czwartek, 7 marca 2013

Lot (2012), czyli ryzyko często się opłaca

tytuł oryginalny: Flight
reżyseria: Robert Zemeckis
scenariusz: John Gatins
muzyka: Alan Silvestri
produkcja: USA
gatunek: dramat

Sam temat wydaje się niezwykle ciekawy i inspirujący. Tak też myślałam, sięgając po najnowszą produkcję Roberta Zemeckisa pt. „Lot”. Nie pierwszy raz przekonałam się, że pozory mylą. Nie miałam dużych wymagań, ale mimo to zawiodłam się. Zdałam sobie jednak sprawę jak ogromna odpowiedzialność leży w rękach pilota.

William „Whip” Whitaker (Denzel Washington) jest kapitanem linii lotniczych. Ratuje życie dziewięćdziesięciu sześciu ze stu dwóch osób, wykonując ryzykowny manewr i bezpiecznie lądując uszkodzonym samolotem. Wielu ludzi zostaje rannych, jak i on sam. Wkrótce zostaje okrzyknięty bohaterem, jednak wyniki badań wskazują na to, że podczas lotu był pod wpływem alkoholu i narkotyków. Grozi mu za to kara więzienia, nawet dożywocie.


„Lot” można podzielić na dwie części: tę lepszą, czyli pierwsze pół godziny i tę słabą, która trwa niestety prawie dwie godziny. Na początku w spektakularny i przekonujący sposób twórcy ukazali katastrofę samolotu. Dowiadujemy się, że pilot był nietrzeźwy i po tym cała fabuła zaczyna się sypać.  Jej konstrukcja okazała się nieciekawa i przewidywalna.  Oczekiwałam mocnego kina, a dostałam nużący film z beznadziejnie zmarnowanym potencjałem. Zemeckis chciał najwidoczniej jak najwiarygodniej przedstawić problem Whipa z alkoholem i narkotykami. Ten wątek stanowi właściwie główne, jak widać znikome, źródło akcji. Końcowa przemiana bohatera wydała mi się przejaskrawiona i nieco absurdalna.


Produkcja jest przydługa, a oglądanie jej wyjątkowo męczące. Akcja rozgrywa się bardzo powoli, niektóre sceny okazały się zupełnie bezsensowne i niepotrzebnie. Większość wydarzeń wpleciono w fabułę niezgrabnie i jakby bez intrygującego pomysłu. Scenariusz zupełnie mnie nie przekonał. Film nie zaskakuje, nie przyciąga uwagi, wręcz przeciwnie: okropnie nudzi. Moim zdaniem twórcy zmarnowali potencjał całej historii. Ukazali ją w tak niewyrazisty i nieudolny sposób, że ostatecznie ciężko jest określić, co autor właściwie miał na myśli. Jednowymiarowe i płytkie postacie przewijają się bezsensownie po ekranie. Nie rozumiem po co wprowadzono banalny motyw z irytującą narkomanką Nicole. William zaciekawił mnie na początku, jednak jego późniejsza postawa zupełnie do mnie nie przemówiła. 


Miałam wrażenie, że oglądam „Lot” przez grubą szybę, która skutecznie oddziela mnie od ekranu nie przepuszczając żadnych emocji wynikających z seansu. Opowieść nie poruszyła mnie przez to, że ukazano ją w tak tendencyjny i nie odkrywczy sposób. Właściwie nie ma na czym skupić uwagi, a zasługują na nią jedynie sceny katastrofy. Dalej jest tylko gorzej. Podporą tego dzieła jest Denzel Washington, który zagrał naprawdę dobrze. W tym roku zdobył nominację do Oscara za rolę Whitakera. Poradził sobie przyzwoicie, ale nie wybitnie w roli aroganckiego alkoholika. Obsada drugoplanowa  nie przykuwa wzroku, wypada blado i nieprzekonująco. Według mnie Kelly Reilly jako Nicole spisała się raczej słabo. Jej postać jest błaha i nieznacząca. Aktorka nie potrafiła pokazać emocji, które targają jej bohaterką. Efekty specjalnie robią wrażenie w początkowej sekwencji lotu. Dzięki nim, te sceny wciągają i  trzymają w napięciu. Scenografia okazała się doskonale dopasowana. Zaskoczyła mnie energetyczna muzyka, która choć trochę ożywiła ten film.

Po seansie „Lotu” jestem zawiedziona i zmęczona. Produkcja wydała mi się monotonna i przewidywalna. Nie polecam, nie warto.
Ocena: 4/10

3 komentarze:

  1. Przyznam, że to dość ostra opinia, osobiście, choć podobne rzeczy mnie raziły, byłem raczej bardziej przychylny. Może właśnie dlatego, ze wreszcie zobaczyłem Washingotna w interesującej roli. Moim zdaniem niezłe i na pewno warte obejrzenia kino. Ale bez zachwytów.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem bliska opinii Simona, że dość ostro potraktowałaś ten film. Ale zgadzam się, że potencjał zmarnowany, że nie ma psychologicznej głębi postaci, że o emocje ciężko. No i Denzel bardzo dobry.
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  3. Chciałoby się krzyknąć: liar!:) Zdecydowanie zbyt ostro i niesprawiedliwie oceniasz ten film. Zrealizowanie filmu tendencyjnego w taki sposób, by poruszyć jakiekolwiek struny w widzach, a przy tym dać kawał dobrej rozrywki, to duża sztuka. Zemeckisowi się to udało. Według mnie świetny film.

    OdpowiedzUsuń