wtorek, 30 lipca 2013

Ed Wood (1994), czyli z pasją do tworzenia

reżyseria: Tim Burton
scenariusz:
muzyka: Howard Shore
produkcja: USA
gatunek: biograficzny, dramat, komedia

Nie wyobrażam sobie, że ktoś inny niż Tim Burton mógłby wziąć się za reżyserowanie tej filmowej biografii. On i Wood zdają się mieć ze sobą wiele wspólnego – mroczny i często groteskowy klimat swoich dzieł, zamiłowanie do kiczu i oryginalności oraz ogromną pasję. Pierwszemu z nich nie brakuje jednak talentu i porządnego warsztatu. „Ed Wood” opowiada o życiu i czasach największych ‘sukcesów’ tego twórcy.

Edward Davis „Ed” Wood Jr. (Johnny Depp) dwa lata po swojej śmierci został okrzyknięty ‘najgorszym reżyserem wszech czasów’ i nagrodzony Złotym Indykiem za swój tragiczny dorobek. Niskie budżety filmów i brak czasu powodowały, że pracował zarówno jako reżyser, scenarzysta, aktor, montażysta i producent niezależny. Potrafił nakręcić nawet 30 scen jednego dnia, zwykle nie powtarzał żadnego ujęcia, pomimo błędów inscenizacyjnych. Do swoich filmów zatrudniał kiepską obsadę i gwiazdy, których świetność dawno już przeminęła. Pisał bezsensowne scenariusze z beznadziejnymi dialogami. Za scenografię służyły mu kartonowe makiety, zabawkowe modele – wszystko słabej jakości i wytrzymałości. Wood tworzył głównie horrory, science fiction i westerny. Za swój największy sukces i dumę uznawał „Plan dziewięć z kosmosu”. Jego inspiracją i niedoścignionym wzorcem stał się Orson Welles. 


W swojej produkcji Burton nie ukazuje Edwarda jako niespełnionego nieudacznika, ale wręcz przeciwnie – jako wielkiego pasjonata. Podkreśla jego niesamowite uwielbienie do kina i nieograniczoną wyobraźnię. Wood zawsze starał się wcielać w życie swoje nawet najdziwniejsze pomysły, pomimo tego, że zwykle kończyły się wielką klapą finansową. Miał ogromny zapał i determinację do tworzenia własnych i niepowtarzalnych dzieł. Nieustannie tryskał optymizmem i nie zrażał się kolejnymi porażkami. Pełen energii i dobrych chęci pisał, reżyserował i grał. Przez długie lata robił to, o czym marzył i co kochał – tworzył filmy. Tim okazuje mu szacunek, a obrazem „Ed Wood” składa mu hołd. 


Trzeba być naprawdę geniuszem, aby nakręcić dobry film o najgorszym reżyserze w historii kinematografii. Burton wydaje się podzielać zamiłowanie Eda Wooda i doceniać jego pracę. Nigdy nie kpi i się nie wyśmiewa, za to w interesujący sposób przedstawia najlepsze momenty z życia Edwarda – od pierwszego ‘sukcesu’, czyli opartej na faktach „Glen czy Glenda”, przez „Narzeczoną potwora” i „Plan dziewięć z kosmosu”. Nie wspomina nic o jego późniejszych porażkach i upadku. Opowiada pasjonującą i pełną humoru opowieść, której można łatwo dać się porwać. Komizm i elementy dramatyczne doskonale wyważono, dzięki czemu ogląda się ją naprawdę wyśmienicie. Gala śmiesznych postaci, niesłychane sytuacje i często żartobliwe dialogi nadają niepowtarzalny, nieco groteskowy charakter dziełu. Twórcy zachowują film w konwencji horroru z lat 30. I 40. ubiegłego wieku. Uwypukla to już sama czołówka, w której imiona i nazwiska umieszczono na cmentarnych nagrobkach. Sprzyja temu także czarno-biały obraz i bardzo klimatyczna muzyka Howarda Shore’a. Charakteryzacja, scenografia i kostiumy są perfekcyjnie dopasowane i unikalne. 


Dobór obsady okazuje się znakomity i wyjątkowo trafny. W tytułową rolę wcielił się brawurowy Johnny Depp. Potwierdził swoją wszechstronność, spisując się świetnie zarówno w scenach bardziej komediowych, jak i sytuacjach dramatycznych. Udało mu się w ciekawy sposób odtworzyć postać Wooda i nadać jej nieco komicznego charakteru. Bohater chodzi wiecznie uśmiechnięty, tryska energią i entuzjazmem. Działa szybko i energicznie, nigdy nie traci czasu, szczególnie na udoskonalanie swoich dzieł. Z charakteru jest ogromnym optymistą i marzycielem. Ma nieco wstydliwy fetysz – lubi przebierać się w damskie ubrania, co powoduje wiele dziwnych incydentów. Pomimo oczywistego talentu Deppa niemal każdą scenę, w której się pojawia kradnie mu Martin Landau jako Bela Lugosi. Jego bohater wystąpił niegdyś w filmie „Dracula”, ale swoją karierę ma już dawno za sobą. Pogrążonego w depresji, uzależnionego od narkotyków aktora ratuje Wood, oferując angaże w swoich produkcjach i przyjaźń. Landau zagrał znakomicie i niezwykle przekonująco. Jego głos i gesty chwilami naprawdę wywołują ciarki na ciele. Za swoją oszałamiającą kreację odznaczono go m.in. Oscarem, Złotym Globem i nagrodą Aktor – jak najbardziej zasłużenie! Sarah Jessica Parker i Patricia Arquette zagrały role najważniejszych kobiet w życiu Edwarda. Obie poradziły sobie dobrze; pomimo podobnych charakteryzacji, wypadły wyjątkowo. Wyróżnia się również zabawny Bill Murray jako aktor, chcący przejść operację zmiany płci. Jego gra jest powściągliwa, ale potrafi rozbawić nawet samą mimiką.

„Ed Wood” to zajmująca opowieść o miłości do tworzenia filmów. Warto go obejrzeć, bo to jeden z najlepszych obrazów w dorobku Tima Burtona. Gorąco polecam!
Ocena: 9/10

poniedziałek, 22 lipca 2013

Nagle pukanie do drzwi - Etgar Keret

Na pierwszy rzut oka, uwagę zwraca wyjątkowo wyrazista i pełna kontrastów okładka oraz przeciętna objętość. Nie dajcie się jednak zwieść! To w żadnym wypadku nie jest książka dla najmłodszych, a na 257 stronach dzieje się więcej niż w niejednej bardziej pokaźnej pozycji. „Nagle pukanie do drzwi” stanowi najnowszy zbiór 38 opowiadań autorstwa znanego izraelskiego pisarza polskiego pochodzenia, Etgara Kereta.

Opowiadania nie są ze sobą związane fabularnie i poruszają różnorodną tematykę. Poeta zostaje zmuszony przez brodatego mężczyznę z pistoletem do opowiedzenia jakiejś historii, Rubi spotyka postacie ze swoich własnych kłamstw, kobiecie umiera planowany kiedyś mąż, Hagi ciągle fantazjuje, Miron podszywa się pod innych ludzi w kawiarni, babcia zamyka wnuka samego w pokoju, Ronelowi ucieka pies, zakochani mają zamki błyskawiczne pod językami, Maja pisze kreatywne opowiadania, płatny morderca odradza się w ciele pluszowego misia…

„Nagle pukanie do drzwi” ociekają komizmem, melancholią oraz tęsknotą za innym życiem. Wszystkie wydarzenia dzieją się we współczesnym świecie i okazują się bardzo uniwersalne. Podobne sytuacje mogą mieć miejsce na co dzień, w bliskim nam otoczeniu. Keret nadaje głębszy sens nawet pozornie zwykłym czynnościom. Stosuje tzw. realizm magiczny i łączy wiele gatunków literackich. W barwny sposób ukazuje różne oblicza rzeczywistości, również na granicy snu i wyobraźni. Wszystkie jednak stają się niezwykle prawdziwe i możliwe. Granice między sennymi marzeniami a jawą się zacierają, doprowadzając do wielu zabawnych lub dramatycznych przygód. Sprawne manipulowanie groteską sprawia, że opowiadania zadziwiają i porywają. Absurdy mnożą się na stronach w zastraszającym tempie. Znacznie udziwniają całość i ciekawie wpasowują się do niekonwencjonalnego i bezprecedensowego humoru (często czarnego). Surrealizm sprzyja jeszcze większej ilości elementów zaskoczenia. Rozwiązania fabularne bywają zupełnie niespotykane i zadziwiające. Z tych niekiedy niedopowiedzianych, niezwykle barwnych i abstrakcyjnych myśli płynie wiele mądrości i prawd. Niektóre opowiadania są ‘lżejsze’, inne nieco trudniejsze, a wszystkie wieloznaczne. Najlepsze, że każdy może je zrozumieć na swój własny sposób. Moimi ulubionymi są: „Przyjęcie niespodzianka”, „Złota rybka” i „Twórcze pisanie”.

Styl pisarski autora jest przystępny i bardzo swobodny. Nie waha się używać sformułowań potocznych, a niekiedy nawet wulgarnych zwrotów. Ironizuje i naśmiewa się z wielu zagadnień, pisze odważnie i nie ma żadnych zahamowań. Przełamuje powszechne tabu i sięga wielkimi garściami do różnej tematyki, także takiej, o której nie mówi się głośno. Jego spostrzeżenia wydają się zwykle niebywale trafne i błyskotliwe, czasem kpiące. Dzieli się swoimi luźnymi refleksjami poprzez myśli oraz działania fascynujących i wiarygodnych bohaterów. Są to zwyczajni ludzie, dlatego naprawdę łatwo się z nimi utożsamić. Na pewno przeżyliśmy podobne sytuacje, mieliśmy takie problemy czy marzenia, jak niektórzy z nich. Pomimo tego, że po kilku stronach musimy się z nimi żegnać, można się do nich przywiązać.

„Nagle pukanie do drzwi” to pierwsza, ale z pewnością nie ostatnia książka Kereta po którą sięgnę. To niesamowite i intrygujące opowiadania pokazujące, jak barwne jest ludzkie życie. Polecam!
Ocena: 5/6

czwartek, 18 lipca 2013

Mój TOP 10 filmów Tima Burtona

10. Charlie i fabryka czekolady / Charlie and the Chocolate Factory (2005)

„Charlie i fabryka czekolady” to kolorowa i zabawna produkcja familijna. Pochodzący z ubogiej rodziny Charlie zdobywa złoty bilet do fabryki słodyczy Willy’ego Wonki i wraz z innymi dziećmi odwiedza ją. Już na pierwszy rzut oka zachwyca kolorystyka i efekty specjalne. Konstrukcje, sale i krainy pełne różnego rodzaju słodkości oczarowują i olśniewają. Oprócz niezwykłej palety barw i miejsc, wyróżniają się także często komiczni bohaterowie. Fabuła jest wciągająca i inspirująca, a gra aktorska bardzo dobra. Johnny Depp, dzięki kapitalnej charakteryzacji, zupełnie nie przypomina samego siebie.

9. Frankenweenie (2012)

„Frankenweenie” to bajka, ale skierowana raczej dla starszych odbiorców. Gdy Victorowi ginie w wypadku samochodowym ukochany pies Sparky, wykorzystując moc nauki, chłopiec przywraca go do życia. Czarno-biała kolorystyka i oryginalna tematyka nadają filmowi mrocznego klimatu. Twórcy połączyli grafikę komputerową z animacją poklatkową, dzięki czemu każda postać wygląda intrygująco i charakterystycznie. Sprawnie manipulując elementami groteski i czarnej komedii, zaskakują i przykuwają uwagę widza.

8. Dylogia o Batmanie (1989, 1992)

„Batman” stał się filmowym przełomem w ukazywaniu postaci Człowieka-Nietoperza. Jego największym przeciwnikiem jest tu budzący grozę Joker. Michael Keaton poradził sobie z postawionym mu zadaniem i w tytułowej roli wypadł przekonująco. Największym atutem tej produkcji okazuje się jednak fenomenalny Jack Nicholson. Joker jest nieprzewidywalny i szalony, jednocześnie wzbudza zarówno śmiech, jak i strach. Obraz nie wydaje się widowiskowy, kostium Batmana nieco śmieszy, a Kim Basigner chwilami irytuje. Burton stworzył jednak unikalny wizerunek Gotham i pomimo wszystkich wad produkcje ogląda się z dużą ciekawością.


„Powrót Batmana” okazuje się jeszcze bardziej dziwaczną i niepokojącą częścią od poprzedniej. Batman musi obronić miasto przed rządami przebiegłego Pingwina i tajemniczej Kobiety-Kot. Fabuła zaciekawia i zdumiewa. Danny DeVito i Michelle Pfeiffer zadziwiają i znakomicie spisują się w swoich niekonwencjonalnych rolach. Potrafią wzbudzić przerażenie nawet u widza.
Burton ukazał Gotham jako ciemne, duszne i niebezpieczne miejsce, w którym grasują najdziwniejsze możliwe osobniki. Taki charakter podkreśla niepokojąca muzyka, obskurna scenografia i świetnie dopasowane kostiumy. 

7. Sweeney Todd: Demoniczny Golibroda z Fleet Street / Sweeney Todd: The Demon Barber of Fleet Street (2007)


„Sweeney Todd” wychodzi poza ramy swoich gatunków, jest to zarówno musical, jak i thriller zawierający także elementy horroru. Tytułowy bohater poprzysięga zemstę na sędzim za śmierć żony i porwanie córki. Zakłada z panią Lovett interes: on otwiera zakład fryzjerski i podcina gardła klientom, a ona przerabia ich na nadzienie do pasztecików. Fabuła prezentuje się zbyt dziwacznie, ale Burton po raz kolejny udowodnia, że ma wszystko pod kontrolą. Odpowiednio wyważa proporcje, nie przesadza ani z ilością piosenek, ani z litrami krwi. Pomimo tragizmu i grozy, okrasza film ogromną dawką czarnego humoru. Scenografię wyróżnia ponura kolorystyka i ciekawe spojrzenie na Londyn z tamtych czasów. Kostiumy zachwycają wyjątkowymi krojami i zdobieniami. Gra aktorska prezentuje się na przyzwoitym poziomie, nominację do Oscara zdobył tu brawurowy Johnny Depp.

6. Gnijąca panna młoda / Corpse Bride (2005)

„Gnijąca panna młoda” to genialnie wykonana i zmontowana animacja poklatkowa. Victor, w trakcie przygotowań do ślubu, przypadkiem wsadza obrączkę na skostniały palec zamordowanej dziewczyny. Trafia do świata zmarłych, gdzie próbuje wybrnąć z zaistniałej sytuacji. Wszystkie figurki zostały wykonane z zadziwiającą precyzją i starannością. Dzięki temu, każda postać wydaje się niezwykła i od razu się czymś wyróżnia. Burton skorzystał z wielu kontrastów i porównań. Świat żywych jest czarno-biały, a zmarłych – pełen barw i ‘tętniący życiem’. Fabuła okazuje się również zajmująca i pełna specyficznego humoru. Ścieżka dźwiękowa Danny’ego Elfmana jest cudowna i szybko wpada w ucho.

5. Jeździec bez głowy / Sleepy Hollow (1999)

„Jeździec bez głowy” to niezwykle wciągający i nieprzewidywalny horror. Ichabod Crane, nowojorski policjant, przybywa do małej osady, aby rozwiązać zagadkę licznych morderstw. Fabuła zawiera sporo zwrotów akcji i trzyma w napięciu do samego końca. Film raczej nie przeraża, ale wspaniały klimat, niesamowita muzyka i tajemnicza historia sprawiają, że ogląda się go z dużą uwagą. Znakomita scenografia i efekty specjalne powodują, że krajobraz przypomina wielki, namalowany na płótnie obraz. Kolorystyka jest raczej chłodna i mroczna. Johnny Depp zagrał fenomenalnie i naprawdę wiarygodnie.

4. Edward Nożycoręki / Edward Scissorhands (1990)

„Edward Nożycoręki” to wzruszająca i piękna opowieść o chłopcu, który zamiast dłoni ma nożyce. Tragizm i wyobcowanie tytułowego bohatera podkreśla zastosowana przez Burtona groteska. Miasteczko jest kolorowe i tandetne, wygląda niemal jak makieta, a zamek Edwarda spowija ciemność. Scenografia i kostiumy są doskonale dobrane i świetnie wkomponowują się w klimat. Morał, jakby z bajki dla dzieci, zobrazowano z powagą i przy pomocy wielu kontrastów. Fabuła okazuje się bardzo przejmująca i inspirująca. Sprawia, że film porywa i wspaniale się go ogląda.

3. Ed Wood (1994)

„Ed Wood” to pewnego rodzaju hołd 'najgorszemu reżyserowi wszech czasów' złożony przez Tima Burtona. Karierę tego tragicznego reżysera ukazano tu w czasach jego największej świetności. Każde ujęcie kręcił tylko raz, scenografia składała się z kartonów i makiet, scenariusze były beznadziejne, a gra aktorska - znikoma. Burton w fascynujący sposób ukazuje jego pracę i niesamowite poświęcenie dla swojej wielkiej pasji. Johnny Depp w tytułowej roli spisał się nadzwyczaj przekonująco - wiecznie uśmiechnięty i pełen niespożytkowanej energii. Cały obraz utrzymano w klimacie horrorów lat 30. i 40, muzyka, charakteryzacja i scenografia tylko to uwypuklają. 

2. Duża ryba / Big Fish (2003)

„Duża ryba” to chyba najmniej ‘burtonowskie’ dzieło tego reżysera. Nie posiada mrocznego klimatu, główny bohater nie jest samotnikiem, wręcz przeciwnie – to podróżnik i dusza towarzystwa. Umierający Edward Bloom opowiada synowi historię swojego życia, w której prawda miesza się z fikcją. Fabuła jest fantastyczna i zachwyca swoim bajkowym charakterem. Siła filmu w dużej mierze tkwi w gali niewiarygodnych bohaterów, występują tu: bliźniaczki syjamskie, kolos, właściciel cyrku, poeta. W parze idzie również wyśmienita obsada na czele ze świetnym Ewanem McGregor’em, Heleną Bonham Carter i Steve’m Buscemi na drugim planie. Scenografia i muzyka Danny’ego Elfmana sprawiają, że nie można oderwać się od seansu.

1. Sok z żuka / Beetle Juice (1988)
 

Pomimo tego, że „Sok z żuka” jest najstarszym filmem w tym rankingu, to właśnie jemu przyznaję zaszczytne pierwsze miejsce. Niedawno zmarła para powraca do swojego domu jako duchy i z pomocą bio-egzorcysty Beetlejuice’a postanawia wypędzić rodzinę, która się tam wprowadziła. Jestem pewna, że to dzieło nie wszystkim przypadnie do gustu, mi jednak każdy seans sprawia ogromną przyjemność. Historia jest oryginalna i porywająca, często zaskakuje. Aktorzy poradzili sobie brawurowo, a Michael Keaton stworzył najbardziej wyrazistą rolę w swojej karierze, Efekty specjalne (delikatnie mówiąc) nie są widowiskowe, scenografia wygląda niekiedy dość sztucznie, fabuła wydaje się dziwaczna – i właśnie o to chodzi! Ja kupuję tę szaloną i nieco kiczowatą wizję całkowicie. Wszystkie elementy składają się na niezwykłą i genialną czarną komedią, która stanowi kwintesencję burtonowskiego stylu.

*W rankingu wzięłam pod uwagę tylko filmy pełnometrażowe, których reżyserem jest Tim Burton.

niedziela, 14 lipca 2013

Dziewczyna z lilią (2013), czyli pochwała efekciarstwa

tytuł oryginalny: L'ecume des jours
reżyseria: Michel Gondry
scenariusz: Luc Bossi
muzyka: Etienne Charry
produkcja: Francja
gatunek: dramat, fantasy

Z filmami surrealistycznymi jest tak, że albo okazują się fascynującą ucztą dla oczu, albo następuje w nich przerost formy nad treścią. „Dziewczyna z lilią”  zalicza się, niestety, do tej drugiej grupy.  Ma ogromny potencjał, uważam, że z takiego pomysłu mogła powstać naprawdę dobra produkcja. Twórcy stawiają jednak na efekciarstwo (nie efektowność) i zdecydowanie… przesadzają.

Colin (Romain Duris) jest młodym i bogatym wynalazcą. Ma właściwie wszystko, czego pragnie – piękny dom, wspaniałych przyjaciół i dużo pieniędzy. Nie musi pracować, zatrudnia nawet własnego kucharza, Nicolasa (Omar Sy). Na jednej z imprez towarzyskich poznaje uroczą Chloé (Audrey Tautou). Od pierwszego spotkania wpadają sobie w oko, a wzajemne zauroczenie szybko przeradza się w miłość. Prowadzą beztroskie i przyjemne życie, niczego im nie brakuje. Wkrótce spełniają swoje marzenie i biorą ślub. Po jakimś czasie Chloé zapada na bardzo rzadką i ciężką chorobę – w jej płucach zaczyna rozwijać się lilia wodna. Niekonwencjonalne metody leczenia pochłaniają wiele kosztów i Colin wpada w kłopoty finansowe.


Pierwsza połowa filmu jest barwnym, ale pretensjonalnym pokazem niezliczonych możliwości efektów specjalnych. Twórcy chcą się popisać i jednocześnie oczarować jak największą ilością niesamowitych urządzeń, pojazdów i potraw. Na każdym kroku zasypują widza dziwacznymi rozwiązaniami, takimi jak kucharz w lodówce, myszo-człowiek, okrągły pokój, poruszające się dania czy wymyślne tańce. Z jednej strony udowadniają swoją niezwykłą pomysłowość i oryginalność, a z drugiej sprawiają, że obraz staje się wyjątkowo kiczowaty. Zamiast wziąć sobie do serca zasadę ‘co za dużo, to niezdrowo’, ciągle kombinują i spieszą się. Milo byłoby, choć na chwilę zatrzymać się i odpocząć, ale najwyraźniej w świecie Colina nie ma miejsca na chwilę wytchnienia. Pokazując aż tyle, nie potrafią niczym na dłużej przykuć uwagi i powodują, że całość wydaje się sztuczna. Ja rozumiem, że to dzieło surrealistyczne, ale bez przesady! Warstwa artystyczna przysłania sens i fabułę, która okazuje się wręcz znikoma.


Historia zaczyna się rozwijać dopiero później i to bardzo powoli. Druga połowa filmu okazuje się raczej pesymistyczna i utrzymana w ponurym klimacie. Na ekranie panuje coraz większy chaos i mam wrażenie, że nawet sami twórcy zaczynają się w nim gubić. Wydarzenia są kompletnie absurdalne i nielogiczne, a niektóre nawet niezrozumiałe. Chwilami powodują dużo śmiechu, ale wywołanego głównie idiotyzmami fabularnymi. Wątek choroby Chloé jest zepchnięty na drugi plan, a nieustanny prym wiodą efekty specjalne. Na celowniku pozostaje postać Colina, któremu nie przydarza się absolutnie nic ciekawego. Podobnie wygląda sytuacja jego przyjaciół, których motywy działania wydają się całkowicie bezsensowne. Wszyscy bohaterowie są płascy i banalni, nie mają w sobie nic, co mogłoby ich wyróżnić.


„Dziewczyna z lilią” to bajecznie kolorowy i nieskładny dramat z elementami fantasy. Niestety, nie wciąga i nie wywołuje praktycznie żadnych emocji. Twórcy realizują swoją ryzykowną wizję w szalony i bezkompromisowy sposób. Przez bite dwie godziny serwują istną karuzelę atrakcji, które mają zachwycać, a po pewnym czasie zwyczajnie nudzą i męczą. Francuzi stworzyli wydmuszkę, ale trzeba przyznać, że dość intrygującą wizualnie. Na duży plus warto zaliczyć niewiarygodne efekty specjalne, świetny montaż i ładne zdjęcia. Barwna scenografia i kostiumy podkreślają baśniowy charakter produkcji i składają się na jej tło. Ścieżka dźwiękowa nie zadziwia, choć można w niej odnaleźć również wyjątkowe utwory.


Gra aktorska okazuje się przyzwoita, ale niewybitna. Obsada zrobiła, co mogła, aby wycisnąć jak najwięcej ze źle rozpisanych bohaterów. Romain Duris poradził sobie nieźle w roli Colina, ale mam wrażenie, że nie potrafił głębiej ukazać jego cierpienia i smutku. Niewątpliwie, jego życie za sprawą choroby ukochanej znacznie się zmienia. Staje się bankrutem, a jego dom – coraz bardziej zapuszczony i zachwaszczony. Audrey Tautou jako Chloé dotrzymała mu kroku, na szczęście nie powielając swojego występu z „Amelii”. Główni aktorzy osobno spisali się dobrze, problem następuje, gdy muszą pokazać uczucia wobec siebie nawzajem. Pomiędzy nimi nie ma chemii, trudno uwierzyć też w ich miłość. Na drugim planie swoje miejsce stara się znaleźć znany z „Nietykalnych” Omar Sy. Zamiast znakomitą grą, oczarowuje jedynie uśmiechem.

„Dziewczyna z lilią” zawodzi i nie satysfakcjonuje nawet jako lekkie kino. Uwierzcie mi – nie warto po ten film sięgać.
Ocena: 4/10