszył mnie „Za wszelką cenę”, ale „Gran
Torino” okazał się równie wciągającym i zapadającym w pamięć dziełem.
Walt Kowalski (Clint Eastwood) jest wdowcem i weteranem
wojny w Korei. Ma silny i opanowany charakter. Żyje raczej samotnie, nie utrzymuje też dobrego kontaktu z synem. Gdy
imigranci z Azji wprowadzają się do domu obok, powoli zmienia się jego życie.
Mężczyzna jako zatwardziały rasista, początkowo nie może znieść ich obecności.
Poznaje jednak miłą i wygadaną Sue (Ahney Her), która całkowicie toleruje jego
złośliwe zachowanie. Pewnego dnia chłopak o imieniu Thao (Bee Vang), jeden z
nowych sąsiadów próbuje ukraść największy skarb Walta – samochód Gran Torino z
1972 roku. W ramach kary ma wykonywać prace, które zleci mu Kowalski.
„Gran Torino” to znakomita i inspirująca produkcja. Opowiada
o niezwykłej i szczerej więzi, która rodzi się pomiędzy starszym i zgorzkniałym
mężczyzną a młodym chłopakiem z problemami. Fabuła zaciekawiła mnie od początku
i mimo tego, że jest niezbyt skomplikowana, okazała się niezwykle fascynująca. Clint
ukazał przyjaźń pomiędzy bohaterami w intrygujący sposób, pozbawiając ją
zbędnej, ckliwej otoczki. Niektóre postawy okazały się jednak nieco przerysowane
i niewiarygodne. Akcja nie rozgrywa się szybko, powoli zmierza do zadziwiającego
i do końca trzymającego w napięciu punktu kulminacyjnego. Film wywołuje naprawdę
wiele emocji: od śmiechu aż po wzruszenie. Scenariusz wydał mi się wspaniały i pomysłowy. Moim
zdaniem dialogi są jego najmocniejszą częścią: błyskotliwe, zabawne, często
złośliwe. Pełen uprzedzeń Kowalski obraża Thao na wszystkie możliwe sposoby,
ten jednak w ogóle się tym nie zraża. W pamięci utkwiła mi scena z ich wizyty u
fryzjera, gdy Walt chce pokazać mu ‘jak być mężczyzną’. Uczy go odpowiednich jego
zdaniem zwrotów i zachowania. Wszystkie wydarzenia tworzą spójną i solidną
całość.
Gra aktorska Clinta Eastwooda jest na najwyższym
poziomie. Spisał się naprawdę doskonale i przekonująco. Jego postać nie tyle
przeżywa przemianę, co dzięki z kontaktom z Azjatami zaczyna mu wreszcie na
kimś zależeć. Lubi spędzać czas w ich towarzystwie, choć na początku czuje się
nieswojo. Wspiera ich i nie waha się ich bronić, gdy grozi im krzywda. Aktor
zagrał wyśmienicie, wyjątkowo dobrze ukazał stanowczość i pewność siebie
swojego bohatera. Młodzi aktorzy poradzili sobie przyzwoicie ze swoimi
rolami. Szczególnie zwróciłam uwagę na Ahney Her jako Sue, która wydała mi się naprawdę
pozytywną osobą. Scenografię nawet w drobnych szczegółach doprowadzono do
perfekcji. Wnętrza domów, czy sklepów okazały się charakterystyczne i ciekawie
dopełnione poprzez różnorodne dekoracje. Według mnie ścieżka dźwiękowa nieco gubi w tej
produkcji. Przewija się gdzieś w tle, ale brakuje tu oryginalniejszych pomysłów. Warto zwrócić uwagę na jednak muzyczny motyw przewodni.
„Gran Torino” to pasjonująca i sugestywna opowieść.
Kolejny kawał dobrego kina spod prestiżowego znaku Clinta Eastwooda. Polecam!
Ocena: 8/10
Eastwood nawet z portkami podciągniętymi pod samą szyję, jest po prostu genialny. Akurat Gran Torino jest filmem wyjątkowo specyficznym. Z jednej strony raziły mnie takie sceny, jak ta w piwnicy azjatów, gdzie Eastwood sączył piwo z dzieciakami. Z drugiej jednak właśnie z takich scen wyrasta taka niewymuszona szczerość, przez co bohater jeszcze bardziej "da się lubić" mimo całego jego zgryźliwego charakteru. No co tu dużo pisać - uwielbiam ten film, uwielbiam Eastwooda.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Mój ulubiony film Clinta. Za pierwszym razem podziałał niczym obuch, za drugim przeżywałam podobnie silne emocje. Prostota i przekaz, który choć wyraźny, nie narzuca się niczym nawiedzony kaznodzieja w niedzielny poranek.
OdpowiedzUsuńPrzyznam sie,że nie przepadałam za Eastwoodem jako aktorem,dopóki nie zaczął reżyserować swoich filmów...od tamtej pory czekam z niecierpliwością na każdą jego nową produkcję.Co do Gran Torino to nie mam mu nic do zarzucenia,świetnie ujęłaś to co tak naprawdę myślę o tym filmie :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam