reżyseria: Robert Zemeckis
scenariusz: John Gatins
muzyka: Alan Silvestri
produkcja: USA
gatunek: dramat
Sam temat wydaje się niezwykle ciekawy i inspirujący. Tak
też myślałam, sięgając po najnowszą produkcję Roberta Zemeckisa pt. „Lot”. Nie
pierwszy raz przekonałam się, że pozory mylą. Nie miałam dużych wymagań, ale
mimo to zawiodłam się. Zdałam sobie jednak sprawę jak ogromna odpowiedzialność leży w rękach pilota.
William „Whip” Whitaker (Denzel Washington) jest
kapitanem linii lotniczych. Ratuje
życie dziewięćdziesięciu sześciu ze stu dwóch osób, wykonując ryzykowny manewr
i bezpiecznie lądując uszkodzonym samolotem. Wielu ludzi zostaje rannych, jak i
on sam. Wkrótce zostaje okrzyknięty bohaterem, jednak wyniki badań wskazują na
to, że podczas lotu był pod wpływem alkoholu i narkotyków. Grozi mu za to kara
więzienia, nawet dożywocie.
„Lot” można podzielić na dwie części: tę lepszą, czyli
pierwsze pół godziny i tę słabą, która trwa niestety prawie dwie godziny. Na
początku w spektakularny i przekonujący sposób twórcy ukazali katastrofę
samolotu. Dowiadujemy się, że pilot był nietrzeźwy i po tym cała fabuła zaczyna
się sypać. Jej konstrukcja okazała się nieciekawa
i przewidywalna. Oczekiwałam mocnego
kina, a dostałam nużący film z beznadziejnie zmarnowanym potencjałem. Zemeckis
chciał najwidoczniej jak najwiarygodniej przedstawić problem Whipa z alkoholem
i narkotykami. Ten wątek stanowi właściwie główne, jak widać znikome, źródło
akcji. Końcowa przemiana bohatera wydała mi się przejaskrawiona i nieco absurdalna.
Produkcja jest przydługa, a oglądanie jej wyjątkowo
męczące. Akcja rozgrywa się bardzo powoli, niektóre sceny okazały się zupełnie
bezsensowne i niepotrzebnie. Większość wydarzeń wpleciono w fabułę niezgrabnie
i jakby bez intrygującego pomysłu. Scenariusz zupełnie mnie nie przekonał. Film nie
zaskakuje, nie przyciąga uwagi, wręcz przeciwnie: okropnie nudzi. Moim zdaniem
twórcy zmarnowali potencjał całej historii. Ukazali ją w tak niewyrazisty i
nieudolny sposób, że ostatecznie ciężko jest określić, co autor właściwie miał
na myśli. Jednowymiarowe i płytkie postacie przewijają się bezsensownie po
ekranie. Nie rozumiem po co wprowadzono banalny motyw z irytującą narkomanką
Nicole. William zaciekawił mnie na początku, jednak jego późniejsza postawa
zupełnie do mnie nie przemówiła.
Miałam wrażenie, że oglądam „Lot” przez grubą szybę,
która skutecznie oddziela mnie od ekranu nie przepuszczając żadnych emocji
wynikających z seansu. Opowieść nie poruszyła mnie przez to, że ukazano ją w
tak tendencyjny i nie odkrywczy sposób. Właściwie nie ma na czym skupić uwagi, a
zasługują na nią jedynie sceny katastrofy. Dalej jest tylko gorzej. Podporą tego dzieła jest Denzel Washington, który zagrał
naprawdę dobrze. W tym roku zdobył nominację do Oscara za rolę Whitakera.
Poradził sobie przyzwoicie, ale nie wybitnie w roli aroganckiego alkoholika.
Obsada drugoplanowa nie przykuwa wzroku,
wypada blado i nieprzekonująco. Według mnie Kelly Reilly jako Nicole spisała
się raczej słabo. Jej postać jest błaha i nieznacząca. Aktorka nie potrafiła
pokazać emocji, które targają jej bohaterką. Efekty specjalnie robią wrażenie w początkowej sekwencji
lotu. Dzięki nim, te sceny wciągają i trzymają w napięciu. Scenografia okazała się
doskonale dopasowana. Zaskoczyła mnie energetyczna muzyka, która choć trochę
ożywiła ten film.
Po seansie „Lotu” jestem zawiedziona i zmęczona.
Produkcja wydała mi się monotonna i przewidywalna. Nie polecam, nie warto.
Ocena: 4/10
Przyznam, że to dość ostra opinia, osobiście, choć podobne rzeczy mnie raziły, byłem raczej bardziej przychylny. Może właśnie dlatego, ze wreszcie zobaczyłem Washingotna w interesującej roli. Moim zdaniem niezłe i na pewno warte obejrzenia kino. Ale bez zachwytów.
OdpowiedzUsuńJestem bliska opinii Simona, że dość ostro potraktowałaś ten film. Ale zgadzam się, że potencjał zmarnowany, że nie ma psychologicznej głębi postaci, że o emocje ciężko. No i Denzel bardzo dobry.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Chciałoby się krzyknąć: liar!:) Zdecydowanie zbyt ostro i niesprawiedliwie oceniasz ten film. Zrealizowanie filmu tendencyjnego w taki sposób, by poruszyć jakiekolwiek struny w widzach, a przy tym dać kawał dobrej rozrywki, to duża sztuka. Zemeckisowi się to udało. Według mnie świetny film.
OdpowiedzUsuń